NBA. Bulls już w drugiej rundzie

Chicago Bulls rozgromili Indianę Pacers 116:89, wygrali serię 4-1 i po raz pierwszy od czterech lat awansowali do drugiej rundy play-off NBA. Doby mecz zagrali Derrick Rose (25 punktów) oraz Luol Deng (24). Teraz Bulls czekają na rozstrzygnięcie serii Magic - Hawks, która wyłoni ich najbliższego rywala.

Mecz numer pięć był dla Bulls najłatwiejszym z całej serii z Pacers. Nie musieli grać zaciętej końcówki, wynik był już w zasadzie rozstrzygnięty przed czwartą kwartą. W poprzednich spotkaniach tak łatwo nie było. Koszykarze trenera Toma Thibodeau mieli ogromne problemy z jedyną drużyną, która awansowała do play-off z ujemnym bilansem zwycięstw i porażek.

Pacers, zespół bez wielkich gwiazd za to z kilkoma perspektywicznymi zawodnikami, narobił faworyzowanym Bulls sporo strachu i gdyby nie brak umiejętności wygrywania w końcówkach oraz brak zdecydowanego lidera, który brałby na siebie odpowiedzialność w najważniejszych momentach, ta seria mogłaby potrwać dłużej.

We wtorek Bulls do zwycięstwa poprowadził duet Derrick Rose - Luol Deng. Młody rozgrywający w poprzednim meczu podkręcił kostkę, ale we wtorek śladów urazu widać nie było. Rzucił 25 punktów, miał sześć asyst. Deng dołożył 23, a cały zespół Bulls trafił aż 14 z 31 rzutów za trzy. Zespół z Chicago wygrało łatwo, mimo problemów z faulami i lekkiej kontuzji Carlosa Boozera. Środkowy zagrał tylko niespełna 15 minut, rzucił zaledwie dwa punkty i miał cztery faule.

Dla Pacers 20 punktów zdobył Danny Granger, a 14 punktów i 11 zbiórek miał Tyler Hansbrough, jednak ich zespół przegrywał od samego początku.

Bulls po raz pierwszy od sezonu 2006/2007 przeszli pierwszą rundę play-off. Wtedy w czterech meczach odprawili z kwitkiem Miami Heat, teraz potrzebowali pięciu meczów by wygrać z Pacers.

Ich kolejnym rywalem będzie zwycięzca serii Orlando Magic - Atlanta Hawks. Po pięciu meczach jest 3:2 dla Hawks, którzy przegrali wtorkowym mecz w Orlando aż 76:101 choć udało im się wyłączyć z gry Dwighta Howarda. Najlepszy środkowy ligi przez cały mecz miał problem z faulami, był niewidoczny w ataku (1/4 z gry, 6/10 z wolnych), nie dominował jak zwykle na deskach (8 zbiórek). Magic "odpalili" swoją najskuteczniejszą broń - rzuty z dystansu. Trafili 11 trójek, grali skutecznie w ataku, podłączyli się rezerwowi i zespół z Florydy jeszcze liczy się w grze o awans do drugiej rundy.

Niedźwiedzie zagryzą Tima Duncana i Spurs? ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.