W rywalizacji do czterech zwycięstw Cavs doprowadzili do stanu 3-3. Walczą o swój czwarty z rzędu udział w finale NBA. LeBron James ma szansę zagrać po raz ósmy z rzędu i dziewiąty w karierze (do tej pory mistrzem był trzy razy). To jego 15. sezon w NBA. W grudniu skończy 34 lata. Ale wciąż trudno go zatrzymać.
W meczach, w których jego zespół może odpaść z dalszej rywalizacji wznosi swoją grę na jeszcze wyższy poziom. W piątek pobił rekord kariery w takich spotkaniach - rzucił 46 punktów, grał 46 minut, odpoczywając króciutko pod koniec trzeciej kwarty i schodząc z boiska 57 sekund przed końcem spotkania, gdy wynik był rozstrzygnięty.
James trafił 17 z 33 rzutów z gry oraz 7 z 11 rzutów wolnych. Do kosza wpadło pięć z siedmiu rzutów za trzy punkty, w tym dwa niemal z tego samego miejsca w odstępie niespełna pół minuty w końcówce czwartej kwarty sprzed nosa Jaysona Tatuma - to one przypieczętowały zwycięstwo Cavaliers. Miał też 11 zbiórek, dziewięć asyst, trzy przechwyty oraz blok. Piłkę stracił trzy razy. Po drugiej celnej trójce w końcówce James zrobił groźną minę, naprężył muskuły. Wiedział, że tego meczu jego zespół już nie przegra. Było 107:96 dla Cavs. - To miłość do gry powoduje takie reakcje. Rozumiesz sytuacje i moment, w którym się znajdujesz. Tego uczucia nie da się wytłumaczyć, jeśli nie byłeś jego częścią - mówił po meczu.
Komplementy pod adresem Jamesa to nic nowego. Trener Celtics Brad Stevens jest pod szczególnym wrażeniem tego, jak lider Cavs jest w stanie grać powyżej oczekiwań. - Nikt inny nie ma takiego ciężaru na swoich barkach. Sposób, w jaki tego dokonuje, jest wyjątkowy. To, jak przez tyle lat dochodzi do finałów, jest niesamowite - mówił.
Oczywiście, LeBron James nie wygrał piątkowego meczu sam. 20 punktów dorzucił rozgrywający George Hill, a wsparcie dali też rezerwowi - to z nimi na parkiecie James ograniczył Celtics do ledwie 18 punktów w drugiej kwarcie i wtedy jego zespół odskoczył rywalom na kilkanaście punktów. 14 punktów rzucił Jeff Green, 10 i siedem zbiórek miał Larry Nance Jr., a Kyle Korver do sześciu "oczek" dołożył bardzo mądrą grę w obroni. Cavaliers musieli radzić sobie przez większość meczu bez Kevina Love'a, który w pierwszej kwarcie zderzył się głowami z Tatumem i nie wrócił już na parkiet.
- Gdy grałem przeciwko niemu, nienawidziłem go. Ale będąc z nim w drużynie, mogę złapać oddech. Tego, co on robi w każdym meczu, nie da się wytłumaczyć. To coś specjalnego. Wydawało mi się, że był lepszy, gdy grałem przeciwko niemu i nas wyrzucał z play-off. Teraz jest tak dobry, że nie potrafię tego nawet opisać - mówi Hill, który jeszcze kilka sezonów temu rywalizował z Jamesem jako gracz Indiana Pacers.
Celtics w grze utrzymywał duet Terry Rozier - Jaylen Brown. Ten pierwszy trafił aż sześć razy za trzy punkty, a w sumie rzucił ich aż 28 i dołożył do tego siedem asyst. Brown zdobył 27 punktów. Cavaliers udało się ograniczyć Tatuma (15 punktów) oraz Ala Horforda, który do kosza trafił tylko dwa razy (sześć punktów). Celtics w czwartej kwarcie doszli rywali nawet na siedem punktów, ale potem swoje trójki trafił James.
Decydujący o awansie do finału NBA mecz numer siedem w nocy z niedzieli na poniedziałek polskiego czasu o godz. 2.30. Do tej pory w serii Celtics - Cavaliers wygrywali tylko gospodarze. Niedzielny mecz odbędzie się w Bostonie. - To nie będzie piękny mecz. Musimy być gotowi do walki. Gotowi na to, że będziemy mieć zakrwawione nosy. Zrobimy, co tylko się da, by wygrać - zapowiada rozgrywający Celtics Marcus Smart.
Piątkowe spotkanie miało wyjątkową atmosferę, bo kibice w Cleveland obawiają się, że więcej już Jamesa w koszulce Cavaliers nie zobaczą. Jeśli Celtics wygrają w niedzielę, to być może ostatni mecz Jamesa "u siebie" już widzieli. LeBron może latem odstąpić od ostatniego roku kontraktu z Cavs i poszukać nowego klubu. To sprawa, o której dyskutuje się równie często jak o tym, co James robi na parkiecie. A w Cleveland wiedzą doskonale, jak gorzko smakuje odejście Jamesa. Przeżyli to przecież w 2010 roku.
James na razie o swojej przyszłości się nie wypowiada. Kilka razy wspominał, że chciałby zakończyć karierę w Cleveland, ale to niepokoju kibiców Cavs nie zmniejszyło. Pewne jest jedno. Po sezonie zdecyduje, co zrobi dalej. Philadelphia 76ers, Los Angeles Lakers i New York Knicks są już w blokach startowych, by złożyć mu oferty. Ale chętnych będzie więcej.
RON SCHWANE/AP
RON SCHWANE/AP