NBA. Przebudzenie Gortata i Suns. Blazers rozbici

Marcin Gortat zdominował grę pod koszem - rzucił 22 punkty i miał siedem zbiórek, a Phoenix Suns zdemolowali Portland Trail Blazers 114:87. To najwyższe zwycięstwo zespołu Polaka w tym sezonie.

Trener Alvin Gentry od soboty zapowiadał zmiany w pierwszej piątce Suns, jednak ujawnił je dopiero tuż przed meczem. Jareda Dudleya zastąpił Shannon Brown, a pod koszem obok Marcina Gortata mecz zaczął nie Luis Scola, a Markieff Morris.

Polak, który ostatnio narzekał, że w ataku jest pomijany, w środę często dostawał piłki i to wykorzystywał. Po zmianach w składzie Gortat miał więcej miejsca pod koszem, a do tego miał nieco ułatwione zadanie, bo przez większość meczu grał przeciwko debiutantowi Mayersowi Leonardowi - podstawowy środkowy Blazers J.J. Hickson nie zagrał z powodu kontuzji ramienia.

Gortat pokazał kilka ładnych manewrów podkoszowych, dość łatwo nabierał Leonarda na zwody i trafiał półhakiem, po obrotach, po wejściach, z półdystansu, dobijał niecelne rzuty partnerów - w samej pierwszej połowie zdobył aż 16 punktów, w meczu miał ich 22 (punkt mniej niż rekord sezonu). Lepiej też współpracował z rozgrywającym Goranem Dragiciem. Słoweniec miał trzy z ośmiu asyst przy punktach Polaka.

Gortat w 30 minut trafił 11 z 14 rzutów z gry, miał też siedem zbiórek (dwie w ataku, obie zakończone punktami), asystę oraz przechwyt, a także dwie straty i trzy faule. Dwa razy dał się też zablokować pod koszem Leonardowi, sam nie zatrzymał żadnego rzutu rywali (po raz pierwszy w sezonie).

- Trzeba grać agresywnie, każdego dnia trzeba starać się być lepszym. Czuję presję każdego dnia. Moja mama do mnie ciągle wydzwania i mówi: "musisz grać jeszcze lepiej" - żartował po meczu Gortat, ale miał rację.

Odmienieni Suns zagrali agresywnie od samego początku. Morris, który zaczął w pierwszej piątce, był drugim strzelcem zespołu z 19 punktami, pokazał, że potrafi grać nie tylko efektownie (dwa wsady w pierwszej kwarcie), ale też skutecznie. Z kolei Brown zaczął mecz od dwóch "trójek".

Dobrze zagrali też rezerwowi. Zmiennik Gortata Jermaine O'Neal też radził sobie z niedoświadczonymi środkowymi Blazers - dość łatwo rzucił 17 punktów w 19 minut, miał pięć zbiórek. 11 punktów dorzucił P.J. Tucker. Luis Scola, który po raz pierwszy od stycznia 2008 roku zaczął mecz na ławce, rzucił cztery punkty i miał cztery zbiórki.

Suns, którzy w 10 z 11 pierwszych meczów sezonu musieli odrabiać dwucyfrowe straty, tym razem sami zbudowali wysoką przewagę jeszcze w pierwszej połowie, której udanie bronili do samego końca. Choć zdarzały się momenty, że Blazers rzucali kilka punktów z rzędu i nieco niwelowali straty, Suns odpowiadali dobrą obroną. Ostatecznie wygrali 114:87.

- Potrzebowaliśmy takiego zwycięstwa. Mam nadzieję, że pozostałe mecze też będziemy zaczynać jak ten z Blazers - mówił trener Gentry.

Suns zagrali też bardzo dobrze w ataku - trafili prawie 60 procent rzutów z gry (46/77) oraz siedem z 17 trójek. Wykorzystali też to, że w Blazers zawiedli zmiennicy, którzy zdobyli w sumie 13 punktów.

Najskuteczniejszy w ekipie z Portland był debiutant Damian Lillard, który zdobył 24 punkty i sprawiał spore problemy rozgrywającym Suns. Po 13 punktów dorzucili Nicolas Batum oraz Wesley Matthews.

Suns zwycięstwem z Blazers przerwali passę trzech porażek z rzędu. Zespół Gortata ma teraz bilans 5-7 i zajmuje 12. miejsce na zachodzie. Ich środowi rywale przegrali jedno spotkanie mniej i zajmują 11. lokatę. Na zachodzie prowadzą Memphis Grizzlies (8-2).

W czwartek NBA meczów nie rozgrywa z powodu Święta Dziękczynienia. Suns kolejne spotkanie zagrają w piątek przeciwko New Orleans Hornets.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA