Sport.pl na Facebooku! Sprawdź nas ?
Wychowanek "Czarnych Koszul" w wieku 21 lat ma już za sobą sześć poważnych kontuzji prawego kolana. Gdyby nie one, mógłby być czołowym polskim rozgrywającym, bo na boiskach ekstraklasy Łączyński pozytywnie zaskakiwał już w wieku 17 lat.
Ostatnią operację przeszedł w marcu, a potem, w lecie, spierał się o zaległe pieniądze z Polonią. Sezon rozpoczynał bez klubu i od rehabilitacji, ale kilka dni temu Łączyński... podpisał umowę z Polonią do końca rozgrywek. Teoretycznie może zagrać już w sobotę z PGE Turowem Zgorzelec (sobota, 18, hala Koło). - Jestem do dyspozycji trenera, choć myślę, że na grę w lidze jest być może jeszcze trochę za wcześnie - mówi koszykarz.
Kamil Łączyński: Czuję się na siłach, żeby zacząć coś robić. Od operacji w marcu pracowałem bardzo ciężko podczas rehabilitacji, ćwiczyłem po parę godzin dziennie. Od półtora tygodnia trenuję już z pełnym obciążeniem, bez odpuszczania. Zasuwam na maksa.
- Nie, byłem wcześniej w Gdyni, gdzie trenowałem z pierwszoligowymi rezerwami Asseco Prokomu. Rozmawialiśmy na temat kontraktu, ale nie doszliśmy do porozumienia. Wróciłem do Warszawy bez klubu i akurat zadzwonił trener Wojciech Kamiński.
- Wyszło, jak wyszło. Zadzwonił do mnie trener Kamiński, co od razu mnie podbudowało. Do powrotu do Polonii w 99 proc. przekonała mnie jego osoba, choć oczywiście odbyłem długą, wyjaśniającą rozmowę z prezesem Wojciechem Kozakiem.
- Ja też jestem zaskoczony, ale wiadomo, jak jest - tych kilka propozycji, jakie miałem z innych klubów, wiązało się z opłatami za mnie, bo byłaby to moja pierwsza zmiana. Te kluby podchodziły do tego niechętnie, więc do wyboru miałem wykupienie samego siebie albo powrót do Polonii. A Polonia akurat się odezwała.
- Nie, wszystko, co za nami, oddzieliliśmy grubą krechą. Klub przelał całą należną mi sumę jeszcze przed inauguracją sezonu.
- To nie ja dzwoniłem do trenera Kamińskiego, tylko trener Kamiński do mnie, co może sugerować, że to Polonii zależy na mojej osobie. Ale to niewątpliwie ukłon w moją stronę, więc na pytanie odpowiem: 50 na 50. Ja dostaję szansę, żeby pokazać się na nowo i samemu się przekonać, czy jeszcze coś mogę na boisku zrobić, czy lepiej dać sobie spokój. Ale klub chyba wie, że jeśli będę gotowy w 100 proc., to będę mógł pomóc drużynie.
- Będę zadowolony z każdej minuty na boisku, bo to ja dołączam do zespołu, ja jestem po roku przerwy, ja jestem czwartym rozgrywającym po Nowakowskim, Darnellu Hinsonie i Kwiatkowskim. Muszę walczyć i pokazywać, że miejsce w drużynie mi się należy. Będzie ciężko, ale mnie to cieszy, bo konkurenci do miejsca w składzie prezentują niezły poziom i będę musiał wrócić do formy, aby z nimi rywalizować.
- W kilku meczach mieliśmy problem z rozgrywającymi, bo i Marcin Nowakowski, i Michał Kwiatkowski mieli kontuzje, a poza tym niebawem zaczynają się finałowe rozgrywki mistrzostw Polski juniorów starszych, w których będzie uczestniczył "Kwiatek". Dlatego pomyślałem, że może warto sięgnąć po Kamila, który - moim zdaniem - pomoże nam. A na dodatek my, jako klub, jako Polonia, możemy pokazać, że jesteśmy ponad to, co było w wakacje, że dla nas najważniejsza jest koszykówka.
- Po tym, jak biega, jak się rusza, to po Kamilu nie widać na treningu, że miał jakąkolwiek kontuzję. W ataku sobie radzi, bo wie, jak grać w koszykówkę. Najwięcej pracy czeka go nad głową i obroną - żeby się nie bać, uwierzyć w siebie, zgrać się z zespołem.
Czarni ? potrzebują zwycięstw