NBA. Anthony Bennett i najgorsze draftowe wpadki ostatnich lat

Minnesota Timberwolves rozpoczęli negocjacje w sprawie wykupienia kontraktu Anthony'ego Bennetta, bo numer 1 draftu z 2013 roku oczekiwań nie spełnił. Kanadyjczyk jest jedną z pięciu największych pomyłek draftu NBA w ostatnich dwóch dekadach.

Anthony Bennett

22-letni skrzydłowy w 2013 roku został dość niespodziewanie wybrany przez Cleveland Cavaliers z numerem pierwszym w drafcie. Był pierwszym Kanadyjczykiem, który został wybrany jako "jedynka". Wielu ekspertów przyjęło decyzję Cavaliers sceptycznie i szybko okazało się, że mieli rację.

Bennett zagrał w 52 meczach w debiutanckim sezonie, rzucał średnio nieco ponad cztery punkty na mecz. Ani razu nie wyszedł w pierwszej piątce. Na dwucyfrową zdobycz punktową czekał aż 33 mecze - rzucił 15 punktów i miał osiem zbiórek w meczu z New Orleans Pelicans. Tak długo zdobycie 10 lub więcej punktów nie zajęło żadnemu graczowi wybranemu z numerem jeden.

W sierpniu 2014 roku Cavaliers oddali Bennetta w trzy zespołowej wymianie w wymianie za m.in. Kevina Love'a. W najsłabszej na zachodzie Minnesocie kanadyjski skrzydłowy też nie błysnął (średnio 5,2 punktu i 3,8 zbiórki na mecz). Timberwolves od miesięcy próbowali oddać zawodnika do innego klubu, ale chętni się nie znaleźli. Dlatego, najprawdopodobniej, jego kontrakt wkrótce zostanie wykupiony.

Choć w drafcie z 2013 roku nie było zbyt wielu kandydatów na gwiazdy ligi, to Cavaliers mogli wybrać lepszego gracza. Bennett to jedna z największych wpadek draftowych ostatnich dwóch dekad. Ale nie jedyna.

Kwame Brown

W 2001 roku Washington Wizards, których prezydentem był wtedy Michael Jordan, z numerem pierwszym wybrali w drafcie Kwame'go Browna. Został pierwszym graczem po szkole średniej wybranym w drafcie z "jedynką".

Brown miał się stać jednym z najbardziej dominujących środkowych ligi, ale szybko okazało się, że takiego poziomu nigdy nie osiągnie. W debiutanckim sezonie rzucał 4,5 punktu i miał 3,5 zbiórki na mecz. Osiągnięcia jak na środkowego mizerne. Po czterech słabych sezonach Brown został oddany do Los Angeles Lakers, gdzie zawodził jeszcze bardziej. W sumie zagrał 11 sezonów w NBA w siedmiu różnych klubach. W drafcie za Brownem wybierano m.in. Tysona Chandlera, Pau Gasola, Joe Johnsona czy Tony'ego Parkera. Kwame Brown stał się symbolem miernych umiejętności menedżerskich Michaela Jordana.

Greg Oden

W 2007 roku w USA zastanawiano się, kto będzie wybrany z numerem 1 w drafcie przez Portland Trail Blazers. Nazwiska były dwa - skrzydłowy Kevin Durant i środkowy Greg Oden. Blazers postawili na tego drugiego. I srogo się pomylili. Z powodu operacji prawego kolana Oden stracił cały debiutancki sezon, a z kłopotów zdrowotnych nigdy już się nie wykaraskał. Więcej czasu spędzał w gabinetach lekarskich i na stole operacyjnym niż na parkiecie. Przez trzy pierwsze sezony zagrał ledwie 82 mecze, w sumie w karierze uzbierał 105 meczów. Miewał momenty przebłysków talentu, ale przez kruche zdrowie kariery nie zrobił. Durant wręcz przeciwnie - jest liderem Oklahoma City Thunder, na swoim koncie ma już tytuł MVP i trzy korony króla strzelców, do tego raz grał w finale. To jedna z największych gwiazd ligi.

Darko Milicić

W 2003 roku w jednym z najlepszych draftów w historii NBA Cleveland Cavaliers wybrali z numerem pierwszym LeBrona Jamesa. Detroit Pistons z dwójką postawili na Darko Milicicia, serbskiego środkowego. Nie chcieli ani Carmelo Anthony'ego, ani Dwyane'a Wade'a czy Chrisa Bosha, bo już na ich pozycjach mieli doświadczonych graczy.

Pistons byli w tamtym czasie jedną czołowych drużyn wschodu, wybierali z tak niskim numerem, bo wybór otrzymali w wymianie od Memphis Grizzlies kilka lat wcześniej. Milicić zbyt wielu szans na grę w Detroit nie dostał, bo klub był nastawiony na walkę o tytuł. Serb został najmłodszym koszykarzem w historii, który zagrał w finale NBA (miał 18 lat i 356 dni), ale w debiutanckim sezonie wystąpił w sumie w 34 meczach, rzucał 1,4 punktu. Zanim trafił do zespołu, w którym mógł więcej pograć, stracił pewność siebie, nie był w stanie pokazać tego, co potrafił. W NBA zagrał dziewięć sezonów, a po Pistons próbował swoich sił w Orlando Magic, Memphis Grizzlies, New York Knicks, Minnesota Timberwolvees i Boston Celtics.

Michael Olowokandi

W 1998 roku Los Angeles Clippers mogli wybrać z numerem pierwszym w drafcie Vince'a Cartera, Antawna Jamisona, Dirka Nowitzkiego czy Paula Pierce'a. Postawili na Michaela Olowokandiego, bo dobry center był wtedy w cenie. Clippers chcieli mieć odpowiedź na Shaquille'a O'Neala, który grał dla lokalnego rywala - Lakers.

W pięciu sezonach w Clippers rzucał średnio 9,9 punktu na mecz, miał 6,8 zbiórki i 1,4 bloku. Statystyki całkiem solidne, ale nie dla gracza, w którym widziano lidera drużyny i w którego wierzono, że wyciągnie zespół z ligowych nizin. Urodzony w nigeryjskim Lagos środkowy takich cech nigdy nie miał. Dodatkowo jego karierę przerywały liczne kontuzje. Na emeryturę przeszedł w 2007 roku, wcześniej grał jeszcze dla Timberwolves i Celtics.

Więcej o:
Copyright © Agora SA