Wygrana na atak serca, ale przepowiednia Gortata się sprawdza

Orlando Magic pokonali na wyjeździe 107:106 niepokonanych dotychczas w play-off Cleveland Cavaliers, mimo 49 punktów LeBrona Jamesa. ?Proszę mi wybaczyć, ale idę do domu, aby doznać ataku serca" - napisał po mecz na swoim blogu jeden z felietonistów ?Orlando Sentinel".

Magic wygrali na wyjeździe z Cavaliers

Było co przeżywać - 16 punktów straty Magic w pierwszej kwarcie, rzut z własnej połowy Mo Williamsa, który dobił zespół z Orlando przed przerwą, skuteczna pogoń gości w trzeciej kwarcie, cztery zmiany prowadzenia w ostatniej minucie, wreszcie rzut Williamsa, który mógł dać zwycięstwo Cavaliers, a jednak wykręcił się z kosza. - Z natury nie jestem optymistą, więc byłem przekonany, że piłka wpadnie do kosza - mówił po meczu trener Magic Stan Van Gundy.

Ale wygląda na to, że jego zespół wyczerpał limit porażek po rzutach w ostatnich sekundach - w I rundzie play-off Magic dwukrotnie zostali pokonani w ten sposób przez Philadelphia 76ers, w półfinale Konferencji Wschodniej z Boston Celtics przegrali w ostatniej akcji mecz nr 4.

Spotkanie w Cleveland było dramatyczne, choć po pierwszej połowie wydawało się, że Cavaliers zdominują spotkanie. Królował James, który zdobył w meczu aż 49 punktów - to jego rekord w play-off. Trafił 20 z 30 rzutów, miał osiem zbiórek i sześć asyst i dwukrotnie zablokował samego Howarda.

- W przerwie trener powiedział nam: jesteście świadkami. Nie mogliśmy tego znieść - mówił Howard. Van Gundy zagrał na emocjach swoich koszykarzy przypominając im reklamę Nike'a, która już kilka lat temu, podczas debiutu Jamesa w play-off, ubrała kibiców w Cleveland w koszulki z napisem "We are all witnesses", czyli właśnie "Wszyscy jesteśmy świadkami". Chodziło oczywiście o popisy LeBrona.

- To nas bardzo zmotywowało. Trener dał nam do zrozumienia, że na boisku tylko oglądamy kolejne wsady Jamesa. Sprawił, że zapalił się w nas ogień - tłumaczył Howard.

Magic w drugiej połowie zaczęli grać tak, jak w najlepszych momentach sezonu - bardzo dobrze bronili, a w ataku wykorzystywali największe atuty: 30 punktów i 13 zbiórek miał Howard, na którego odpowiedzi rywale nie znaleźli. 22 punkty (9/13 z gry) zdobył Rashard Lewis, a 15 punktów i 14 asyst miał Hedo Turkoglu. Znów dobry mecz z ławki zagrał Mickael Pietrus (13 punktów), solidny poziom zaprezentował Gortat (cztery punkty i dwie zbiórki w ciągu 10 minut).

Przed play-off Gortat mówił: - Musimy zbić Philadelphia 76ers, a potem mamy szansę na wygrany bój z osłabionymi Boston Celtics. W finale zagralibyśmy z Cavaliers - te słowa Polaka się sprawdziły. Przed finałem konferencji Gortat przepowiadał dalej: - Podstawową rzeczą jest zwycięstwo z Cavaliers w pierwszym meczu na wyjeździe - rywale byliby pod presją i moglibyśmy to wykorzystać - znów miał rację.

To jednak dopiero początek serii do czterech zwycięstw i pamiętając historię rywalizacji z Celtics (Magic prowadzili 1:0 po wygranej na wyjeździe, a potem przegrywali 2:3) wciąż nie należy traktować zespołu Gortata jako faworyta. Ale zwycięstwo w meczu nr 1 to znak, że finał z udziałem Magic jest możliwy.

Mecz nr 2 odbędzie się w nocy z piątku na sobotę czasu polskiego. Transmisja o 2.30 w Canal+ Sport.

Liczba Magic

7

Tyle meczów muszą jeszcze wygrać, aby zdobyć mistrzostwo NBA

Magicy Gortata w finale NBA kosztem Kawalerzystów wielkiego LeBrona? Wszystko o Magic i Gortacie - w serwisie Sport.pl