NBA. Chicago Bulls w finale wschodu

Po raz pierwszy od 1998 roku Chicago Bulls zagrają w finale Konferencji Wschodniej. W czwartek wygrali w Atlancie z Hawks aż 93:73 i zwyciężyli w serii 4-2. Odpoczywać długo nie będą, bo już w niedzielę czeka ich pierwsze starcie z Miami Heat.

To był jeden z najlepszych meczów Bulls w tegorocznym play-off. Grający zespołowo w ataku i bardzo uważnie w obronie zespół z Chicago odniósł najłatwiejsze zwycięstwo w serii z Hawks, niezagrożone przez większość spotkania. Do przerwy Bulls prowadzili 10 punktami, w drugiej połowie powiększyli przewagę o kolejne 10 i ostatecznie zwyciężyli 93:73.

Derrick Rose rzucił 19 punktów, tylko raz w play-off zdarzyło mu się zdobyć mniej, ale Bulls nie potrzebowali w czwartek jego dominacji, narzucania tempa i rozbijania obrony rywali. Nie potrzebowali, bo cały zespół był aktywny i efektywny w ataku. Rose oddał zaledwie 14 rzutów (trafił osiem), miał też 12 asyst.

Najlepiej w Bulls zagrał Carlos Boozer. Podkoszowy od kilku meczów grał poniżej swoich możliwości, bo zmagał się z dość uciążliwą kontuzją jednego z palców u nogi. Sztab medyczny drużyny robi wszystko, by doprowadzić Boozera do "stanu używalności", bo jego gra może mieć ogromne znaczenie w serii z Heat. Obudzili go w najwłaściwszym momencie. W czwartek Boozer rzucił 23 punkty, miał 10 zbiórek i pięć asyst. Był niesamowicie aktywny na początku spotkania, gdy zdobył dziewięć punktów. Hawks byli zaskoczeni jego nagłą eksplozją formy.

Tak jak zaskoczeni byli tym jak Bulls grali zespołowo. Mnóstwo podań, piłka krążyła pomiędzy zawodnikami aż trafiała do tego, który był w najlepszej pozycji. Bulls trafili 41 rzutów przy aż 34 asystach, co jest najlepszym wskaźnikiem od lat. Do tego grali niesłychanie uważnie w obronie, wyrywali Hawks piłki nawet pod ich koszem. Mistrzem w tym elemencie był Luol Deng, który miał pięć z siedmiu przechwytów drużyny. W meczu rzucił 13 punktów.

W Hawks najlepiej zagrali Joe Johnson i Josh Smith, którzy jako jedyni byli w stanie rzucić więcej niż 10 punktów. Johnson zdobył ich 19, Smith 18, ale cały zespół gospodarzy miał katastrofalną skuteczność z gry, zaledwie 36,5 procent.

Być może Hawks podjęli by walkę, gdyby w pełni sił był Jeff Teague. Młody rozgrywający, który udanie zastępował kontuzjowanego Kirka Hinricha w serii z Bulls, w czwartek sam doznał urazu. W drugiej kwarcie boleśnie upadł w jednej z akcji pod koszem, lądując upadł na prawą rękę, która wygięła mu się w nienaturalny sposób. Okazało się, że miał skręcony nadgarstek, ale zdecydował się wrócić do gry. Rzucił w sumie cztery punkty i miał trzy asysty w 22 minuty.

Hawks odkąd zespół w 1968 roku przeniósł się z St. Louis do Atlanty nie są w stanie przebrnąć przez drugą rundę play-off.

Bulls do finału Konferencji Wschodniej awansowali po raz pierwszy od 1998 roku. Wtedy zespół z Michaelem Jordanem, Scottiem Pippenem oraz trenerem Philem Jacksonem zdobył swój trzeci z rzędu a szósty w ogóle mistrzowski tytuł.

Rywalem Bulls w walce o finał NBA będą Miami Heat, którzy w pięciu meczach wyeliminowali Boston Celtics. Pierwszy mecz o godz. 2 w nocy z niedzieli na poniedziałek polskiego czasu.

Co dalej? Marzenia Phila Jacksona ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.