TBL. Zgorzelec wstrzymuje oddech: pierwsze złoto Turowa?

Prawie 2000 kilometrów - które dzielą Zgorzelec i Dublin - są gotowi pokonać kibice Turowa, aby zobaczyć swoją drużynę w być może najważniejszym meczu w historii klubu. Jeśli Turów wygra w piątek z Prokomem Gdynia, po raz pierwszy zostanie mistrzem Polski. Relacja od 18. na Sport.pl.

Bez adminów. Najmocniejsze poglądy na Facebook.com/Sportpl ?

Prawdziwe koszykarskie szaleństwo ogarnęło Zgorzelec i jego okolice. Wszystko to efekt wygranego meczu Turowa w Gdyni, teraz zgorzelecki zespół w finałowej rywalizacji do czterech zwycięstw prowadzi 3:2 i jest o krok od zdobycia historycznego, pierwszego w dziejach klubu tytułu mistrzowskiego.

Aby zobaczyć to wydarzenie, fani Turowa są w stanie pokonać blisko 2000 kilometrów tylko po to, aby zobaczyć ewentualny sukces swojego ukochanego klubu. Na szósty mecz do Zgorzelca przylatują aż z Dublina, w którym z łatwością można znaleźć sporą zgorzelecką kolonię. W rodzinne strony wracają też fani z innych zagranicznych miast, w których na co dzień uczą się czy pracują.

- Byłam już w Zgorzelcu na trzecim i czwartym meczu. Teraz też planowałam przyjechać, jak tylko zobaczyłam wynik piątego spotkania, bo przecież jeśli Turów wygra, to będzie historyczna chwila dla klubu i dla nas kibiców. Niestety, nie będę mogła być w Zgorzelcu, bo mam swoje obowiązki, a na halę zapewne będzie bardzo ciężko się dostać - mówi urodzona w Zgorzelcu Ewa Błażejewska, od kilku lat mieszkanka Frankfurtu i wielka fanka koszykówki.

Inni, którzy wcześniej mieli zarezerwowane podróże zagraniczne i wyjeżdżają ze Zgorzelca kilkanaście godzin przed szóstym meczem, zabierają ze sobą laptopy, aby za granicą włączyć internet i dzięki przekazowi telewizyjnemu oglądać mecz. To może być jednak bardzo trudne, bo internetowe transmisje TVP często są niedostępne poza granicami Polski.

Zainteresowanie meczami Turowa nie jest niczym nowym. Tym razem sytuacja przybrała niewiarygodne rozmiary. Mieszkający poza Zgorzelcem zagorzali fani Turowa i koszykówki już po zakończeniu piątego meczu uruchamiali wszystkie możliwe kontakty, tylko po to, by zdobyć bilet na być może najważniejszy mecz w historii zgorzeleckiej koszykówki.

Wielu z nich spotka jednak ogromny zawód i będą musieli zasiąść przed telewizorami lub oglądać mecz na wystawionym przed Centrum Sportowym telebimie. Bo biletów na miejsca siedzące w hali nie było już w czwartek rano. W sprzedaży pozostało tylko 50 biletów na miejsca stojące i będą one dostępne w kasach dopiero przed samym spotkaniem.

- W klubie dostajemy wiele telefonów, ludzie proszą i błagają o bilety. Nie jesteśmy w stanie spełnić większości tych próśb, gdyż w hali nie ma aż tylu miejsc co zainteresowanych meczem fanów - mówią pracownicy klubu.

Atmosfera w hali z całą pewnością będzie niesamowita. Ciasna, mała hala, w której trybuny znajdują się tuż przy parkiecie, jest niczym twierdza. Fani szykują prawdziwe piekło, które ma zdeprymować i wytrącić z równowagi graczy Prokomu.

Gdynianie byli zdecydowanym faworytem finałów, ale na razie nie są takim zespołem, jakiego wszyscy się spodziewali. Prokom gra brzydko, nieskutecznie. Jest zlepkiem indywidualistów, którzy nie potrafią dobrze współpracować na parkiecie. Wyłączając Daniela Ewinga, większość zawodników Prokomu zawodzi. Rozczarowuje także koncepcja trenerska i system gry, który stosuje Tomas Pacesas.

Natomiast większość z tych elementów bardzo dobrze funkcjonuje w drużynie ze Zgorzelca. Doskonale dobrani do siebie pod względem charakteru gracze, zespołowa gra i nieustępliwa obrona to cechy wyróżniające Turów. Ponadto trener Jacek Winnicki doskonale wyciąga wnioski z meczów finałowych i wraz z Marcinem Grygowiczem i Edwardem Żakiem przygotowuje swój zespół tak, aby zneutralizować Prokom w każdym możliwym elemencie walki. Do tej pory, zarówno w finale, jak i półfinale play-off, Turów udowadniał, że dzięki nieustępliwości i niebywałemu poświęceniu jest w stanie wygrywać mecze z teoretycznie silniejszymi rywalami. Wszyscy w Zgorzelcu wiedzą jednak, że rywalizacja jeszcze się nie skończyła.

- Jesteśmy blisko, ale jednocześnie wciąż daleko, bo gdynianie są bardzo dobrym zespołem. Od początku finałów byliśmy gotowi na twardą walkę. Nie inaczej będzie w piątek i zrobimy wszystko, aby w Zgorzelcu zapewnić sobie mistrzostwo - podkreśla szkoleniowiec Turowa.

Szósty mecz finałowy, który może dać Turowowi pierwsze w historii klubu mistrzostwo Polski, zostanie rozegrany w piątek w Zgorzelcu. Transmisję ze spotkania przeprowadzi TVP Sport. Początek o godzinie 17.50.

Cichy bohater David Jackson ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.