NBA. Play-off nie dla Gortata i Suns

Phoenix Suns przegrali z San Antonio Spurs 97:114 i na sześć mecz meczów przed końcem sezonu zasadniczego definitywnie stracili już szanse na miejsce w pierwszej ósemce i grę o tytuł. Marcin Gortat po raz pierwszy odkąd trafił do NBA nie zagra w play-off. W niedzielę rzucił 10 i miał dziewięć zbiórek.

Odpadnięcie z play-off było tylko kwestią czasu, piątkowe zwycięstwo nad Clippers tylko opóźniło egzekucję. Spurs, którzy przegrali sześć wcześniejszych meczów, dla balansujących na cienkiej granicy Suns litości nie mieli. Tym bardziej, że gra toczy się także o ich rozstawienie przed play-off - zadyszka najlepszej do tej pory drużyny ligi zbiegła się z eksplozją Los Angeles Lakers, którzy wygrali do niedzieli 17 z ostatnich 18 meczów i zbliżyli się na zaledwie 1,5 meczu do prowadzących na zachodzie Spurs.

W niedzielę Suns zagrali katastrofalnie - źle zastawiali tablice, zadziwiającą łatwością gubili się w obronie, a gracze Spurs czyste pozycje, zwłaszcza na obwodzie, wykorzystywali. W pierwszej połowie trafili dziewięć razy za trzy. Dobrze grała także ławka rezerwowych, która zdobyła aż 45 z 70 punktów zespołu, a po wsadzie Tiago Splittera przewaga Spurs osiągnęła nawet 29 punktów (57:28). Trener Alvin Gentry brał kolejne przerwy na żądanie, nic jednak nie przynosiło rezultatu.

Po przerwie Suns próbowali gonić. To się zbliżali, to oddalali, ale poniżej 10 punktów zejść nie byli w stanie. Minutę przed końcem trzeciej kwarty po punktach Gortata zmniejszyli stratę do 19. punktów, a po wolnych Frye'a było już tylko 17 punktów do odrobienia. Spurs szybko odpowiedzieli. Już po trzech minutach czwartej kwarty i trójce z rogu Richarda Jeffersona odskoczyli znów na 28 punktów (101:73), a obaj trenerzy wypuścili na parkiet zmienników. Rezerwy Suns były odrobinę lepsze, na nieco ponad minutę przed końcem meczu zmniejszyły przewagę Spurs do zaledwie 13 punktów (93:106), Gregg Popovich wziął nawet czas, ale ostatecznie strat nie udało się odrobić i Suns przegrali w San Antonio 97:114.

Marcin Gortat od początku był aktywny, trochę gorzej było z efektywnością. Oddał trzy pierwsze rzuty Suns w meczu (trafił jeden), dobrze zastawiał deskę i twardo walczył z weteranem Timem Duncanem. W sumie udało mu się zdobyć 10 punktów (5/10 z gry) i miał dziewięć zbiórek, a także blok i przechwyt w 25 minut, ale podobnie jak reszta graczy Suns niczym nie zachwycił.

Gortat po raz pierwszy odkąd trafił do NBA nie zagra w fazie play-off. Jako zawodnik Orlando Magic wystąpił do tej pory trzy razy w drugiej części sezonu, w 2009 roku grał nawet w finale NBA przeciwko Los Angeles Lakers (jego zespół przegrał serię 1:4).

Suns po raz drugi z rzędu i szósty w sezonie zagrali bez Steve'a Nasha. Kanadyjski rozgrywający rozchorował się na grypę jeszcze przed piątkowym meczem z Clippers, w niedzielę nie był jeszcze w pełni sił i trenerzy postanowili dać swojemu liderowi dodatkowe dni wolne. Jego miejsce w pierwszej piątce zajął Aaron Brooks (14 punktów i 6 asyst), a jego zmiennikiem był zakontraktowany w trakcie sezonu Zebian Dowdell. Obaj zagrali jednak przeciętnie, a Suns przegrali piąty z szześciu meczów bez Nasha w tym sezonie.

W barwach Spurs świetnie zagrał George Hill. W samej pierwszej połowie zdobył 24 punkty (o jeden więcej niż wszyscy pierwszopiątkowi zawodnicy), w całym meczu rzucił ich 29. 16 dołożył Matt Bonner, obaj mecz zaczęli na ławce rezerwowych.

Suns do końca sezonu zagrają jeszcze sześć meczów, z czego cztery najbliższe na wyjeździe. We wtorek zmierzą się z najlepszą drużyną Konferencji Wschodniej - Chicago Bulls. W tym meczu ma już zagrać Steve Nash.

Więcej o:
Copyright © Agora SA