EuroBasket 2009. Bałkańskie piekło dla Słowenii

Słowenia pokonała w ćwierćfinale Chorwację 67:65 i w walce o finał EuroBasketu zagra w sobotę z Serbią

Dla obu drużyn był to niezwykle ważny mecz - Słoweńcy walczyli o swój pierwszy w historii awans do strefy medalowej w EuroBaskecie, Chorwaci chcieli do niej powrócić po 16 latach.

Słoweńcy zagrali bez swojego kapitana Matjaza Smodisa i Gorana Dragicia. Obaj nie wyleczyli trapiących ich kontuzji. - Smodis daje temu zespołowi bardzo dużo już samą swoją obecnością. To wielki lider - mówi attache reprezentacji Słowenii, Walter Jeklin.

Bez Dragicia trzeci mecz z rzędu jedynym rozgrywającym Słowenii był Jaka Laković, czasem wspomagał go Samo Udrih, ale on nie stanowi aż takiego zagrożenia dla obrony rywala. Chorwaci od początku starali się wykorzystać osłabienie rywali na rozegraniu.

Od samego początku Lakovicia bardzo blisko krył sporo wyższy od niego, ale bardzo szybki Roko Leni Ukić. Rozgrywający Milwaukee Bucks wykorzystywał też swoją przewagę w ataku - po jego czterech punktach z rzędu i dwóch Planinicia już po pięciu minutach Chorwacja prowadziła siedmioma punktami (11:4). I to mimo problemu z faulami - bardzo szybko trzy przewinienia złapał Marko Banić i trener Jasmin Repesa był zmuszony do zmian pod koszem już w pierwszych minutach meczu.

Po przegranej siedmioma punktami pierwszej kwarcie Słoweńcy ruszyli do huraganowych ataków. Najpierw akcje za cztery punkty wykonał Laković (faulowany trafił za trzy), a kilka sekund później po celnym rzucie wolnym Lorbeka Chorwacja prowadziła już tylko dwoma punktami (27:25).

Repesa szybko wprowadził do gry z powrotem Ukicia, trafiać zaczął grający do tej pory słabo w turnieju Zoran Planinic, a Chorwacja rzuciła dziewięć punktów z rzędu i przewaga momentalnie wróciła do poprzednich rozmiarów.

Chorwaci mogli po pierwszej połowie prowadzić bardzo wysoko, ale w ostatnie 15 sekund drugiej połowy stracili pięć punktów. Po faulu technicznym dla Popovicia pewnie dwa wolne wykorzystał Laković, a tuż przed końcową syreną z dystansu trafił Domen Lorbek i Słoweńcy przegrywali po 20 minutach meczu 39:47. Trener Repesa był niesamowicie wściekły na Popovicia.

Dobrą grę z ostatnich sekund drugiej kwarty Słowenią kontynuowała po przerwie. Twarda i skuteczna gra w obronie (Chorwacja w trzeciej kwarcie rzuciła tylko trzy punkty), lepsza walka o zbiórki na obu tablicach sprawiły, że niesieni dopingiem licznych i głośnych kibiców Słoweńcy zaczęli odrabiać straty. W siódmej minucie trzeciej kwarty po dwóch skutecznych akcjach Erazema Lorbeka Słowenia prowadziła już 53:50.

Chorwaci nie radzili sobie z niesłychanie szczelną obroną rywali. Przez ponad siedem minut nie potrafili zdobyć punktu - impas przełamał dopiero weteran Nikola Vujcic, a chwilę później po wejściu pod kosz trafił Ukić i Chorwacja traciła już tylko punkt (55:54). W ważnym momencie dwa razy trafił z dystansu Uros Slokar i Słoweńcy znów odskoczyli.

W ostatnich trzech minutach obie drużyny świetnie broniły i miały ogromne problemy z wykańczaniem akcji w ataku. Jeśli rzucały, to pod presją w ostatnich sekundach akcji i do tego niecelnie.

Na minutę przed końcem po dwóch celnych wolnych Sandro Nicevicia Chorwacja zmniejszyła straty do trzech punktów. Na 5,4 sekundy przed końcem meczu równo z syreną kończącą akcję trafił Bostjan Nachbar i zapewnił Słowenii historyczny awans do strefy medalowej EuroBasketu. Chorwaci zdążyli jeszcze trafić za trzy, ale zabrakło im czasu, by sfaulować rywali i spróbować powalczyć o dogrywkę.

Słowenia zagra w o finał kolejne bałkańskie derby - tym razem z Serbią, która w czwartek pewnie 79:68 pokonała Rosję. Słoweńcy z Serbami zagrają na turnieju po raz drugi. Obie drużyny rywalizowały w grupie C - lepsi nieco ponad tydzień temu byli Słoweńcy 80:69.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.