Środowy rywal biało-czerwonych jest europejskim średniakiem, który na EuroBasket przyjechał bez dwóch graczy NBA, środkowego Zazy Paczulii i skrzydłowego Tornike Szengeliji. Polacy pokonali Gruzinów miesiąc temu na turnieju w Trydencie, grając bez Marcina Gortata i Thomasa Kelatiego.
Biało-czerwoni wiedzą więc, jak zagrać z Gruzją, ekipą, która stawia na atak, ale słabuje w obronie. - Dobrze w defensywie. Tak, żeby rywale nie mogli stosować ulubionych zagrywek. Żeby musieli szukać drugiej, a nawet trzeciej opcji. Oni są dobrze zgrani, ale my jesteśmy lepsi - mówi Maciej Lampe, który z Gortatem może stworzyć czołowy duet mistrzostw, ale najpierw musi stworzyć wyraźną przewagę pod koszem w środowym spotkaniu. Dwaj środkowi mają zdobywać punkty lub tak koncentrować na sobie obronę rywali, by do kosza ze swobodą mogli trafiać koledzy.
Wygrana z Gruzją jest konieczna nie tylko dlatego, że sukces w pierwszym spotkaniu podbuduje zespół na początku trudnego turnieju. Polacy po prostu nie mogą sobie pozwolić na gubienie punktów w bardzo mocnej grupie C, w której są także Czesi, Chorwaci, Hiszpanie i Słoweńcy. Ostatnia trójka to europejska czołówka, do której Polacy aspirują od 1997 roku. Właśnie wtedy biało-czerwoni po raz ostatni zagrali w ćwierćfinale mistrzostw.
Do drugiej fazy turnieju, czyli najlepszej dwunastki, awansują trzy zespoły - Polacy, według rankingów i opinii ekspertów, w grupie C klasyfikowani są na czwartej pozycji za Hiszpanami, Słoweńcami i Chorwatami. Ale to teoria, której chcą zaprzeczyć. - W poprzednich latach, jak widzieliśmy Hiszpanię, to kręciliśmy głowami, a potem cieszyliśmy się z tego, że przegrywaliśmy niewielką różnicą punktów. Teraz wiemy, że jesteśmy drużyną, która może ich pokonać - mówi Kelati.
- Plan jest taki, żeby wygrać dwa pierwsze mecze, a potem, w dniu przerwy, przygotować się do spotkania z Chorwacją. Ten mecz będzie kluczowy. Jak go wygramy, to z bilansem 3-0 będziemy w dobrej sytuacji do wyjścia z grupy - mówi Lampe.
Szanse na to są, bo zagrają w składzie najsilniejszym z możliwych, mają duet Gortat - Lampe oraz doświadczonego trenera Dirka Bauermanna, który osiem lat temu średni niemiecki zespół z gwiazdorem Dirkiem Nowitzkim doprowadził do srebrnego medalu. Bauermann natchnął Polaków wiarą w siebie, a kluczowi zawodnicy zespołu, którzy urodzili się w pierwszej połowie lat 80., czują, że to dla nich jedna z ostatnich szans, by osiągnąć coś w reprezentacji.
- Jestem wielkim optymistą i jestem podekscytowany, że możemy jechać na mistrzostwa w takim składzie, z takim trenerem - ekscytuje się kapitan kadry, 33-letni Michał Ignerski. - Nie mogę się doczekać pierwszego meczu, mam nadzieję, że w tym roku powalczymy tak, że będziecie z nas dumni.
Ale Polacy przez ostatnie sześć lat w meczach o punkty mają bilans 14-16, na trzech EuroBasketach zdołali zwyciężyć w ledwie czterech meczach, a liderzy Gortat i Lampe po raz ostatni grali ze sobą o punkty trzy lata temu. Polacy są mocni pod koszem, słabsi na obwodzie - strzelcy w sparingach z dystansu trafiali regularnie, ale czy będzie tak, gdy pojawi się presja wyniku i twarda defensywa rywali?
- W przegranym piątkowym sparingu z Turcją nie dawaliśmy sobie rady, kiedy rywal bronił blisko nas, agresywnie, twardo - mówi Kelati. - Tak będzie w Słowenii, gdzie będziemy musieli wejść na taki sam poziom agresji i intensywności. Nie możemy dać się zdominować i zrobić kroku w tył.
Gortat: - Obawiam się, że zawodnicy, którzy nie mieli szansy grać w Eurolidze i rywalizować na najwyższym poziomie, troszkę mogą sobie nie poradzić w decydujących momentach.
- Mieliśmy ostatnio bardzo fajne spotkanie z trenerem Bauermannem. Zmotywował nas, czuć było ciarki na ciele - powiedział rozgrywający Łukasz Koszarek. - Opowiedział nam, jak dotarł do finału z Niemcami. Wytłumaczył, że dla takich momentów się żyje. Że nie ma rzeczy niemożliwych - dodał Adam Waczyński.