Prokom, który zdobywał mistrzostwo w sześciu poprzednich sezonach, wyeliminował w półfinale Trefla Sopot 3:0. Anwil pokonał 3:1 Polpharmę Starogard i wraca do finału po czterech latach przerwy. Pierwszy mecz o mistrzostwo w sobotę w Gdyni, rywalizacja toczy się do czterech zwycięstw.
Łukasz Cegliński: Jakie wnioski płyną z półfinałów?
Mirosław Noculak: Wbrew wynikom nie były to tak jednostronne rywalizacje - złożony z charakternych zawodników Trefl toczył zażarty bój z Prokomem, Polpharma mogła doprowadzić do piątego meczu z Anwilem. Słabości pokonanych wynikały jednak z kontuzji ważnych graczy - trenerzy Trefla i Polpharmy mogli korzystać praktycznie z siedmiu zawodników.
W finale z Prokomem zagra Anwil, który ma charakter do walki, ale i kontuzjowanego Andrzeja Plutę.
- Brak Andrzeja to poważna strata dla Anwilu, bo trener Igor Griszczuk ma teraz zawężone pole manewru wśród polskich graczy [w każdym momencie meczu na parkiecie musi być dwóch Polaków]. Dłużej grają Kamil Chanas i Bartłomiej Wołoszyn, którzy nie dorównują poziomem Plucie.
Czy Anwil ma szanse z Prokomem, który w play-off nie dominuje?
- Siła Prokomu polega na tym, że jeśli jeden z liderów zawiedzie, to zastąpi go ktoś inny i zespół na tym nie straci. Anwil stać na agresywną i dobrze zorganizowaną obronę i na zwycięstwo w pojedynczym meczu. Nie mam wyrobionego zdania na temat aktualnej dyspozycji Prokomu - być może świadomość osiągnięcia świetnego wyniku w Eurolidze ma wpływ na psychikę drużyny, która nie potrafiła się zmobilizować na pierwsze rundy play-off. Być może koszykarzom z Gdyni wydaje się, że mistrzostwo przyjdzie im łatwo. Są zdecydowanymi faworytami, ale Anwil nie stoi na straconej pozycji.