TBL. Tomasz Herkt: Wygrywamy, bo dobrze bronimy

- Podwaliny tej zorganizowanej obrony zostały zrobione w poprzednich sezonach - nowi zawodnicy wchodzą do uporządkowanego zespołu i dostosowują się do schematów w niej realizowanych - mówi o przyczynie świetnego początku sezonu trener Zastalu Zielona Góra Tomasz Herkt.

Zastal, beniaminek Tauron Basket Ligi, pokonał już Asseco Prokom Gdynia (76:61), Siarkę Tarnobrzeg (80:58), PBG Basket Poznań (84:79 po dogrywce) oraz Trefl Sopot (72:71). W tabeli zielonogórska drużyna zajmuje drugie miejsce za Energą Czarnymi Słupsk - spotkanie tych drużyn w Słupsku już w sobotę, w 5. kolejce TBL.

Łukasz Cegliński: Jaka jest tajemnica tak dobrego początku sezonu Zastalu?

Tomasz Herkt: Nie ma tajemnicy. Wystarczy spojrzeć na liczbę punktów, które traci mój zespół i odpowiedź na pańskie pytanie jest łatwa - wygrywamy, bo dobrze bronimy. Po 40 minutach w Poznaniu PBG miało na koncie 72 punkty, w sobotę Trefl zatrzymał się na 71. Prokom rzucił nam 61, a Siarka - 58. Jeśli do tego dołożymy atak tak, jak z Prokomem lub z Siarką, to wygrywamy wysoko, ale w grze o zwycięstwo jesteśmy w każdym meczu - tak było w Poznaniu i z Treflem, gdzie udało nam się dobrze rozegrać końcówki.

Łatwiej się trenuje atak niż obronę, ale nie ma koszykówki bez defensywy. Do ćwiczenia obrony zespół trzeba zachęcić odpowiednimi środkami. Tak, żeby drużyna miała z tego satysfakcję.

Jak pan budował drużynę? Dobierał zawodników właśnie pod kątem defensywy?

- To jest mój trzeci rok pracy w Zielonej Górze - miałem dwa lata na awans do ekstraklasy, co udało się zrealizować. W poprzednim sezonie umówiliśmy się, że zachowujemy trzon drużyny, która ten awans wywalczy i gros koszykarzy z poprzednich rozgrywek - Maciej Raczyński, Grzegorz Kukiełka, Marcin Flieger, Grzegorz Chodkiewicz, Jarosław Kalinowski i Rafał Rajewicz - w Zastalu zostało. Do tej szóstki doszli Kuba Dłoniak - utalentowany ofensywnie zawodnik, który do tej pory nie dostał szansy na takim poziomie oraz środkowy Tomasz Kęsicki. Szukaliśmy trzech obcokrajowców - rozgrywającego, środkowego i niskiego lub wysokiego skrzydłowego. To, że Walter Hodge, Żarko Comagić i Chris Burgess są dobrymi obrońcami miało oczywiście znaczenie - nie da się grać solidnej zespołowej defensywy, jeśli zawodnicy nie mają do tego predyspozycji, jeśli nie czują, że to może być klucz do sukcesu. Podwaliny tej zorganizowanej obrony zostały jednak zrobione w poprzednich sezonach - nowi zawodnicy wchodzą do uporządkowanego zespołu i dostosowują się do schematów w niej realizowanych.

Trafił pan z obcokrajowcami, chociaż w poprzednich sezonach nie musiał pan śledzić rynku koszykarzy z Ameryki czy z Bałkanów.

- Szukanie graczy z zagranicy było oczywiście zdeterminowane budżetem - interesowaliśmy się przede wszystkim zawodnikami, którzy dopiero zaczynają karierę, którzy wciąż chcą się pokazać w Europie i z tego tytułu są zdecydowanie tańsi. Jednocześnie staraliśmy się szukać koszykarzy po dobrych uczelniach, czego potwierdzeniem jest Hodge, który dwukrotnie wygrywał akademicką NCAA z Florida Gators. Kiedy zespół już powstał, stwierdziliśmy, że potrzebujemy jednak wzmocnienia pod kosz i stąd sięgnięcie po doświadczonego Burgessa. Samą młodością i entuzjazmem grać można, ale to czasem nie wystarczy.

Trafiliście z Burgessem w dziesiątkę. Z Prokomem świetnie rzucał z dystansu, w kolejnych meczach dominował pod tablicami.

- Na dodatek Chris jest pracowity, dobrze się prowadzi, ma etos pracy. Wybitnie pasuje do drużyny, która jest przyzwyczajona do ciężkiej pracy i to lubi. Z racji dorobku i ścieżki kariery taki zawodnik jak Chris mógłby sobie w Zielonej Górze dorabiać do emerytury, a on jest tymczasem wzorem dla młodszych kolegów. Podsumowując - w budowaniu drużyny mieliśmy trochę wyczucia, trochę rozeznania, ale także trochę szczęścia.

Jeśli beniaminek zaczyna od wyniku 4-0, to sunie się na język pytanie o to czy liga jest słaba, czy beniaminek taki mocny.

- Gdybyśmy tracili po 80-90 punktów, to być może mielibyśmy teraz bilans 0-4. Tracimy dużo mniej, więc defensywę mamy na pewno mocną.

