W ostatnich latach Hiszpanie na trzech wielkich koszykarskich imprezach dwukrotnie stawali na drodze Greków do sukcesy. W 2006 roku w Saitamie w finale mistrzostw świata Hiszpanie grając bez swojego lidera Pau Gasola rozbili Greków 70:47. Rok później w półfinale mistrzostw Europy w Madrycie po niezwykle zaciętym meczu znów wygrali Hiszpanie, tym razem 82:77. Po dwóch latach na EuroBaskecie Grecy mieli kolejną okazję do rewanżu. Znów jej nie wykorzystali.
Hiszpanie turniej zaczęli od porażki z Serbią, a w drugiej rundzie do ostatniego meczu z Polską musieli walczyć o awans do ćwierćfinału. Jednak gdy zaczęły się mecze o stawkę mistrzowie świata formę też zaprezentowali mistrzowską. Już w ćwierćfinale z Francją pokazali, że o kłopotach z kontuzjami nie ma już śladu, a gdy się rozpędzą zatrzymać ich nie sposób.
Tak jak Hiszpanie rośli w miarę rozwoju turnieju, tak Grecy gaśli. Przez dwie pierwsze fazy przeszli jak burza. Znakiem problemów była jednak już porażka w ostatnim meczu grupy F z Francją. Morderczy ćwierćfinał z Turcją zakończony po dogrywce, kosztował Greków wiele sił. W półfinale było to widać.
Hiszpanie zaczęli mocno w obronie. Ricky Rubio na centymetr nie odstępował lidera Grecji - Vasileiosa Spanoulisa. Grecy jednak utrzymywali początkowo dystans, bo pod koszem dobrze radził sobie Ioannis Bourousis. To dzięki jego punktom Grecy prowadzili nawet 14:13. Wtedy Hiszpanie włączyli drugi bieg - Pau Gasol wzmocnił obronę, wyłączył z gry Bourousisa, a w ataku raz po raz punktował. Świetnie funkcjonowała zespołowa defensywa mistrzów świata. Grecy pod presją łatwo tracili piłki, a zabójcze kontrataki wyprowadzał lub kończył Rudy Fernandez.
W drugiej kwarcie Hiszpanie powiększyli przewagę nawet do 16. punktów. Dopiero wejście potężnego Sofoklisa Schortsanitisa odmieniło nieco obraz gry. Big Sofo pod koszem lepiej radził sobie z środkowymi Hiszpanii, wymuszał faule, przepychał się o zbiórki, punktował, a strata Grecji zmalała nawet do siedmiu punktów (47:40) - to wszystko na co pozwolili im Hiszpanie.
W drugiej połowę bronili jeszcze skuteczniej, wyprowadzali zabójcze kontry, w ataku rzadko się mylili. Każda zmiana, którą przeprowadzał trener Sergio Scariolo wnosiła coś do gry. W czwartej kwarcie rewelacyjnie w mecz wszedł Sergio Llull, rzucił sześć z ośmiu pierwszych punktów w tej kwarcie, a Hiszpanie prowadzili już 22. punktami (73:51). Grecy wyraźnie podłamani świetną postawą rywali, przeciwstawić się im nie umieli. Trener Jonas Kazlauskas pomysłu na zmianę czegokolwiek w grze swojego zespołu nie miał.
18 punktów i sześć zbiórek dla zwycięzców zdobył Pau Gasol, 14 punktów dołożył Fernandez. Najskuteczniejszym graczem Grecji był Bourousis - 11 punktów i siedem zbiórek.
Hiszpanie po raz drugi z rzędu zagrają w finale EuroBasketu. Przed dwoma laty na turnieju, którego byli gospodarzami i największymi faworytami, w meczu o złoto ulegli Rosji 60:59 po rzucie w ostatnich sekundach J.R. Holdena. Tym razem ma być inaczej. Liczni kibice Hiszpanii już na minutę przed końcem śpiewali: - Campeones, Campeones!
Finał w niedzielę o 21.15.
Specjalny serwis o EuroBaskecie - na Sport.pl ?