Pau Gasol, człowiek ze złota. Koszykarz renesansowy, który odrodził Hiszpanię

Koszykarski bohater ostatnich tygodni, 35-letni Hiszpan Pau Gasol, to ktoś, kto wymyka się definicji skutecznego dominującego środkowego. To człowiek renesansu, syn otwartej Barcelony, który gra, tak jak żyje - wszechstronnie, zaskakująco, wyjątkowo. Człowiek ze złota znów dał Hiszpanii mistrzostwo Europy.

Pau Gasol koszykarzem klasy światowej jest od dawna. W 2006 r. zagrał w meczu gwiazd NBA i został MVP mistrzostw świata, z których wrócił ze złotem. W 2009 r. zdobył mistrzostwo NBA, mistrzostwo Europy oraz tytuły króla strzelców i MVP turnieju. Rok później raz jeszcze wywalczył mistrzowski pierścień za triumf z Los Angeles Lakers, a w latach 2008 i 2012 razem z kolegami do ostatnich minut finału igrzysk nie odpuszczał Amerykanom.

Ale wydaje się, że to zakończony w niedzielę EuroBasket 2015, szczególnie cztery ostatnie mecze fazy pucharowej turnieju, zapiszą go w pamięci kibiców jako gracza wyjątkowego. Nie tylko wybitnego, ale właśnie wyjątkowego. Kogoś, kto w wieku 35 lat wynosi wyglądającą na zmęczoną i osłabioną, zgrzytającą niekiedy drużynę na najwyższy stopień podium. Złoto z Lille nie jest dla Gasola ani pierwszym, ani najbardziej cennym, ale styl, w którym je zdobył, był wyjątkowy.

I ten styl, elegancki i skuteczny zarazem, punkty, zbiórki, asysty i bloki gromadzone w najróżniejszy sposób, pozwalają włączyć Gasola nie tylko do grona najlepszych europejskich graczy w historii, ale też do grupy węższej - koszykarzy, którzy zdominowali rywalizację i poprowadzili swój zespół do nieoczekiwanego sukcesu. Hiszpan mecz po meczu dominował nad znanymi z dobrej obrony w NBA Marcinem Gortatem, Rudym Gobertem, Jonasem Valanciunasem, ale w fazie pucharowej zdobywał po 30,5 punktu, walcząc nie tylko z rywalami. Przetrwał własny uraz, no i regularnie uciszał co najmniej 20 tys. negatywnie nastawionych wobec swojej drużyny kibiców. I wygrywał.

Przemiana w Los Angeles

- On nie ma słabości. Umie rzucać, podawać, kozłować. Broni, blokuje rzuty, przechwytuje piłki, dobrze porusza się na nogach - mówił o Gasolu Kobe Bryant. Mówił to po 2009 r., w którym obaj poprowadzili Los Angeles Lakers do pierwszego wspólnego mistrzostwa NBA. Wcześniej Gasol pewną słabość miał. W zasadzie od 2001 r., w którym trafił do NBA, mówiło się o nim, że jest miękki. - Wkurza mnie to, dotyka i drażni - przyznawał koszykarz. Ale było w tym trochę racji.

W finale NBA z 2008 r. strasznie sponiewierali go Boston Celtics. Kevin Garnett i Kendrick Perkins, którzy od hiszpańskiej finezji woleli grę na pograniczu faulu i siłę mięśni, szczególnie w meczu nr 6 dali się Gasolowi we znaki. Celtics wygrali 131:92, zdominowali walkę o zbiórki, podkoszowy Lakers uzbierał nędzne 11 punktów i osiem zbiórek, miał pięć strat. Często leżał na parkiecie, a łatka mięczaka przykleiła się do niego mocniej niż przy innych okazjach.

