Tim Duncan ma już ugruntowaną pozycję. Wielu wymienia go jako najlepszego gracza na swojej pozycji w historii NBA. Piąty tytuł byłby ukoronowaniem wspaniałej kariery, ale jego brak nie sprawi, że będziemy na "Timmy'ego" patrzeć inaczej.
LeBron James chce być najlepszym z najlepszych. W arkuszach statystycznych goni Kobe Bryanta i Michaela Jordana, a chce mierzyć się z legendami NBA. Bryant i Jordan zdobywali trzy tytuły z rzędu w pierwszym podejściu. James też musi to zrobić, by się z nimi równać. Dodatkowo, porażka oznaczałaby, że miałby więcej finałów przegranych niż wygranych. Jest największą gwiazdą NBA i na każdym kroku musi udowadniać, ile jest wart. Jeśli w tym roku polegnie, jego wizerunek znów będzie nadszarpnięty.
Tony Parker - Mario Chalmers. W zeszłym roku, gdy Chalmers grał przyzwoicie, Heat wygrywali finałowe mecze. W tych play-off rozgrywający ekipy z Miami gra w kratkę, miewa występy wręcz katastrofalne, a w najważniejszych meczach sezonu będzie miał rywala najtrudniejszego z trudnych. Parker ma przewagę w niemal każdym elemencie gry nad Chalmersem i umie to wykorzystać. Czy będzie w stanie? Wszystko zależy od jego kostki. Jeśli wszystko będzie ok, Chalmers i obrona Heat będą mieli pełne ręce roboty.
Gregg Popovich ma wiele asów w rękawie, świetnie reaguje na ruchy rywali, ale losy serii chyba leżą w rękach Dwyane'a Wade'a. Heat cały sezon konserwowali, naprawiali i szykowali jego kolana na finałowe starcie. W play-off widać, że Wade się rozkręca i Spurs muszą naprawdę uważać. LeBron James ma niesłychanie groźnego pomocnika.
Reagowanie. Dostosowywanie się do tego, co będzie próbował narzucić rywal. Rotacja i odważne decyzje trenerów. Gregg Popovich na ławce ma więcej atutów, potrafi wyciągać "królika z kapelusza", ale i Eric Spoelstra przed rokiem udowodnił, że gotów jest na długą wymianę taktycznych ciosów. Do tego, gracze drugiego planu. To ich zagrania, być może serie celnych rzutów, dobra obrona, a nawet jedna zasłona mogą zdecydować o być albo nie być drużyny. Kawhi Leonard, Boris Diaw, Patty Mills, Marco Belinelli czy Matt Boner po stronie Spurs i Rashard Lewis, Udonis Haslem, Norris Cole, Shane Battier czy Ray Allen - na nich warto zwrócić baczniejszą uwagę. A może błyśnie ktoś jeszcze?
Zarówno Heat jak i Spurs świetnie grają w play-off u siebie. Ekipa z Miami wygrała w tym roku wszystkie osiem meczów, San Antonio ma bilans 8-1. Ponadto, obie drużyny wygrywały ważne mecze na wyjazdach. Do systemu 2-2-1-1-1 Heat i Spurs są przyzwyczajeni z poprzednich rund, do częstych podróży także. Nie sądzę, by zaważyło to na tym, kto zdobędzie tytuł.