Mateusz Ponitka: Już nie raz krytykowaliście mnie za decyzje, jakie podejmowałem, ale pozostaję przy swoim - wiem, co robię, wiem, po co to robię. Gdyby nie te świadome decyzje, to nie byłbym dzisiaj tym, kim jestem - MVP polskiej ligi, jej mistrzem, graczem, który otrzymał nagrodę Eurocup Rising Star. Nie mam zamiaru słuchać wszystkich dookoła, którzy uważają, że wiedzą o pewnych rzeczach lepiej niż ja. Dla mnie kontrakt z Karsiyaką, to część większego planu, inwestycja w siebie.
- Trener Nenad Marković, który bardzo chciał mnie w zespole, obdzwonił praktycznie wszystkich moich znajomych, a na mnie taka dociekliwość i zapał robią wrażenie. Rozmawiałem z trenerem, wiem, że widzi mnie w zespole nie w roli dziewiątego czy dziesiątego gracza, tylko podstawowego zawodnika, który będzie grał po 25-30 minut w meczu.
Na dodatek liga turecka jest w tej chwili jedną z dwóch najlepszych w Europie, obok hiszpańskiej, a mój klub będzie występował w pucharach. Nie w Eurocup, bo ze względu na konflikt w europejskiej koszykówce tureckie kluby w tych rozgrywkach nie będą występować, tylko w Lidze Mistrzów. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak te rozgrywki będą wyglądały teraz lub za rok, ale ja myślę, że one siłą rzeczy muszą się rozwijać. W Lidze Mistrzów, już w fazie grupowej, gra się po 14 meczów, a nie po 10, jak w Eurocup. To oznacza, że to okno wystawowe, liczba miast czy krajów, które odwiedzę, jest większa.
- I tak będzie - Efes, Fenerbahce, Galatasaray, Darussafaka, Banvit, Pinar, Usak, Gaziantep, a potem np. Besiktas czy Trabzonspor. To pierwsza ósemka, to najlepsze tureckie zespoły - wszystkie znane. Kolejne zespoły też mają budżety po kilka milionów euro, czy też dolarów, bo w takiej walucie płaci się w Turcji. Ja chcę na ten mocny rynek wejść, pokazać się. Oczywiście, Hiszpania też jest atrakcyjna, ale różnica między ACB, a ligami turecką, rosyjską czy coraz mocniejszą niemiecką, nie jest już tak wielka, jak 5-10 lat temu. Jeśli chodzi o pieniądze, to w Turcji są one większe niż w Hiszpanii.
- Organizacyjnie stoi na bardzo wysokim poziomie. W minionym sezonie grali w Eurolidze, w najbliższym, gdyby była taka możliwość, chcieliby grać w Eurocup, byli na to gotowi. Ale nie mogli, ze względu na wspomniany konflikt. Poza tym Karsiyaka to klub, który jest w stanie dać ci bardzo wiele - np. zadbać o rodzinę, co dla mnie jest bardzo ważne. Swoboda moich bliskich, poczucie, że klub się nami interesuje, pomoc w trudniejszych sytuacjach - to dla mnie istotne. Izmir to fajne miasto, leży nad zatoką, pogoda jest piękna.
- Oczywiście, że miałem to na uwadze. Po pierwszym sygnale ze strony Karsiyaki nie wyraziliśmy wyjątkowego zainteresowania, czekaliśmy na coś większego. Ale potem klub znów ponowił zapytanie, na co ja odpowiedziałem przedstawieniem kilku swoich warunków. Na drugi dzień dostałem telefon i usłyszałem, że wszystko będzie spełnione, żebym tylko przyjechał. Odebrałem to jako okazanie dużego szacunku. Jak tylko zaczęliśmy poważniejsze rozmowy, to zacząłem czytać o Izmirze, zacząłem zapoznawać się z sytuacją społeczną, polityczną. To nowoczesne, raczej spokojne miasto, trochę różni się od innych tureckich metropolii. Nie odnotowano tam żadnych aktów terroryzmu. Zresztą, teraz wszędzie może być niespokojnie, ostatnio były zamachy w Niemczech, a tam też rozmawiałem z kilkoma klubami. Uważam, że Izmir to dobry wybór.
- Cel minimum, to awans do play-off. A potem wszystko może się zdarzyć. To tak silna liga, że trudno osiągnąć sukces - niespodzianki, jak choćby mistrzowski Pinaru z 2015 roku, się zdarzają, ale generalnie takie Fenerbahce czy Efes są nie do ruszenia, jeśli chodzi o czołówkę. Mam świadomość, że o mistrzostwo będzie ciężko, ale samo wyzwanie - rywalizacja z tak silnymi drużynami - jest szalenie ciekawe.
Na dodatek liga turecka, poza bardzo wysokim poziomem, coraz częściej jest trampoliną dla koszykarzy. Bobby Dixon wybił się właśnie w Pinarze, kontrakt na milion dolarów podpisuje w Krasnodarze Kenny Gabriel, postęp zrobił Jon Diebler, można byłoby wymienić jeszcze kolejnych graczy. Ja, w wieku 23 lat, nie mam jeszcze renomy euroligowego gracza, więc do dla mnie dobre miejsce, by udowadniać, że mogę grać na najwyższym poziomie.
- Pinar interesował się mną już przed poprzednim sezonem, ale to były tylko ogólne rozmowy - uznano, że brakuje mi trochę doświadczenia gry w Europie. Teraz je zdobyłem, w Izmirze przekonali się, że jestem w stanie walczyć na poziomie Eurocup, a nawet Euroligi. Moje mecze przeciwko nim na pewno pomogły, ale to nie decydowało, bo trener Marković nie pracował wtedy jeszcze w Izmirze.
- Mam być graczem, który rozpoczyna mecze, ważnym ogniwem w rotacji. Będę występował głównie na pozycji niskiego skrzydłowego, ale także jako rzucający, a momentami nawet jako rozgrywający czy wysoki skrzydłowy - to usłyszałem od trenera. To dobrze, będę mógł się nauczyć wielu rzeczy.
- Na pewno będę zarabiał więcej niż w Zielonej Górze. Dużo więcej. Ale tak, jak mówiłem kilka tygodni temu - ten kontrakt to dla mnie kolejna inwestycja, dla mnie jest za wcześnie, by odcinać kupony. Nie mam tak wyrobionego nazwiska, by iść do Realu Madryt i grać za dwa miliony rocznie. Jestem jednak zadowolony, bo moim założeniem jest, by nie dopuścić do obniżenia pensji z roku na rok. To się udaje.
- Była poważna propozycja z klubu szykującego się do Eurocup, ale tam na moją pozycję podpisano bardziej doświadczonego gracza. Były też dwie kolejne opcje, wciąż otwarte - jedna z Euroligi, druga z Eurocup, może coś by z tego było. Ale ja nie chciałem już czekać - z reprezentacją wchodzimy w kolejny etap przygotowań do eliminacji, chcę się na tym skoncentrować. Karsiyaka złożyła mi bardzo dobrą ofertę, jestem bardzo zadowolony.