Dlatego kilka dni później, wychodząc z centrum treningowego Lakers, po rutynowym pożegnaniu z zespołem, zakończeniu sezonu, Gasol wstąpił jeszcze do klubowej siłowni. - Obiecuję wam, że się wzmocnię - zapowiedział i słowa dotrzymał. W kolejnym sezonie przerzucił ponoć więcej ciężarów niż przez całą wcześniejszą karierę. I gdy w czerwcu Lakers wrócili do finału NBA, w starciu z Dwightem Howardem z Orlando Magic był już twardszy, skuteczniejszy. A w 2010 r., w meczu nr 7 z Celtics, zdobył 19 punktów i 18 zbiórek. I tym razem to on się cieszył z tytułu.

Od roku Gasol gra w Chicago Bulls. Do końca kontraktu pozostały mu jeszcze dwa sezony, do końca kariery pewnie więcej, ale bez ryzyka można założyć, że lata w Memphis Grizzlies były tylko wstępem, a w Bulls i ewentualnie w kolejnych klubach - już zmierzchem kariery. Szczyt przypadł na Lakers, sześć lat w Los Angeles pozwoliło Hiszpanowi posmakować wyżyn NBA. Ale kto wie, jak wyglądałaby jego koszykarska droga, gdyby nie transfer z 1 lutego 2008 r. Transfer, który przez rywali Lakers do dziś może być wspominany jako wielki przekręt.

Trudno im się dziwić. Lakers oddali rozczarowującego Kwame Browna, nijakiego Javarisa Crittentona, kończącego karierę Aarona McKie, prawa do nazywanego wówczas jeszcze "Wielkie Burrito" Marca Gasola, młodszego brata Pau, oraz dwa przyszłe wybory w drafcie. Słowem, nie tracąc nic, pozyskali 28-letniego, już doświadczonego i wszechstronnego podkoszowego, którego średnie dobijały do 20 punktów i 10 zbiórek na mecz. Rywale twierdzili, że NBA powinna anulować tak rażące w swojej dysproporcji wymiany, ale Lakers udało się ubić złoty interes. Nawet jeśli zastrzeżenia odnośnie do defensywnej gry Gasola pozostały.

- Ten klub miał w swojej historii świetne transfery. Jerry West pozyskał i Shaquille'a O'Neala, i Kobe Bryanta. Bill Sharman wybrał w drafcie i Magica Johnsona, i Jamesa Worthy'ego. Wcześniej Lakers zdołali sprowadzić Wilta Chamberlaina, a potem Kareema Abdula-Jabbara. Nie prowadzę rankingu, ale za 10 lat tak samo powiemy o transferze Pau - mówił o sprowadzeniu Hiszpana menedżer Lakers Mitch Kupchak. Dwa mistrzostwa i trzy finały jego słowa potwierdzają.

Ale co ciekawe, odejście Gasola uzdrowiło też Grizzlies, którzy z Hiszpanem w składzie nie potrafili wygrać choćby jednego meczu w play-off. Okazało się, że ogromne postępy Marca, który stał się czołowym środkowym NBA, w połączeniu z rozsądnym zarządzaniem pozostałymi koszykarzami w ciągu kilku lat pozwoliły Grizzlies stać się czołowym zespołem Konferencji Zachodniej. - Pau okazał się dla nas ligowym dawcą organów - powiedział Chris Wallace, menedżer klubu z Memphis.

Gasol na pewno polubił te słowa.

"Chcę być lekarzem, chcę ratować życie"

Barceloński L'Hospital de la Santa Creu i Sant Pau, czyli Szpital Świętego Krzyża i Świętego Pawła, mieści się na drugim końcu alei prowadzącej do Sagrada Familia. Pau, syn internistki Marisy oraz pielęgniarza Augustiego, urodził się w nim 6 lipca 1980 r. I mimo miłości do koszykówki medycyna i szpitale zostały mu w głowie na zawsze.

