W 2010 roku Ray Allen trafił aż osiem razy za trzy punkty w finałowym meczu i wtedy wydawało się, że ten rekord będzie trudny do pobicia. Gdy swój talent strzelecki ujawnił Stephen Curry, było kwestią czasu, gdy i ten rekord padnie od jego rzutów. W niedzielnym meczu nie był najskuteczniejszy w swojej karierze, ale jego "trójek" Cavaliers zatrzymać nie byli w stanie. A do tego, Curry trafiał w ważnych dla zespołu momentach. Zwłaszcza w czwartej kwarcie, gdy w rywalach wciąż tliła się nadzieja.
To wtedy na celny rzut trzypunktowy LeBrona Jamesa odpowiedział swoimi dwoma "trójkami". Osiem minut przed końcem meczu trafił niemal równo z syreną kończącą akcję. Niedługo później piłka wpadła po jego rzucie trzy punkty mimo faulu Kevina Love'a. A Warriors odskoczyli na 16 punktów.
Curry wykorzystywał to, że często po zmianach krycia miał przed sobą Love'a. I z premedytacją rzucał nawet z 8-9 metrów. I trafiał te szalone rzuty. Jak to Curry. W niedzielę do kosza wpadło dziewięć z 17 prób z dystansu. Dziewięć celnych trójek to nowy rekord finałów NBA.
-Był niesamowity. Trafiał zwłaszcza wtedy, gdy tego potrzebowaliśmy. To prawdopodobnie najlepszy strzelec w historii NBA - powiedział trener Steve Kerr o Currym. -Do końca akcji pozostawało siedem sekund, a on odchodził coraz dalej od kosza. Nie mam pojęcia czemu. A potem rzucił i pomyślałem, że to nie miało prawa wpaść. Wpadło i dało nam energię na końcówkę meczu" - powiedział Klay Thompson o rzucie Curry'ego z czwartej kwarty sprzed nosa Kevina Love'a.
St??ph Curry
- ESPN (@espn) June 4, 2018
All 9 (!) of his record-breaking 3-pointers. pic.twitter.com/R3WLDWfQK5
Rozgrywający Warriors pędzi po rekord celnych rzutów trzypunktowych w play-off. W tej chwili ma ich 370, o 15 mniej od Raya Allena. I wiele wskazuje na to, że i ten rekord będzie jego. Bo w swojej kolekcji ma już najwięcej celnych rzutów za trzy w sezonie zasadniczym (402 w sezonie 2015-16), najwięcej celnych trójek w meczu (13), najwięcej w serii play-off (32) oraz, od niedzieli, najwięcej w meczu finałowym (9).
Curry mecz zakończył z 33 punktami. Do dziewięciu celnych trójek dodał dwa punkty z linii rzutów wolnych i dwa celne rzuty za dwa punkty. Miał też osiem asyst i siedem zbiórek, ale i pięć strat.
26 punktów dorzucił Kevin Durant. I był w tym piekielnie skuteczny. Trafił 10 z 14 rzutów z gry, 4 z 4 rzutów wolnych. Miał dziewięć zbiórek, siedem asyst oraz dwa bloki. A oprócz obowiązków w ataku w obronie często zajmował się kryciem LeBrona Jamesa, choć defensywa Warriors wymuszała w niedzielę, by najlepszy koszykarz świata częściej piłki się pozbywał.
Warriors dostali też 20 punktów od Klaya Thompsona, który do ostatnich chwil nie wiedział, czy w meczu zagra z powodu kontuzji nogi. 12 punktów dorzucił JaVale McGee (nie spudłował ani jednej z sześciu prób) i spełniał swoje zadania w obronie.
W pierwszym meczu finałów James rzucił 51 punktów, tym razem miał ich 29, a do tego dołożył 13 asyst i dziewięć zbiórek. W niedzielę więcej podawał - po części wynikało to z lepszej obrony Warriors, która wymuszała na nim, by piłki się pozbywał. A i nie był tak skuteczny jak w pierwszym meczu.
22 punkty i 10 zbiórek dla Cavs miał Kevin Love, a 15 dorzucił George Hill. J.R. Smith, którego kuriozalny błąd kosztował Cavs wygraną w pierwszym meczu, zdobył tylko pięć punktów (2/9 z gry).
W rywalizacji do czterech zwycięstw jest 2-0 dla Warriors. Do tej pory w finałach NBA zespoły, które po dwóch pierwszych meczach prowadziły 2-0, zdobywały mistrzostwo NBA w 29 z 33 przypadków. Co ciekawe, Cavaliers z LeBronem Jamesem w składzie są jedną z czterech ekip, która zostawała mistrzem NBA mimo porażki w dwóch pierwszych meczach. I jedyną, która zdobywała tytuł, choć przegrywała w serii już 1-3. Było to w 2016 roku.
Dwa kolejne mecze Cavaliers zagrają we własnej hali.
Mecz numer trzy - godz. 3 w nocy ze środy na czwartek (6/7 czerwca)
Mecz numer cztery - godz. 3 w nocy z piątku na sobotę (8/9 czerwca)
Mecz numer pięć (jeśli będzie konieczny) - o godz. 3 w nocy z poniedziałku na wtorek (11/12 czerwca)
Mecz numer sześć (jeśli będzie konieczny) - o godz. 3 w nocy z czwartku na piątek (14/15 czerwca)
Mecz numer siedem (jeśli będzie konieczny) - o godz. 3 w nocy z niedzieli na poniedziałek (17/18 czerwca)