LeBron James w finale NBA. Po raz ósmy z rzędu

W decydującym o awansie do finału meczu numer siedem LeBron James zdobył 35 punktów, miał 15 zbiórek oraz dziewięć asyst i poprowadził Cleveland Cavaliers do zwycięstwa 87:79 nad Boston Celtics. Cavs o tytuł zagrają po raz czwarty z rzędu, James w finale jest ósmy kolejny raz.

Dla Jamesa był to setny mecz w tym sezonie, licząc z fazą zasadniczą. Nikt w tym sezonie nie spędził na parkiecie więcej minut - ani w sezonie zasadniczym, ani w play-off. A James w tym roku skończy 34 lata. To jego 15. rok w NBA. 14. z rzędu w którym gra w play-off i ósmy z rzędu, w którym zagra w finale.

LeBron poprowadził swój zespół do kolejnej rundy, choć w serii Cavs przegrywali już 2-3 i w dwóch ostatnich meczach serii musieli radzić sobie bez kontuzjowanego Kevina Love'a. Celtics wygrali 10 spotkań z rzędu u siebie. W niedzielę przegrali po raz pierwszy. W ogóle, Celtics jeszcze nigdy nie przegrali serii play-off, prowadząc 2-0. Ale James przyzwyczaił nas do tego, że łamie rekordy. Dwa lata temu zdobył tytuł, choć jego drużyna przegrywała w finale z Golden State Warriors 1-3.

Od 40 lat, czyli od momentu, gdy w NBA liczone są straty, jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby jeden z trzech najgorszych zespołów w defensywie wygrał serię play-off. Cavaliers w sezonie zasadniczym mieli 29. obronę w lidze. Właśnie wygrali trzecią serię play-off.

James zagrał cały mecz. Ani na moment nie zszedł z parkietu. W play-off zdarzyło mu się to pierwszy raz od 12 (!) lat. Rzucił 35 punktów (12/24 z gry, 8/11 z rzutów wolnych), miał 15 zbiórek, dziewięć asyst i dwa bloki, ale też aż osiem strat. Oczywiście, to nie jest tak, że James do finału awansował sam. Ale zespół wokół siebie ma prawdopodobnie najsłabszy spośród tych, z którymi w ostatnich ośmiu latach był w finałach.

W niedzielnym meczu Cavaliers musieli sobie radzić bez Love'a, który dwa dni temu doznał wstrząśnienia mózgu na początku spotkania i jeszcze nie był gotowy do gry. W pierwszej piątce zastąpił go Jeff Green i rzucił 19 punktów. Kawał roboty wykonali George Hill (6 punktów), Tristan Thompson (10 punktów, 9 zbiórek) oraz J.R. Smith (12 punktów). Swoje dołożył też Kyle Korver, mimo że nie mógł wstrzelić się z dystansu (1/6).

- On jest po prostu niesamowity. Gramy drugi sezon z rzędu do końcówki maja. Sezon zaczynamy 25 września. I przez ten czas jesteś skupiony tylko na jednej rzeczy. A on sobie poradził z tym osiem razy z rzędu. To szaleństwo. I robi to na tym poziomie. Z presją, będąc krytykowanym. To nie ma żadnego znaczenia. To niebywałe. Naszym celem przed tą serią, było zmusić go, żeby stracił tak wiele energii, jak to jest tylko możliwe. Staraliśmy się też ograniczyć wszystkich innych graczy jak tylko się da,  a to nie są słabi gracze. I przez większość czasu to nam wychodziło. W meczach u siebie rzucali nam mniej niż 100 punktów. A on i tak rzucił nam 35 punktów. To jakiś żart - mówił trener Celtics Brad Stevens.

- Zagraliśmy niesamowicie w obronie. A on i tak miał 35 punktów, 15 zbiórek i dziewięć asyst - dodał.

Mistrz i uczeń

24 punkty dla Celtics rzucił Jayson Tatum. 20-latek w jednej z akcji zapakował piłkę nad LeBronem, a potem zderzył się z nim klatkami piersiowymi. - Musiałem mu się czymś zrewanżować za te dwie trójki z poprzedniego meczu. Tu nie chodziło o żaden brak szacunku. To był moment. Chciałem pokazać moje emocje - mówił Tatum, który po spotkaniu wymienił parę zdań z Jamesem, swoim idolem.- Dorastałem wzorując się na nim, jeździłem na jego treningi, prosiłem, by mnie obserwował na Twitterze. A teraz mam zaszczyt z nim rywalizować - dodawał Tatum.

- Uwielbiam wszystko w tym dzieciaku. To jak gra, to jakie ma podejście. Wiem, że on będzie gwiazdą. Ma wszystko, by osiągnąć sukces. Boston ma szczęście, że ma kogoś takiego u siebie - powiedział James.

Boston nie poddał się bez walki

Oprócz Tatuma dobry mecz zagrał też Al Horford, który rzucił 17 punktów i miał cztery zbiórki i trzy asysty. Celtics prowadzili po pierwszej kwarcie różnicą ośmiu punktów, do przerwy mieli cztery punkty więcej, a jeszcze sześć minut przed końcem spotkania prowadzili 72:71. Ale potem skuteczniejsi byli Cavs.

Green trafił za trzy, w kolejnej akcji Thompson zapakował piłkę do kosza po podaniu Jamesa i goście odskoczyli na cztery punkty. Na minutę przed końcem ich przewaga urosła do 10 punktów. W tym czasie Celtics spudłowali sześć rzutów.

Ekipa z Bostonu po raz drugi z rzędu doszła do finału Konferencji Wschodniej. W tym roku jej wyczyn jest tym bardziej imponujący, że dokonała tego bez swoich dwóch największych gwiazd - Gordona Haywarda oraz Kyriego Irvinga. Obaj zostali latem sprowadzeni po to, by powalczyć o mistrzostwo. Pierwszy stracił cały sezon, drugi nie miał szans wyleczyć się na play-off, ale trener Brad Stevens wycisnął ze swojego zespołu więcej niż ktokolwiek od niego oczekiwał.

Houston Rockets guard Chris Paul (3) and James Harden Houston Rockets guard Chris Paul (3) and James Harden ERIC CHRISTIAN SMITH/AP

Rockets czy Warriors?

Leborn James i spółka czekają na finałowego rywala. Na zachodzie Houston Rockets remisują 3-3 z Golden State Warriors, ale ostatni mecz serii zagrają przed własną publicznością. Mistrzowie NBA będą musieli sobie poradzić bez kontuzjowanego Andre Iguodali, w Rockets trwa walka z czasem o Chrisa Paula. Rozgrywający w końcówce meczu numer pięć doznał urazu uda i jego występ stoi pod znakiem zapytania.

Decydujący mecz finału Konferencji Zachodniej w nocy z poniedziałku na wtorek o godz. 3 polskiego czasu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.