8 listopada 1991 r., gdy informacja o tym, że Magic Johnson kończy karierę ze względu na zarażenie wirusem HIV, dotarła do Hiszpanii, 11-letni Pau wyszedł z lekcji i wałęsał się po szkole, myśląc, że jeden z jego idoli niebawem umrze. - W tamtych czasach HIV oznaczał AIDS, a AIDS oznaczało śmierć - wspominał. - Starałem się tę myśl przetrawić, zrozumieć, co się dzieje. To był jeden z tych momentów, które pozostają w głowie na całe życie, które wywierają na ciebie wpływ.

I to wtedy 11-letni Gasol postanowił, że zostanie lekarzem, że znajdzie lek na AIDS. - Pytano mnie, kim będę, jak dorosnę, a ja mówiłem, że chcę być lekarzem. Naukowcem. Zawsze lubiłem biologię, matematykę, nauki ścisłe. Marzyłem o tym, by leczyć ludzi, by ratować życie. Nie wiedziałem jak, ale tego chciałem.

W 1998 r. Pau zostaje studentem medycyny na Uniwersytecie Barcelońskim. - Co najbardziej lubiłeś? - zapytała go po latach reporterka. - Chodzić do laboratorium, mieć możliwość pracy z ludzkim ciałem, badać zwłoki. To fascynujące, jak jesteśmy zbudowani, czym się staniemy - odpowiadał koszykarz, który równocześnie ze studiami rozpoczął grę w seniorskim zespole Barcelony. Rano chodził na uczelnię, do laboratorium, wieczorami uczestniczył w treningach. W meczach występował sporadycznie, podobno bardziej rokował jako lekarz niż koszykarz.

Zawodowy kontrakt nakładał jednak na niego obowiązki, a brak samochodu utrudniał ich wypełnianie. Godzenie gry z nauką było coraz trudniejsze - pierwszy rok medycyny Pau zaliczył, z drugiego już zrezygnował. Postawił na koszykówkę, choć w pierwszym sezonie wystąpił ledwie w dwóch meczach, a w drugim był rezerwowym ze średnią 4,2 punktu na mecz.

Zainteresowanie nauką, a w szczególności medycyną, pozostało. W 2009 r. Gasol podczas jednej z obowiązkowych dla koszykarzy wizyt w szpitalu dziecięcym w Los Angeles zaznajomił się z Davidem Skaggsem, szefem chirurgów ortopedów. - Opowiadałem mu ogólnie, czym się zajmujemy, a on nagle spytał, skąd mamy pewność, że leczenie skoliozy nie ma negatywnego wpływu na rozwój płuc. Spojrzeliśmy na siebie z minami: "Hej, skąd on się na tym zna?" - opowiadał Skaggs. - Zapytałem grzecznościowo, czy nie chciałby asystować przy operacji kręgosłupa. Liczyłem, że wykręci się brakiem czasu, obowiązkami. A Pau od razu się zapalił: "Naprawdę mogę?".

Sześć dni po zwycięstwie z Celtics, które dało Lakers mistrzostwo w 2010 r., Gasol uczestniczył w operacji kręgosłupa 13-letniej Isabelle. W pewnym momencie musiał usiąść na krześle, by ochłonąć. - Widziałem wszystko. Ranę, zdeformowany kręgosłup, krew. Widziałem stukanie młotkiem, wiercenie otworów w kości, wszystko. Trudno o bardziej intensywne przeżycie - mówił potem.

Złote pokolenie po igrzyskach w Barcelonie

Na boisku intensywność jego przeżyć zwiększała się stopniowo. Marisa i Augusti, rodzice Pau i jego dwóch młodszych braci - Marca i Adrii, też grali w koszykówkę. - Dorastałem, oglądając tatę grającego w ligach z drużynami weteranów. Był dla mnie wzorem - opowiadał Gasol, który na koszykówkę zwrócił uwagę w wieku lat siedmiu, a dwa lata później zaczął bawić się piłką. - Zawsze byłem chudy. Najwyższy w klasie, ale też chudziutki, naprawdę - wspominał.