Spodziewał się pan, że drużyny, że zawodnicy, którzy w ekstraklasie grają od lat - z Prokomu, PBG czy Trefla - będą mieli z obroną Zastalu tak duże problemy?

- Ja w pewnym sensie jestem trenerem raczkującym w męskiej ekstraklasie, ale proszę nie zapominać, że z żeńską reprezentacją pracowałem przez osiem lat, zdobywałem mistrzostwo Europy, grałem w sumie na trzech mistrzowskich turniejach, a także na igrzyskach olimpijskich. Tam defensywa bywa na jeszcze wyższym poziomie niż w polskiej ekstraklasie.

My z Zastalem zbliżamy się do pewnego standardu defensywy, ale czy jest ona nie do sforsowania dla innych drużyn? Mamy bilans 4-0, ale ja mam szacunek dla wszystkich rywali i wiem, że w następnych spotkaniach - z Polonią czy Polpharmą - będzie tak samo ciężko jak z Treflem u siebie. Jeśli wybitnie utalentowany ofensywnie Ted Scott z Kotwicy będzie miał dzień, to ta nasza obrona może nie wystarczyć. My chcemy w każdym meczu bronić twardo, szybko wracać do obrony i skutecznie walczyć o zbiórki począwszy od solidnego zastawienia przeciwników. Dzięki defensywie możemy grać także często szybkim atakiem - to jest fajne i dostosowane do możliwości drużyny, która lubi biegać i jest dobrze przygotowana motorycznie.

Fajne jest też miasto Zielona Góra. Nowa hala na pięć tysięcy osób, jest piękna - zarówno, jeśli chodzi o boisko czy np. siłownię. Na mecze przychodzi komplet, zaczyna brakować biletów. Jest dobra atmosfera do pracy. Przyjście na trening w takich warunkach, jakie mamy teraz, to jak wyjście do dobrej restauracji na obiad z żoną. To też ma znaczenie, podobnie jak dobra organizacja klubu. Na budowanie silnej drużyny składa się wiele aspektów.

Zastal świetnie gra w trzecich kwartach meczów u siebie - z Prokomem, Siarką i Treflem to wtedy zadawaliście mocne ciosy. W sumie 30 minut tuż po przerwie wygraliście w tych trzech spotkaniach 75:24. Włączacie w szatni wyższy bieg w obronie?

- Jesteśmy dobrze przygotowani do sezonu - wraz z postępem meczu zmęczenie rośnie, ale my możemy podkręcać tempo po przerwie. Na dodatek mój zespół dopiero poznaje swoje możliwości i czasem wygląda to tak, że pierwsze kwarty są w naszym wykonaniu bojaźliwe. Nie mamy pewności, że jak naciśniemy, to przeciwnik nas nie minie. Śmiałych decyzji brakuje nam także czasem w ataku. W przerwach mówimy sobie, że przegrać można z każdym z podniesioną głową, ale tylko wtedy, kiedy daje się z siebie 100 proc. i świadomie podejmuje odważne decyzje. W trzecich kwartach gramy twardo, ale i swobodnie.

Ma pan w drużynie pięciu leworęcznych zawodników - to wyjątkowo dużo. To zamierzony ruch?

- To przypadek i na dodatek w grze nie ma to moim zdaniem dużego znaczenia. Trenerzy rywali analizują grę naszej drużyny, wiedzą jak ustawiać obrońców przeciwko konkretnym koszykarzom.

Czy świetny początek sezonu zmienia cele na ten sezon?

- Od początku mówiliśmy, że chcemy się spokojnie utrzymać, najlepiej awansując do play-off. To nasz cel, który wciąż jest aktualny. Cztery zwycięstwa nas do niego zbliżają, ale o niczym nie przesądzają - najbliższe mecze to wyjazd do Słupska i spotkanie z Anwilem u siebie, inne spotkania też będą trudne. Wszystko może się jeszcze wydarzyć, choć dzisiaj możemy być zadowoleni, że w 100 proc. wykorzystaliśmy swoją dobrą dyspozycję. W drużynie jest etos pracy, chemia i próba grania efektownej koszykówki.

Nasze zadanie na ten sezon to jednak także zbudowanie podstaw zespołu z perspektywą na kilka następnych lat. Nie chcemy być jak Stal Stalowa Wola, która w lidze się rok temu utrzymała, ale musiała się wycofać ze względów ekonomicznych. Transfery na miarę możliwości, brak długów, stawianie sobie dalekosiężnych celów, dobra selekcja, zwiększanie budżetu itp. - to są nasze długofalowe cele, bo chcemy się rozwijać.

W 5. kolejce czeka was mecz na szczycie z niepokonanymi dotychczas Czarnymi.

- Dla nas każde dotychczasowe spotkanie było meczem na szczycie - na inaugurację graliśmy z mistrzem, potem z Siarką, która wygrała pierwszy mecz, a następnie z PBG, które miało bilans 2-0. Trefl to także bardzo silny przeciwnik i dla nas trudny rywal. Czarni w tym roku zbudowali bardzo dobrą drużynę - zespół jest doświadczony, wyważony, gra solidną obronę. U siebie są bardzo groźni - mają groźnych, a przede wszystkim doświadczonych obwodowych z USA, Zbigniew Białek, Krzysztof Roszyk i Wojciech Szawarski są bardziej doświadczeni niż moi Polacy. Ale moi są bardziej głodni.

Copyright © Agora SA