Mistrzowie Polski 3 marca na wyjeździe przegrali 71:74, grając w osłabieniu, i liczyli, że w rewanżu odrobią straty. - Szanse są wyrównane, ale my wiemy po pierwszym meczu, że możemy Francuzów wyeliminować - mówił przed meczem rzucający Turowa Michał Chyliński. Nie udało się. Rywale Turowa przyjechali do Zgorzelca z dobrymi pomysłami w obronie i założenia ograniczające atak mistrzów Polski udało im się zrealizować.
Turów zaczął mecz nieźle - po akcjach Vlada Moldoveanu prowadził 8:3 na początku i 22:16 pod koniec pierwszej kwarty. Ale już wówczas widać było, że mistrzowie Polski mają kłopoty z agresywną, wychodzącą daleko na obwód obroną gości, a z drugiej strony sami mają problemy z zatrzymaniem dwójkowych akcji rywali. I ich skutecznych obwodowych - Blake'a Schilba i Mike'a Greena.
Na początku, a w zasadzie przez większość drugiej kwarty, Turów dopadła zapaść. Zgorzelczanie zaczęli kwartę od kolejnych strat Chrisa Wrighta, Damiana Kuliga, Mardy'ego Collinsa i Moldoveanu, co goście wykorzystali zrywem 10:0. Ale potem, w co trudno uwierzyć, Turów miał jeszcze gorszy moment - w dobrze rozegranej kontrze Nemanja Jaramaz dostał piłkę pod obręczą, ale zamiast rzucać, wycofał się na obwód, a chwilę później Collins wyszedł z piłką na aut.
A gracze Paris-Levallois trafiali. Schilb momentami był nie do zatrzymania dla Collinsa i Wrighta, punktował też Green. Dwójka Amerykanów do przerwy zdobyła aż 28 z 44 punktów gości. Francuski zespół w 17. minucie po rzucie Schilba wygrywał 34:22 (16:0 w drugiej kwarcie!), gdy chwilę później Tony Taylor spudłował pierwszy z dwóch rzutów wolnych, publiczność w hali Turowa zaczęła gwizdać. W następnej akcji Schilb podwyższył wynik na 36:23 dla Paris-Levallois.
Mistrzowie Polski poderwali się dopiero w końcówce pierwszej połowy - wykorzystali kontratak, w którym kolejnym efektownym wsadem z powietrza popisał się Wright, trójkę trafił Collins, a w ostatniej sekundzie dwa punkty zdobył Michał Chyliński. Ale po 20 minutach było 34:44, Turów miał 14 punktów do awansu.
Zgorzelczanie się jednak nie poddawali i po kilku minutach drugiej połowy przegrywali tylko 44:46. Turów wybronił kilka akcji, a koszykarze trenera Miodraga Rajkovicia lepiej się rozstawili i wykorzystali szybkość w grze jeden na jednego Taylora. Ale gdy wydawało się, że po trójce Kuliga kwestią czasu jest, gdy Turów doprowadzi do wyrównania lub wyjdzie na prowadzenie, goście uporządkowali grę i znów powiększyli przewagę.
Bardzo ważna akcja miała miejsce w 29. minucie, gdy Schilb pod presją czasu i sprzed wyciągniętych rąk Collinsa rzucał z ośmiu metrów za trzy. I trafił. Paris-Levallois prowadziło wtedy 58:49, a zapał Turowa do odrabiania strat osłabł.
Zgorzelczanie walczyli do końca, w czwartej kwarcie nie odpuścili, choć odrabianie strat szło powoli. Trzy minuty przed końcem po kolejnej trójce Kuliga było tylko 68:71, ale znów niesamowitą akcję wykonał Schilb. Amerykanin trafił za trzy z faulem Collinsa... 31-letni skrzydłowy, kat Turowa, zdobywca 24 punktów w środowym meczu, wykorzystał rzut wolny i Paris-Levallois znów wygrywał 75:68.
W końcówce Turów próbował rzutów z dystansu i fauli taktycznych, ale trójki gospodarzom nie wpadały do kosza, a goście nie popełniali błędów. Turów przegrał, odpadł z rywalizacji, zaprzepaścił szansę na powtórzenie osiągnięcia sprzed siedmiu lat i tak obiecująco rozpoczęte rozgrywki w Pucharze Europy (bilans 5-1 w grupie) zakończył rozczarowująco.