- Rosłem jednak systematycznie, co pomagało w odpowiedni sposób rozwijać koordynację. Pomagała mi też piłka nożna - lubiłem grać w pomocy i podawać piłkę kolegom. On byli niżsi, więc biegali szybciej i mieli lepszą technikę - dodawał. W koszykówkę najpierw grał w szkole, potem w CB Cornella, czyli satelickim klubie Barcelony. Zanim skończył 16 lat i przeniósł się do słynnej drużyny, w swoim pierwszym klubie był rozgrywającym o wzroście 185 cm. To dlatego teraz tak dobrze panuje nad piłką.

Z Barceloną wywalczył mistrzostwo Hiszpanii juniorów, z reprezentacją do lat 18 - mistrzostwo Europy, a rok później młodzieżowe mistrzostwo świata w zwycięskim finale z USA. Ale pierwsze dwa sezony w seniorach nie były łatwe. - Pau nie był wystarczająco mocny fizycznie - tłumaczył ówczesny trener Barcelony Aito Garcia Reneses. Jednak w 2000 r. po kłótni z Ronym Seikaly, który miał być gwiazdą drużyny na pozycji wysokiego skrzydłowego, Reneses postawił na młodego Gasola. Ten zdołał wzmocnić się trochę fizycznie, zachowując dynamikę. W sezonie 2000/2001 rzucał już po 11,3 punktu oraz miał po 5,2 zbiórki na mecz.

No i błysnął w finale Pucharu Króla. Barcelona zdobyła trofeum, Gasol został wybrany na MVP turnieju. - Pamiętam, jak podnosił puchar i nieomal nie uderzył nim króla w twarz - wspominał Walt Szczerbiak, amerykański koszykarz, który grał w Hiszpanii i stał się ambasadorem tej ligi w USA. Finał Pucharu Króla oglądało w Maladze ponad 40 skautów z klubów NBA. W drafcie z numerem 3 wybrali Gasola Atlanta Hawks, którzy od razu wymienili go z Grizzlies na Shareefa Abdura-Rahima.

Gasol został drugim, po Fernando Martinie, Hiszpanem w NBA. I szybko najlepszym. Wybrano go na debiutanta rozgrywek, w sezonach 2005/2006 i 2006/2007 zdobywał dla Grizzlies ponad 20 punktów w meczu, zagrał w meczu gwiazd. Ale prawdziwe sukcesy osiągał z reprezentacją Hiszpanii.

Wyrastał w złotym pokoleniu, jak nazwano grupę koszykarzy urodzoną tuż przed, tuż po, ale przede wszystkim w 1980 r. Pau Gasol, Juan Carlos Navarro, Felipe Reyes, Raul Lopez, starsi od nich Carlos Jimenez, Jorge Garbajosa i Alex Mumbru oraz młodsi Jose Calderon i Rudy Fernandez w 2006 r. zdobyli mistrzostwo świata w Japonii.

- Ta grupa stworzyła coś wyjątkowego, choć nie wiem, czy przez przypadek, czy nie. Nasze pokolenie, rocznik 1980, to mieszanka wyjątkowych graczy. To dlatego od początku osiągaliśmy sukcesy, to dlatego gramy razem tak długo - mówi Gasol, którego ekipę wzmacniali potem także brat Marc, Sergio Rodriguez, Sergio Llull czy Ricky Rubio.

I chyba jednak nieprzypadkowo, bo Gasol kiedyś sam wspominał, jakim impulsem były dla niego - a zapewne też dla większości hiszpańskich nastolatków w 1992 r. - igrzyska w Barcelonie i możliwość oglądania Dream Teamu ze wszystkimi swoimi idolami: Michaelem Jordanem, Magikiem Johnsonem, Larrym Birdem. - Dziadek co miesiąc kupował mi magazyny o NBA, a ja zbierałem plakaty. Miałem 13 czy 14 lat i wieszałem je na ścianach. Wszystkich wielkich graczy z tamtego okresu: MJ, Penny'ego, Tima Hardawaya, Magica, Larry'ego - wspominał Pau.

