EuroBasket 2015. Polska zagroziła Francji i to nie był przypadek. Tak rośnie drużyna

- Francja musiała dać z siebie 100 proc., by wygrać. O to nam chodziło - mówił po wyrównanym, choć przegranym 66:69 meczu z Francją skrzydłowy reprezentacji Polski Aaron Cel. Jeśli biało-czerwoni postawią takie wymagania kolejnym rywalom, mogą zajść w tym EuroBaskecie dalej, niż nam się wydawało.

To nie był przypadek. Polska była bliska wygranej z Francją nie dlatego, że jej koszykarze jak szaleni trafiali z każdej pozycji, że rywal ją zlekceważył, że grał nonszalancko. Nie, polscy koszykarze, którzy od lat aspirują do pozycji europejskiego średniaka, postawili się czołowej drużynie świata dlatego, że grali twardo, zespołowo, odważnie. Bronili zdyscyplinowani, sprawili, że Francuzi w ostatnich sekundach meczu musieli mieć na boisku swoje gwiazdy.

Po prostu zagrali bardzo dobry mecz z bardzo dobrą drużyną. Pokazali, jakie mają możliwości.

Skuteczny atak nie brał się znikąd, bo przecież Adam Waczyński, Mateusz Ponitka, Marcin Gortat czy A.J. Slaughter trafiali, szczególnie w pierwszej kwarcie, z pozycji, które lubią najbardziej. Odpowiednio - z dystansu po wyjściu na pozycję, z dynamicznych wejść, z pola trzech sekund, z półdystansu po koźle. To zasługa dobrej organizacji gry, realizowania planu meczowego i podań.

Ale też z wiary, z pewności siebie, którą dały zawodnikom, drużynie, nie tylko długie tygodnie przygotowań, ale też - a może przede wszystkim - dwa zwycięskie mecze w Montpellier. Wygrane po bitwach, po wzlotach i upadkach, spotkania z Bośnią i Rosją. Aaron Cel zapytany o to, jak zmieniła się reprezentacja Polski od początku wakacji, zacisnął mocno dłonie i powiedział: - Wzmocniliśmy się jako ludzie, jako faceci, jako drużyna. I to jest najważniejsze.

Tę moc było widać w poniedziałek. W meczu z mistrzem Europy i gospodarzem EuroBasketu Polaków nie zdeprymowała ani 10-tysięczna publiczność, ani nazwiska gwiazd NBA, ani ich chwilowe popisy. Bo przecież były momenty, w których Boris Diaw kręcił całą polską obroną, a Rudy Gobert blokował rzuty Polaków i skakał im po głowach w drodze do obręczy. Francuzi miewali zrywy, jak np. 12:0 w drugiej kwarcie, ale Polacy wracali do walki. Zawsze. Także w ostatnich sekundach. Od dogrywki dzielił ich jeden rzut.

- Francja musiała dać z siebie 100 proc., by wygrać. O to nam chodziło - mówił po meczu Cel.

Teraz chodzi o to, by awansować do 1/8 finału mistrzostw, najlepiej z jak najwyższego miejsca w grupie A. Francja może być praktycznie pewna pierwszej pozycji, szansę na drugie miejsce mają i Polska, i Izrael, i Finlandia, a nawet Bośnia, która w poniedziałek wygrała z Izraelem. - Już myślimy o środowym meczu z Izraelem - mówił kwadrans po spotkaniu trener Mike Taylor.

Słusznie, to teraz najważniejsze spotkanie, o bitwie z Francją trzeba zapomnieć. Przecież nie dalej jak cztery lata temu na Litwie Polacy pokonali po emocjonującym meczu Turcję, ówczesnego wicemistrza świata. A dzień później przegrali z przeciętną Wielką Brytanią i odpadli z turnieju.

Ale obecna drużyna wygląda na inną. Mądrzejszą, bardziej doświadczoną, po prostu lepszą. Taką, której można się obawiać. Taką, którą ogląda się z przyjemnością. Czy taką, która jest w stanie awansować nie tylko do 1/8 finału, ale także wyżej?

Więcej o:
Copyright © Agora SA