EuroBasket 2017. Czego dowiedzieliśmy się po porażce z Finlandią?

Brak zimnej krwi i wyrachowania, straty wciąż bolą, a rzuty wolne trzeba trafiać - tego dowiedzieliśmy się po porażce Polaków z Finami po dwóch dogrywkach (87:90) w trzecim meczu EuroBasketu.

Polacy tracą głowę w końcówkach

Półtorej minuty przed końcem Biało-Czerwoni prowadzili z Finlandią różnicą dziewięciu punktów. Nawet 50 sekund przed końcem po celnej trójce Sasu Salina było pięć punktów przewagi. Polacy nie byli w stanie jej obronić. Po serii głupich strat dali rywalom szansę na doprowadzenie do dogrywki, a ci z niej po prostu skorzystali.

Zabrakło opanowania i wyrachowania w końcowych sekundach. Odrobiny cwaniactwa. To łatwe wnioski sprzed telewizora, ale bardzo rzadko, nawet w koszykówce, zdarza się, by drużyna w tak kiepskim stylu pozwoliła dogonić się rywalowi. 50 sekund w koszykówce to mnóstwo czasu, Finowie go wykorzystali z zimną krwią.

Straty ciągle nas bolą

Aż 17 razy w tym meczu Biało-Czerwoni tracili piłkę, Finowie o raz mniej, ale oni po naszych stratach zdobyli 24 punkty, my po ich o pięć mniej. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Polacy wciąż tracą piłkę w głupi sposób - podania w nogi, podania w aut czy jak w decydujących momentach - w ręce rywala.

To przez głupie straty i brak dobrej gry w ataku musieli gonić niemal od początku meczu i odrabiać 14 punktową stratę. To głupie straty w ostatnich 90 sekundach kosztowały ich wydawałoby się pewne zwycięstwo w meczu. Szkoda.

Rzuty wolne do poprawy

17/28 - to skuteczność Biało-Czerwonych z linii rzutów wolnych. Finowie trafili 17 z 20 prób. Ale co ważne, Polacy pudłowali je w najważniejszych momentach. W drugiej dogrywce stracili w ten sposób szansę na pięć punktów - dwóch rzutów wolnych nie trafił Slaughter, aż trzech Przemysław Karnowski. W dogrywkowej walce o to, kto pierwszy pęknie, miało to na pewno znaczenie. To Polakom wynik zaczął uciekać, to Finowie byli nieco z przodu i to nie im się zaczynało spieszyć.

Była dobra obrona

Gdyby nie przegrana w fatalny sposób końcówka czwartej kwarty z tego meczu zapamiętalibyśmy to, że Biało-Czerwoni naprawdę potrafią dobrze bronić zespołowo. Przez osiem minut czwartej kwarty pozwolili Finom rzucić tylko osiem punktów. Wcześniej byli w stanie odrobić aż 14 punktową stratę i wrócić do gry. Także dzięki świetnej obronie.

Tomasz Gielo okazał się do pewnego momentu dobrym pomysłem na bronienie przeciwko Lauriemu Markkanenowi, dość skutecznie ograniczył rywala, który wkrótce ma szanse stać się jedną z gwiazd ligi NBA. A zmiany krycia sprawiały rywalom sporo problemów. To może dawać nadzieję przed ostatnimi meczami grupowymi z Francją i Grecją.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.