Turniej dla kapitana polskiej reprezentacji zaczął się kiepsko. Już w 46 sekundzie meczu ze Słowenią po zderzeniu z rywalem miał rozcięty łuk brwiowy, musiał wrócić na ławkę rezerwowych i choć potem grał długo, to rytmu nie mógł złapać.
Z Islandią początek też miał trudny, ale to jego dobra seria w drugiej kwarcie tchnęła Polaków do lepszej gry i zbudowania przewagi. Waczyński zagrał kilka dobrych akcji z rzędu w obronie, w ataku popisał się cwaniactwem, dzięki któremu wymusił kilka fauli rywali. A gdy przewaga się powiększyła, miał więcej miejsca na swoje rzuty. Mecz zakończy z 15 punktami, trafił 3 z 6 rzutów z gry i wszystkie siedem rzutów wolnych. Miał też sześć zbiórek.
Duży wkład w zwycięstwo mieli rezerwowi, którzy zdobyli blisko połowę z 91 punktów reprezentacji Polski. Swój chyba najlepszy mecz w kadrze do tej pory rozegrał Tomasz Gielo. Gdy był na parkiecie, to Polska wygrała ten fragment meczu różnicą 22 punktów. Tchnął sporo energii do gry w drugiej kwarcie i w zasadzie robił wszystko. Gdy dostał piłkę na obwodzie, to trafiał z dystansu (dwa razy), miał skuteczne wejście pod kosz. Dobrze podawał (trzy asysty), w tym raz przy podwojeniu świetnie odegrał do Waczyńskiego, pomagał w walce o zbiórki (pięć padło jego łupem). Miał nawet blok.
Polacy w drugim kolejnym meczu niemal nie wyprowadzali szybkiego ataku, a jeśli już to wstrzymywali akcje. Dzięki kontrom w meczu z Islandią zdobyli tylko cztery punkty, Słoweńcom rzucili po szybkim ataku tylko siedem punktów. Rywale? Islandia zdobyła 11 punktów po kontrach, a Słowenia aż 20.
Z Islandią aż się prosiło, zwłaszcza w pierwszej połowie, gdy gra była bardzo chaotyczna i szarpana, by po zbiórkach szybko przenieść piłkę pod drugi kosz. Tego zdecydowanie zabrakło. A to przecież szansa na łatwe punkty.
Polacy przegrali pierwsze minuty meczu z Islandią 0:6. W meczu ze Słowenią początek drugiej kwarty zaczęli od stracenia 10 punktów z rzędu, a trzeciej od sześciu. Takie szybkie serie rywali bardzo łatwo wytrącają Polaków z rytmu i zmuszają niemal od razu do gonienia wyniku. W meczu ze słabszą o klasę czy dwie Islandią nie było to wielkim problemem, ale Słowenia sytuację wykorzystała.
Polacy we wszystkich tych momentach pokazywali swoje najgorsze defensywne oblicze. To zaskakujące jak w pierwszych minutach sobotniego meczu wiele swobody mieli obwodowi reprezentacji Islandii. Kozioł, minięcie i już byli w polu trzech sekund. Gdyby trafiali z lepszą skutecznością, to spotkanie mogłoby być o wiele trudniejsze.
W sobotnie popołudnie Biało-Czerwoni musieli zmierzyć się z grą niczym na wyjeździe. Kilka tysięcy islandzkich gardeł zagrzewało swoich koszykarzy do walki, w hali robił się niesamowity tumult. Tego samego, a nawet jeszcze bardziej, mogą spodziewać się w niedzielę, gdy zagrają z Finlandią. Mecze gospodarzy fazy grupowej są wyprzedane, a kibice robią niesamowitą atmosferę, która niesie ich zespół.
W czwartek Polacy mogli się na własne oczy przekonać, jak to wygląda. Z trybun oglądali jak Finowie przy wsparciu kibiców ogrywają po dogrywce uważanych za zespół z wyższej półki Francuzów. Atmosfera w niedzielę nie powinna ich zaskoczyć.