Jak twardy jest człowiek renesansu?

Gasol medale przywoził z każdego EuroBasketu, na jakim był. Zaczął od brązu w 2001 r., potem były srebra w 2003 i 2007 r., a następnie złote krążki z lat 2009, 2011 i właśnie zakończonej imprezy. Ale najlepszy okres hiszpańskich "Złotych chłopców" i Gasola to lata 2006-2012. Mistrzostwo świata, dwa finały igrzysk, w których Hiszpanie długo walczyli z USA, dwa mistrzostwa Europy i w przypadku Gasola dwa mistrzowskie tytuły w NBA. W dorobku Hiszpanom brakuje tylko złota igrzysk, po które chcą się wybrać za rok do Rio de Janeiro. Prawdopodobnie na ostatni turniej "Złotego pokolenia".

Ale Pau patrzy dalej niż tylko na koszykówkę. - Nie będę grał wiecznie, kiedyś to się musi skończyć. Interesują mnie też inne rzeczy. Nie chcę być zamknięty w małym pudełku. Nie chcę być też w dużym pudle. Chcę być otwarty - mówi w wywiadach.

I Gasol jest trochę taki jak Barcelona - jego rodzinne miasto, o którym mówi: - Barcelona, jej ludzie, są wyluzowani, nowocześni, kosmopolityczni, z dobrym smakiem i otwartą głową. Taką jak moja.

Bo Gasol to człowiek renesansu, nie tylko w opinii Phila Jacksona, który właśnie tak zatytułował swój rozdział w zatytułowanej "Życie" książce Hiszpana. Guru trenerów z całego świata, który w pracy z koszykarzami stawia na dużo więcej rzeczy niż tylko boiskową taktykę, pracując w Lakers z Gasolem dogadywał się świetnie, bo mieli o czym rozmawiać. O książkach, o życiu, o muzyce. Gasol jako nastolatek uczył się gry na pianinie i do dziś lubi się w ten sposób relaksować.

O jego szerokich horyzontach świadczy też m.in. fakt, że na 16 rozdziałów książki tylko jeden poświęcony jest tylko i wyłącznie koszykówce. Inne jej dotyczą, ale się na niej nie koncentrują. Gasol opisał m.in. silną więź z Bryantem, który swoje słowo wstępne do książki Pau zatytułował "Gdybym mógł wybrać brata", sugerując, że wyglądałby dokładnie jak Hiszpan. Obok Jacksona i Bryanta trzecią wyróżnioną, poproszoną o napisanie fragmentu książki osobą był Navarro.

W "Życiu" Gasol odnosi się też do wspomnianej krytyki, do zarzucanej mu miękkości czy braku agresywności. "To jeden ze stereotypów dotyczących sportowców: mamy być agresywni; powinniśmy być silni i twardzi, to ważniejsze niż myślenie. Ja jednak nie czuję, bym pasował do tego stereotypu" - napisał Gasol, którego twardość polega na czymś innym. Przed meczem z Polską w 1/8 finału doznał urazu. Trener Sergio Scariolo usłyszał od lekarzy, że jego gwiazdor nie może grać dłużej niż pięć minut bez przerwy. - Podejmę ryzyko - rzucił trenerowi Gasol po pięciu minutach. A potem rzucił Polsce 30 punktów, trafiając m.in. sześć z siedmiu rzutów za trzy.

Reszta jest historią. 27 punktów z Grecją. 40 punktów z Francją. 25 punktów z Litwą. Hiszpanie wygrali ćwierćfinał, półfinał i finał, występy Gasola zostaną zapamiętane jako wyjątkowe.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA