Dwa lata temu w Słowenii pewni siebie Polacy inaugurowali turniej meczem z Gruzją. Też wówczas osłabioną brakiem dwóch koszykarzy z NBA, też niżej notowaną. Ale też waleczną. Gruzini byli szybsi, sprytniejsi, bardziej agresywni. Wygrali z Polską 84:67 i choć później przegrali wszystkie mecze, to skończyli turniej nad biało-czerwonymi, którzy po laniu w pierwszym spotkaniu mieli problemy z zebraniem się do kupy.
Dlatego teraz wszyscy mają świadomość, że sobotni mecz z Bośnią jest szalenie ważny, jeśli nie najważniejszy. Jeśli da sukces na początek turnieju, to pozwoli przystępować do kolejnych spotkań w dobrych humorach i z nienaruszonym poczuciem własnej wartości. Jeśli zakończy się porażką, to wprowadzi nerwowość, kwestionowanie tego, co zostało wypracowane podczas sparingów, może zagęścić atmosferę w zespole.
Jak gra Bośnia? - Z meczu na mecz coraz lepiej. Obejrzałem ich wszystkie sparingi i za każdym razem widziałem lepszą drużynę - mówi Krzysztof Szablowski, jeden z asystentów trenera Mike'a Taylora, który w sztabie odpowiedzialny jest m.in. za rozpracowanie tego rywala. Choć wyniki niekoniecznie potwierdzają jego słowa - Bośniacy wygrali trzy z 10 meczów towarzyskich (82:67 z Gruzją, 80:79 z Izraelem, 86:75 z Estonią). Przegrywali z Gruzją, Czechami, Turcją oraz dwukrotnie z Chorwacją i Grecją. Z tą ostatnią - 60:78 i 44:83.
W składzie Bośni brakuje teoretycznie najlepszych graczy - Mirzy Teletovicia (Phoenix Suns), Jusufa Nurkicia (Denver Nuggets) i Nihada Djedovicia (Bayern Monachium). Ale zespół walczy. - Tak, to drużyna, która gra bardzo fizycznie, jest pod tym względem bardzo mocna. Bośniacy biją się o każdą piłkę - podkreśla Szablowski.
- Trzeba grać z nimi fizycznie - dodaje trener. - Nie tyle odpowiedzieć im walką, co od razu postawić twarde warunki, nie czekać na wyzwanie. Co to oznacza? Nie unikać kontaktu przy zastawieniu w walce o zbiórki, w walce o pozycję. Nie można odpuścić ani na chwilę, bo oni tak grają od początku do końca.
- W meczu z Izraelem Bośniacy zdominowali rywali w walce o zbiórki. W statystykach może tego nie widać, ale w najważniejszych momentach to Bośniacy zbierali kluczowe piłki. Dlatego trzeba ich bardzo mocno zastawiać. Nie pozwalać na łatwe zajęcie pozycji. Utrudniać podania wysokim graczom. Jeśli Bośniacy będą grali na swój sposób, jeśli ta gra przyjdzie im zbyt łatwo - będzie problem - mówi Szablowski.
Największą siłą Bośniaków są gracze wysocy. - Andrija Stipanovic i Elmedin Kikanovic to dwa mocne punkty tej formacji, ważnym był także Miroslav Todic, który zaczynał wiele meczów w pierwszej piątce jako wysoki skrzydłowy i jego zadaniem było rozciąganie obrony, grożenie rzutami z dystansu. W ostatniej chwili z turnieju wykluczyła go jednak kontuzja.
- Na obwodzie najrówniejszym, najgroźniejszym strzelcem jest Marko Sutalo, którego koledzy szukają, ale raczej po pierwotnym dograniu do środka. Bo gra Bośni polega właśnie na tym, że najpierw podaje się piłkę pod kosz i jak tam nie ma akcji, to szuka się obwodowych.
- Na Sutalo trzeba być skoncentrowanym, ten, kto będzie go pilnował, nie powinien pomagać, bo to on jest pierwszą opcją Bośniaków na obwodzie, gdy uniemożliwi im się grę pod koszem. To Sutalo dostaje zasłony od kolegów, którzy chcą wypracować mu pozycję - mówi Szablowski o 32-letnim rzucającym, który w zeszłorocznych eliminacjach był trzecim strzelcem Bośni po Teletoviciu i Kikanoviciu.
Szablowski zwraca uwagę, że pierwsi rywale Polaków potrafią wyraźnie zmienić rytm gry. - W pierwszej piątce na pozycji rozgrywającego wychodzili różni gracze, ale zmiennikiem zawsze był Alex Renfroe i on grę Bośni zawsze przyspieszał. Bierze piłkę, pcha akcję podaniem lub szybko przemieszcza się kozłem. Napędza szybkie ataki lub rozgrywa dynamiczne akcje w drugie tempo. I podobnie jak u większości zespołów, które obserwujemy, te zagrania kończą się dwójkowymi akcjami z zasłonami.
W defensywie grę Bośniaków wyróżnia jedno: - Zastawiają pułapki na gracza z piłką podczas akcji dwójkowych. Grają wtedy bardzo agresywnie, bardzo często mocno atakują piłkę, odcinają pierwsze podanie - opisuje Szablowski. - To w sparingach dawało efekty, ale też było tak, że Bośniacy byli karceni przez zespoły, którzy dobrze odczytywały te akcje i atakowały wcześniej. Trzeba pokazywać się na pozycjach, szukać szybkiego podania, wymieniać się piłką - tłumaczy trener.
- Poza tym Bośniacy nie kombinowali w obronie. Poza pułapkami po zasłonach, mieli bardzo mało wstawek defensywy wyższej, agresywnej, zwykle bronili każdy swego. Chociaż podwajają też graczy wysokich, więc tu trzeba uważać, by nie popełniać strat - dodaje asystent Taylora.
Szablowski też wskazuje na grę z kontry, jako element, który w meczu z Bośnią może być ważny. - Łatwych punktów i szybkich ataków należy szukać zawsze, ale w związku z tym, że Bośniacy są bardzo agresywni w walce o zbiórki, angażują się w nią, to przy dobrym zastawieniu i zebraniu można szukać okazji na kontry. Bośniacy czasem mają problemy z powrotem do obrony. Walczą przede wszystkim gracze wysocy, ale Marcin Gortat może zbierać im piłki, a na pewno szybciej od nich biega.
Przewagą na korzyść Bośniaków może być ich trener - 58-letni Czarnogórzec Dusko Ivanović jest zdecydowanie bardziej doświadczony od 15 lat młodszego Taylora. W latach 80. i 90. był znanym koszykarzem, jako trener prowadził m.in. Barcelonę, a ostatnio - Panathinaikos. W tym ostatnim zespole był zresztą trenerem A.J. Slaughtera, Amerykanina naturalizowanego przez Polaków, którego do gry w swojej reprezentacji chcieli namówić także Bośniacy.
Bośnia i Hercegowina na dwóch ostatnich EuroBasketach wypadła lepiej niż Polska - co prawda i w 2011 roku na Litwie, i dwa lata później w Słowenii obie drużyny odpadały po pierwszej rundzie, ale jednak na tej drugiej imprezie Bośniacy wypadli dobrze. W wyrównanej grupie B pokonali Czarnogórę, Macedonię i późniejszego finalistę Litwę. Do awansu do kolejnej rundy zabrakło im kilku punkcików.