W NBA działy się rzeczy niesamowite - Fruwając... ?
Polak pojawił się na boisku w końcówce pierwszej kwarty - zaczął od sfaulowania w ataku Rasheeda Wallace'a przy próbie zbiórki, a potem nieprzepisowo zatrzymywał w obronie Tayshauna Prince'a. Po pierwszej kwarcie solidni w obronie Pistons prowadzili 24:19.
Gortat był na parkiecie także na początku drugiej kwarty, ale został przyćmiony przez Jasona Maxiella. Rezerwowy podkoszowy Pistons, którego pilnował Polak, najpierw zdobył punkty, a potem potężnie zablokował Gortata przy próbie wsadu. 24-letni środkowy Magic dostał jedyne w meczu podanie pod kosz, ale źle łapał piłkę i musiał ją niemal podnosić z parkietu. Kiedy wreszcie opanował sytuację i próbował wsadzić ją do kosza, równocześnie z nim wyskoczył Maxiell, który czysto zablokował Polaka.
Kilkanaście sekund później podkoszowy Pistons znów trafił i było 28:19 dla gospodarzy. Gortat pozostał jednak na parkiecie i chwilę potem popełnił trzeci faul - tym razem taktyczny, bo na parkiecie leżał poturbowany przez Maxiella Mickael Pietrus. Polak zszedł z boiska przy stanie 34:23 dla Pistons. W ciągu 5 minut na parkiecie Gortatowi zapisano w statystykach tylko niecelny rzut i trzy faule.
Ale i pierwszy środkowy Magic Dwight Howard grał słabo - do przerwy miał tylko 1 punkt i 9 zbiórek. W ataku nie radził sobie z doświadczonym, ale i prowokującym go Wallace'em. Gdyby nie sprytne akcje Hedo Turkoglu i trafienia z dystansu Rasharda Lewisa, goście przegrywaliby do przerwy więcej niż 43:52.
Po zmianie stron Howard zaczął grać jednak agresywniej w ataku, a pozostali koszykarze Magic z Turkoglu na czele znajdowali sposoby na podawanie mu piłek. W samej trzeciej kwarcie Howard zdobył 13 punktów. Po stronie Pistons świetnie grali Wallace i Rodney Stuckey, który w roli egzekutora i rozgrywającego zamieniał się z Allenem Iversonem. Oba zespoły grały kosz za kosz, ale pokazywały też świetną obronę. Magic doprowadzili do remisu, choć w końcówce kwarty Pistons wyszli na prowadzenie 70:66.
6 minut przed końcem meczu drugą trójkę z rzędu (i to z faulem!) trafił Lewis, który z linii rzutów wolnych doprowadził do remisu po 77. Gra była ostra, nerwowa, czuć było atmosferę play-off, w którym zresztą oba zespoły spotykały się w ostatnich sezonach (dwukrotnie lepsi byli Pistons). Zanosiło się na emocjonującą końcówkę, ale gospodarze przypieczętowali wygraną wcześniej.
Dzięki Wallace'owi i McDyessowi (11 punktów, 8 zbiórek i 5 asyst z ławki) gospodarze mieli zryw 8:0 i doprowadzili do wyniku 85:77. Magic mogli jeszcze odrobić straty, ale grający dobrze przez cały mecz Turkoglu (14 punktów, 5 zbiórek, 8 asyst) najpierw podał w aut, a potem niepotrzebnie forsował rzut. Gości dobił rzutem z półdystansu Iverson.
Najskuteczniejszy wśród zwycięzców był Stuckey (19 punktów, 5 zbiórek, 4 asysty), po 16 punktów zdobyli Prince i Wallace. Dla Magic 23 punkty rzucił Lewis (m.in. 6 trójek, a także 6 asyst), 18 punktów, 18 zbiórek i 3 bloki miał ostatecznie Howard.
Porażka zakończyła serię siedmiu wygranych z rzędu Magic i przedłużyła kompleks Pistons. Zespół z Orlando od początku sezonu 2006/07 ma z tą drużyną bilans 3-15, a w Detroit - licząc od kwietnia 2004 - zwyciężył tylko raz w 14 spotkaniach.
Marcin Gortat prawie jak Greg Oden ?
Atlanta Hawks - Denver Nuggets 109:91
Detroit Pistons - Orlando Magic 88:82
New Jersey Nets - Chicago Bulls 87:100
Minnesota Timberwolves - Memphis Grizzlies 108:98 (po dogrywce)
Oklahoma City Thunder - Phoenix Suns 102:110
Houston Rockets - Washington Wizards 87:89
Utah Jazz - Philadelphia 76ers 112:95
Golden State Warriors - Toronto Raptors 117:111