W sobotę w Tartu Polacy wygrali wysoko i pewnie. Rywali wręcz stłamsili i nie musieli oglądać się na to, co się działo w Sines, gdzie Portugalczycy niespodziewanie wygrali z Białorusinami, ani żadnymi matematycznymi wyliczankami w związku z sytuacją w innych grupach. Biało-Czerwoni wygrali grupę D, z sześciu meczów wygrali pięć. Zawiedli tylko w środowym meczu z Białorusią, po którym zaczęliśmy się nieco obawiać, czy awans na ME uda się wywalczyć.
Pierwsze minuty meczu z Estonią były nerwowe, ale o wszystkich wątpliwościach zapomnieliśmy w sobotę dość szybko. Sygnał do ataku dał Aleksander Czyż, który rzucił osiem punktów z rzędu - trafił dwie trójki, potem potężnym wsadem nad rywalem zdobył jeszcze dwa. I potem już poszło. Polacy po pierwszej kwarcie mieli sześć punktów przewagi, do przerwy było 19 zaliczki. W drugiej połowie Biało-Czerwoni tempa nie zwolnili - dokładali kolejne punkty, dość przyzwoicie bronili, przez co rywale nie mogli znaleźć swojego rytmu, wytrącili im z rąk dwa najsilniejsze atuty - grę z kontry i rzuty z dystansu. Wygrana 94:63 to i tak stosunkowo niski wymiar kary dla rywali.
Najlepszym strzelcem reprezentacji Polski w meczu z Estonią był Mateusz Ponitka, który rzucił 16 punktów, miał też siedem zbiórek i dwie asysty. 15 punktów dorzucił rezerwowy Przemysław Zamojski, który trafił pięć trójek (na sześć prób), a 13 miał Adam Waczyński, który po słabszych meczach wreszcie wstrzelił się z dystansu (3/4 za trzy). Maciej Lampe miał 12 punktów, tyle samo A.J. Slaughter.
Najwięcej punktów dla Estonii rzucił Reinar Hallik - 15.
Polacy w sobotę zagrali swój najlepszy mecz w tych eliminacjach. Byli dość skuteczni spod kosza (38 punktów zdobyli spod obręczy), wstrzelili się z dystansu (46 procent skuteczności), zdecydowanie wygrali walkę o zbiórki (37:30).
EuroBasket 2017 zorganizują wspólnie Finlandia, Izrael, Rumunia i Turcja. W turnieju zagrają 24 drużyny podzielone na cztery grupy. 22 listopada w Turcji odbędzie się losowanie, po którym okaże się, gdzie będą grać Polacy.