Fruwając pod koszem: Ostatni taniec Allena Iversona

Najgorszy rok w karierze Allena Iversona dobiega końca. Kto po takim sezonie zechce go zatrudnić?

Powrót Stephona marnotrawnego ?

Detroit Pistons przegrali ostatnie osiem meczów, w których Iverson zagrał. Kiedy doznał kontuzji pleców i musiał zrobić sobie przerwę od koszykówki, od razu złapali wiatr w żagle i czterokrotnie wygrali, pokonując m.in. Orlando i Boston na wyjazdach. Dowiedział się, że gdy wróci po kontuzji, będzie grał z ławki. Według sondażu przeprowadzonego przez Detroit News, aż 72 procent kibiców uważa, że Pistons grają bez niego lepiej.

Minęły właśnie cztery miesiące od transferu, w którym Iverson powędrował do Pistons w zamian za Chaunceya Billupsa. Motywacje menedżera Pistons, Joe Dumarsa, były proste - po pierwsze zarobić trochę na sprzedanych koszulkach Iversona, po drugie zaoszczędzić na wygasającym po obecnym sezonie kontrakcie, wreszcie po trzecie - a nuż uda się z 33-letniego małego rycerza o wielkim sercu wykrzesać trochę ognia i napędzić rywalom stracha w play-offach. Pierwsze dwa cele udało się zrealizować. Trzeci okazał się kompletną klapą, ale nie z winy Allena.

Bo Iverson do Pistons kompletnie nie pasuje. Detroit Pistons to system. Poukładany system, w którym każdy zna swoje miejsce. System bez gwiazd. System bez parcia na osiągnięcia indywidualne. System, w którym obrona jest ważniejsza niż atak. System, w którym skuteczne podanie jest cenione wyżej niż widowiskowe wejście pod kosz. System na tyle skuteczny, że Pistons sześciokrotnie z rzędu grali w finałach konferencji. Po oddaniu Billupsa system się posypał i ta imponująca seria pewnie zakończy się wiosną.

Allen jest facetem z zupełnie innej bajki. Przez całe życie był liderem, gwiazdą, oczekiwano od niego, żeby zdobywał punkty (średnia kariery 27,1 pkt. - to piąty najlepszy wynik w NBA, za Michaelem Jordanem, Wiltem Chamberlainem, LeBronem Jamesem i Elginem Baylorem), musiał dźwigać na barkach odpowiedzialność za wynik całego zespołu. To na nim zawsze były skupione światła reflektorów, to on był na świeczniku. Bill Laimbeer mówi: "Ta drużyna jest źle skonstruowana. Allen jest niski i nie jest najlepszym obrońcą, a w dzisiejszych czasach na jego pozycji trzeba umieć bronić. Ma wielkie serce do gry, wciąż potrafi rzucać ale jak przyjdą play-offy, to nie wystarczy."

Po listopadowym transferze media i kibice z Detroit bardziej zajmowali się przyjściem Iversona niż odejściem Billupsa. Ale kiedy kilka dni temu Billups powrócił do Detroit, to choć wrócił w barwach nowego klubu - system wrócił razem z nim. Były wiwaty, kilkuminutowa owacja na stojąco, wielki mecz samego Billupsa (34 punkty) ale jeszcze lepszy - w wykonaniu jego byłych kolegów. Pistons wygrali, ale to Billups i Denver Nuggets są wygranymi listopadowego transferu. Chauncey znakomicie wpasował się do drużyny, Nuggets mają dziś czwarty najlepszy bilans na Dzikim Zachodzie i pewnie kroczą po awans do play-offów.

Tymczasem Iverson leczy obolałe plecy i z pokorą przyjmuje decyzję trenera o odsunięciu od pierwszej piątki: "Chcę pomóc tej drużynie sięgnąć po mistrzostwo. Zrobię wszystko, żeby ten cel osiągnąć, czy to grając w pierwszej piątce, czy z ławki. Skupiam się na pozytywach. I walczę." Gra o kolejny kontrakt, pewnie niewysoki, pewnie ostatni w karierze. Bo trudno oczekiwać, że Pistons zechcą jego kontrakt przedłużyć.

Latem Allen będzie na pewno szukał klubu z aspiracjami mistrzowskimi, żeby poszukać ostatniej szansy na tytuł. Powinien to być klub z charyzmatycznym trenerem, który będzie w stanie okiełznać jego kaprysy. Powinna to być drużyna pełna weteranów, bo Iverson nie jest wzorem do naśladowania. Drużyna, która zna smak zwycięstwa i bardzo za nim tęskni. Drużyna, w której nie musiałby być liderem, ale której przydałyby się odrobina jego szaleństwa.

Wyobraźmy sobie Allena Iversona w koszulce San Antonio Spurs.

Kronika towarzyska

Ubiegły tydzień upłynął pod znakiem słownej przepychanki Shaquille'a O'Neala oraz trenera Orlando Magic, Stana Van Gundy. Podczas meczu Orlando - Phoenix, Shaq próbował wymusić faul w ataku Dwighta Howarda. Gdy Howard go mijał, Shaq padł na ziemię niczym rażony piorunem. Sędziowie nie dali się nabrać, Dwight się nie przejął, minął leżącego i spokojnie zapakował piłkę z góry do kosza. Zachowanie Shaqa skrytykował Van Gundy (prowadził Miami Heat, kiedy grał tam O'Neal): "Powinien grać jak mężczyzna a nie nurkować." Następnego dnia Shaq odparował: "To mistrz paniki. Gdy przyjdzie do meczów o stawkę, on zawiedzie swoją drużynę bo się przestraszy i zacznie panikować. Wiem o czym mówię, grałem dla niego." Korespondencyjna wymiana uprzejmości trwała następnego dnia. Van Gundy próbował załagodzić sytuację: "Zdaje się, że zraniłem jego uczucia. Shaq jest bardzo wrażliwym człowiekiem." - zażartował. Ale Shaqowi nadal nie jest do śmiechu: "Niech sobie nie robi jaj. Niech się ze mną nie bawi. Nie jestem wrażliwy. Nie wymagam wiele, tylko odrobiny szacunku, zwłaszcza od niego."

Przy okazji od Shaqa dostało się też samemu Dwightowi Howardowi: "Zobaczcie co on robi. To samo co kiedyś ja. Każda ulica, którą jeździ w Orlando, każdy klub nocny, każda restauracja - wszędzie byłem przed nim."

Center New Orleans Hornets, Tyson Chandler , pozazdrościł Shaqowi popularności i też założył sobie profil na serwisie społecznościowym Twitter: "Mam nadzieję, że wszyscy dodadzą mnie do znajomych. Jestem tylko 149,5 tys. osób za Shaqiem. Może naubliżam mu na Twitterze? Będzie musiał odpowiedzieć. Tak robią raperzy, żeby zwiększyć sprzedaż płyt."

Po poniedziałkowej porażce z San Antonio, wściekły właściciel Los Angeles Clippers, Donald Sterling , wparował do szatni swojej drużyny i zaczął ubliżać zawodnikom i trenerowi. Al Thonton dowiedział się, że jest największym samolubem w historii, a kiedy trener Mike Dunleavy, próbował się tłumaczyć, usłyszał, że ma się zamknąć. Techniki motywacyjne Sterlinga nie poskutkowały - dwa dni później Clippers przegrali z Memphis Grizzlies.

Lepiej poradził sobie właściciel Dallas Mavericks, Mark Cuban . Po porażce z Oklahomą wyznał dziennikarzom, że ma już tego dosyć i jeśli ma to tak dalej wyglądać, to latem wymieni całą drużynę. Kolejny mecz, w San Antonio, Mavericks wygrali. Dirk Nowitzki twierdzi, że nie miało to nic wspólnego z groźbami Cubana.

Tako ćwierka Shaq (na serwisie Twitter.com)

"Koniec ze stanem van gundy, wymazałem swój abdullah abdimglada bank. Hehe."

"Przegrałem w swoje urodziny, hong kong fuey, aghhh, agggh , agggh"

Pierwszą część obu wypowiedzi przetłumaczyliśmy, do drugiej nasz angielski jest za słaby.

Niezłe numery

46 punktów, 10 asyst, 8 zbiórek, 4 przechwyty i 3 bloki - Dwyane Wade w meczu z New York Knicks.

Ciekawostki

Tylko trzech koszykarzy w historii NBA zdobyło 40 punktów grając w trzech różnych klubach. To Bernard King, Stephon Marbury i Shaq.

Dwyane Wade uzyskał w serii czterech meczów średnią ponad 40 punktów i 10 asyst - taka sztuka udała się wcześniej tylko Oscarowi Robertsonowi i Nate'owi Archibaldowi.

Kevin Durant dorobił się ksywki Durantula. Ciekawe, prawda?

Złota myśl

"Facet jest ogromny. Wreszcie zrozumiałem, że muszę iść do domu i zjeść pięć kurczaków, żeby nabrać trochę ciała" - Marcin Gortat po spotkaniu z Shaqiem. Zapraszamy na naszego bloga Supergigant, gdzie można zobaczyć 8 najlepszych akcji Marcina oraz 10 najlepszych momentów kariery Shaqa.

Więcej felietonów "Fruwając pod koszem" - czytaj tutaj ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.