NBA. Wizards Gortata rozsypali się w końcówce. Porażka z Lakers po dogrywce

Zespół Marcina Gortata przegrał pierwszy mecz w sezonie. Na własne życzenie. Washington Wizards po dogrywce ulegli Los Angeles Lakers 99:102, choć jeszcze w czwartej kwarcie mieli 10-punktową przewagę.

O meczu było głośno od kilku dni po tym, jak Marcin Gortat odpowiedział na zaczepkę LaVara Balla, który był pewien, że zespół jego syna (Lonzo) nie przegra z Wizards. Polak stwierdził, że John Wall będzie „torturował” Balla przez cały mecz. Murem za swoim kolegą stanęli gracze Lakers, a w czwartek nad ranem polskiego czasu zagrali na tyle dobrze, by ograć niepokonanych do tej pory Wizards.

Wydawało się, że ekipa z Waszyngtonu, nawet nie grając na swoim najwyższym poziomie, pokona Lakers. W końcu po trzech kwartach Wizards prowadzili 10 puntami, a jeszcze siedem minut przed końcem po punktach Gortata było 85:75 dla gości. Ale wtedy Wizards przestali bronić, a skuteczniej zagrali Lakers, rzucili 10 punktów z rzędu i doprowadzili do remisu na trzy i pół minuty przed końcem spotkania.

Wizards nie byli w stanie im odskoczyć. Pudłowali z gry i z rzutów wolnych. Na sekundę przed końcem Brandon Ingram dobił pod koszem swój niecelny rzut i doprowadził do dogrywki, w której to oni byli bardziej wyrachowani.

Na minutę przed końcem „trójkę” z rogu boiska trafił Kentavious Caldwell-Pope, wyprowadził Lakers na punkt przewagi i zaczął się festiwal błędów z obu stron. Bardziej kosztowny dla Wizards. 11 sekund przed końcem John Wall wbił się pod kosz, ale nie udało mu się wymusić faulu Juliusa Randle i stracił piłkę. Lakers mądrze rozegrali akcję, uniknęli szybkiego faulu, a niepilnowany pod drugim koszem Randle powiększył przewagę do trzech punktów.

Wizards mieli jeszcze szansę przedłużyć ten mecz. Do dyspozycji mieli cztery sekundy, ale John Wall ani nie wymusił faulu Lonzo Balla, ani nie trafił z dystansu, ani nie podał do lepiej ustawionego Bradley’a Beala.

Marcin Gortat zagrał 37 minut, trafił cztery z ośmiu rzutów z gry i trzy z sześciu rzutów wolnych, czyli w sumie 11 punktów. Miał aż 14 zbiórek, asystę, blok, ale też stratę i trzy faule. Trafił dwa ważne rzuty w czwartej kwarcie, ale na początku dogrywki spudłował dwa rzuty wolne. Gdy był na parkiecie, Wizards przegrali ten fragment meczu różnicą 11 punktów. Gorszy wskaźnik +/- w jego drużynie miał tylko John Wall (–14).

Rozgrywający Wizards, który miał przez cały wieczór torturować Lonzo Balla, zagrał przeciętnie jak na swoje możliwości. Miał 18 punktów, dziewięć asyst, trzy zbiórki. Od połowy trzeciej kwarty był kompletnie niewidoczny, w końcówce do kosza trafił tylko raz, w dogrywce podejmował złe decyzje. Najwięcej punktów dla Wizards - 28 - rzucił Beal.

Obserwowany bacznie przez wszystkich Lonzo Ball znów miał spore problemy z własną gr w ataku (2/11 z gry, w sumie sześć punktów), ale grał przytomnie w obronie (dwa razy wybił piłkę Wallowi), solidnie walczył na tablicach (9 zbiórek) i dobrze podawał (10 asyst). Agresywniej zagrał w dogrywce - po jednym z wejść pod kosz zdobył punkty, przy drugim odegrał do Kyle’a Kuzmy, który trafił trójkę. Miał też najwyższy wskaźnik =/- w drużynie (+14).

Najwięcej punktów dla Lakers, 19, rzucił Brandon Ingram, punkt mniej miał Larry Nance Jr.

Dla Lakers była to druga wygrana w sezonie, ale pierwsza przed własną publicznością. Zespół zajmuje siódme miejsce w Konferencji Zachodniej.

Washington Wizards przegrali po raz pierwszy w sezonie. Z bilansem 3–1 zajmują trzecie miejsce na Wschodzie. Zespół Marcina Gortata zagra jeszcze dwa mecze wyjazdowe z rywalami z Zachodu - w piątek z Golden State Warriors oraz w niedzielę z Sacramento Kings.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.