EuroBasket 2015. Polska zagadka

- Szanujemy rywali, wiemy, jak trudno wygrywać mecze na takim turnieju. Ale nie boimy się nikogo, jesteśmy gotowi - mówi trener kadry koszykarzy Mike Taylor. W sobotę początek mistrzostw Europy.

Polacy w środę wylecieli do Montpellier, gdzie rywalizować będą w grupie A kolejno z Bośnią i Hercegowiną, Rosją, Francją, Izraelem i Finlandią. Poza zasięgiem wydaje się broniąca tytułu Francja, hierarchię pozostałych drużyn wytypować trudno. Do 1/8 finału awansują cztery najlepsze drużyny.

Czy także Polska, którą bukmacherzy widzą na czwartym-piątym miejscu w grupie? Przez sześć tygodni przygotowań, także na środowej konferencji prasowej, koszykarze i trenerzy unikali jakichkolwiek deklaracji. - Z doświadczenia wiem, że im mniej się mówi, tym lepiej. Im mniejszą uwagę przywiązuje się do sparingów, tym lepiej. W sobotę o 15 gramy z Bośnią i wszystko zacznie się od początku - mówił 31-letni rozgrywający Łukasz Koszarek, który na mistrzostwach zagra po raz piąty.

To całkowicie inne nastawienie niż przed dwoma laty. Wówczas dowartościowani przez trenera Dirka Bauermanna, pewni siebie koszykarze mówili m.in.: "Wiemy, jak pokonać Hiszpanów" czy "Jedziemy po medal", a Maciej Lampe wypełniał już tabelę grupy: "Plan jest taki, żeby wygrać dwa pierwsze mecze, a potem, w dniu przerwy, przygotować się do spotkania z Chorwacją. Ten mecz będzie kluczowy. Jak go wygramy, to z bilansem 3-0 będziemy w dobrej sytuacji do wyjścia z grupy".

Polacy zaczęli jednak turniej od czterech porażek, wygrali tylko ostatni mecz bez stawki. I zostali sklasyfikowani na szarym końcu, na miejscach 21.-24. Dlatego teraz pracowali z pokorą.

W 12 sparingach (bilans 7-5) pokazywali zespołowy atak z Marcinem Gortatem w roli głównej, w którym ważne role odgrywali też Mateusz Ponitka, Adam Waczyński, Damian Kulig i A.J. Slaughter. Były momenty dobrej, agresywnej obrony oraz różne style gry w zależności od rywala. Ale niewiadomych jest wciąż więcej niż pewników. Czy Polaków stać będzie na równą grę przez 40 minut dzień po dniu? Jak zareagują na chwilowe niepowodzenia? Czy pod presją rangi turnieju i gry przeciwników nie stracą głowy? Czy poziom walki, boiskowej agresji będzie odpowiedni od pierwszego meczu? Z tym ostatnim na poprzednich turniejach bywały problemy.

Amerykanin Mike Taylor, który jako pierwszy trener na EuroBaskecie zadebiutuje, jest optymistą. - Czy czegoś się obawiam? Nie. Presja i zdenerwowanie pojawiają się, gdy nie jesteś przygotowany. A my jesteśmy - mówił wczoraj. - Szanujemy rywali, wiemy, jak trudno wygrywać mecze na mistrzostwach, ale nie boimy się nikogo, jesteśmy gotowi.

Trener jednak nie miał okazji sprawdzić swoich ludzi w warunkach bojowych. Owszem, w zeszłorocznych eliminacjach Polacy wygrywali zacięte mecze z Niemcami i Austrią, ale poziom EuroBasketu jest wyższy, a tegoroczna drużyna to nowy organizm, bo dołączyli do niej grający na kluczowych pozycjach Gortat i Slaughter. Polak nie ukrywa, że poziom zrozumienia z naturalizowanym w czerwcu Amerykaninem nie jest jeszcze zadowalający, ten drugi w sparingach nie dał się poznać jako lider, który w trudnych momentach bierze piłkę i zdobywa punkty po indywidualnych akcjach.

Szansą jest jednak to, że najróżniejsze problemy mają rywale - i Bośniacy, i Rosjanie, i Izraelczycy, którzy na ostatnich ME też nie wyszli z grupy, mają braki w składach (kontuzje, nieporozumienia zawodników z federacjami), a w sparingach nie olśniewali formą. Polacy szczególnie szykują się na sobotni mecz z Bośnią, który może "ustawić" im turniej. - Jesteśmy młodą drużyną, meczów na mistrzostwach gramy niewiele, a wspomnienia są zwykle negatywne. Dlatego zwycięstwo w pierwszym meczu może dodać nam skrzydeł. Myślimy o nim od dawna, podejdziemy do niego jak do najważniejszego spotkania - mówi Koszarek.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.