Niespełna 33-letni James został najmłodszym koszykarzem, który w NBA rzucił przynajmniej 29 tys. punktów. Dokonał tego jako siódmy gracz w historii. Po piątkowym meczu ma dokładnie 29049 punktów. Dla Jamesa był to też 11 mecz z przynajmniej 50 punktami w karierze i pierwszy od marca 2014 roku, gdy jeszcze jako zawodnik Miami Heat rzucił aż 61 punktów, ustanawiając swój rekord kariery. Dzięki 57 punktom z Wizards wyrównał klubowy rekord, należący do Kyrie’ego Irvinga.
W piątek James trafił 23 z 34 rzutów z gry oraz wszystkie rzuty wolne (stawał na linii dziewięć razy). Miał też 11 zbiórek (najwięcej spośród wszystkich graczy w meczu) oraz siedem asyst, trzy przechwyty i dwa bloki. I nie ma w tym krzty przesady, że to on pokonał Wizards.
Odpoczywał tylko przez pięć minut w pierwszej połowie, po przerwie nie miał ani chwili na oddech. Ale nie sprawiał wrażenia, jakby tego potrzebował. A w końcówce meczu to on zamęczał graczy Wizards swoją grę w ataku, punktując raz po raz - a to ogrywał Johna Walla tyłem do kosza, a to rzucał nad Kellym Oubre, a to wbijał się pod kosz między trzech rywali. Jakby sam chciał dopilnować, że seria czterech porażek z rzędu Cavs zostanie w piątek zakończona.
W piątek Jamesowi dobrze pomagali nowi w zespole Derrick Rose, który rzucił 20 punktów i całkiem przyzwoicie bronił, oraz Jae Crowder, który do 17 punktów dodał siedem zbiórek.
Cavaliers w pierwszej kwarcie trafiali z 77-procentową skutecznością i prowadzili 42:36 z Wizards, którzy byli gotowi na wymianę ciosów. Gracze z Cleveland pierwszą połowę zakończyli z przewagą ośmiu punktów, a po przerwie odskakiwali nawet na 18 punktów, a James do końca spotkania pilnował, by zaliczka nie stopniała poniżej sześciu punktów.
Najskuteczniejszym graczem Wizards był Bradley Beal, który rzucił aż 36 punktów. 21 punktów dodał rezerwowy Oubre, a po 15 mieli Otto Porter i Marcin Gortat.
Polak zagrał w piątkowym meczu 28 minut. Miał rewelacyjną pierwszą połowę, w której zdobył aż 13 ze swoich 15 punktów i wykańczał obronę Cavs swoimi ścięciami pod kosz po zasłonach. Dołożył do tego pięć zbiórek, przechwyt oraz blok. W końcówce meczu na parkiecie go nie było. Trener Scott Brooks chciał zyskać przewagę, grając niskim składem.
W meczu z Cavaliers zawiódł John Wall, który rzucił 13 punktów i miał 15 asyst, ale przez cały mecz niemiłosiernie pudłował. Trafił tylko cztery z 13 rzutów z gry, spudłował aż siedem rzutów wolnych, w tym jeden piekielnie ważny w samej końcówce spotkania.
Wizards po porażce z Cavaliers mają bilans 4–4 i kolejny ważny test przed sobą. W niedzielę zmierzą się z Toronto Raptors, czyli drużyną o podobnych aspiracjach.