Prezes Anwilu o słabym początku sezonu, odsuniętym Brownie i trenerze Niedbalskim: Błędy się zdarzają

Anwil Włocławek zaczął sezon Tauron Basket Ligi od słabej gry i trzech porażek. Po dwóch odsunięto od zespołu czołowego strzelca Brandona Browna. Co się dzieje we Włocławku?

Łukasz Cegliński: Co jest przyczyną tak słabego początku sezonu w wykonaniu Anwilu?

Arkadiusz Lewandowski: Straty, które wynikają ze słabej organizacji gry. W trzech meczach mieliśmy 57 strat, co jest liczbą ogromną. Gdyby spojrzeć w inne nasze statystyki i porównać je do reszty zespołów, to wypadamy normalnie. Poza stratami.

Jeśli są to straty wynikające z organizacji gry, to problemem mogą być rozgrywający, którzy grają słabo, lub źle dobrany przez trenera plan gry.

- Albo brak realizacji, "łamanie" zagrywek. Oglądałem wszystkie sparingi Anwilu, a także trzy spotkania ligowe i mogę powiedzieć, że to ostatnie, w Radomiu, wyglądało lepiej niż poprzednie. I to mimo porażki i wciąż szokującej liczby strat, które popełniają poważni gracze. Przecież to nie trener wrzuca piłkę w trybuny lub robi kroki w prostych sytuacjach, to nie trener rzuca - wbrew sobie - za trzy, choć wszyscy widzą, że to ewidentnie nie jest dzień strzelców Anwilu. Nie wiem, czy to wynika z nerwowości, czy coś siedzi w głowach zawodników takich jak Deonta Vaughn, Arvydas Eitutavicius czy Konrad Wysocki.

W Radomiu Anwil zagrał lepiej, a grał już bez odsuniętego od drużyny Brandona Browna. Wskazanie kozła ofiarnego dało efekt?

- Myślę, że na odpowiedź na to pytanie jest jeszcze za wcześnie. Z Brandonem zagraliśmy od początku przygotowań około 10 meczów, bez niego - tylko jeden. Drużyna musi się trochę przeorganizować. A poza tym nie wykluczamy, że odsunięcie Browna było jedyną decyzją personalną na początku sezonu. W tej chwili aktywnie szukamy gracza pod kosz, prowadzimy rozmowy z kandydatem na pozycję środkowego. Nazwiska nie podam, ale liczymy, że ten gracz zagra już w najbliższym meczu z Wilkami Morskimi.

Jak swój wniosek o odsunięcie Browna argumentował trener Mariusz Niedbalski?

- Poza boiskiem żadnego problemu nie było, ale już wcześniej, miesiąc temu, po turnieju w Toruniu, odbyła się rozmowa pomiędzy trenerem i zawodnikiem. Obaj panowie próbowali sobie wyjaśnić to, co dzieje się na boisku, czego wymaga trener, jak to widzi zawodnik. Konsensusu nie osiągnięto, stąd decyzja, którą podjęliśmy ostatnio. Zobaczymy, co będzie dalej, nie wykluczam, że trzeba będzie dokonywać kolejnych zmian. Pamiętam sezony, choćby we Włocławku, gdzie w trakcie rozgrywek wymieniano zawodników hurtowo, wyrabiano po ponad 20 licencji. Mam nadzieję, że teraz do tego nie dojdzie.

Co konkretnie przeszkadzało trenerowi w grze Browna? W pierwszych spotkaniach można było znaleźć w Anwilu słabiej grających zawodników.

- Lubił "łamać" zagrywki i zagrać pod siebie - zauważaliśmy to już w sparingach. Na zespół nie wpływało to dobrze, zdarzały się też dość poważne nieporozumienia między zawodnikami w obronie. Od samych koszykarzy mieliśmy też sygnały, że coś w relacjach z Brandonem nie działa.

Co się z nim teraz dzieje - jest w Klubie Kokosa i biega rano po stadionie?

- Uporządkujmy tę kwestię - my, jako klub, zaproponowaliśmy Brandonowi rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron. Zaproponowaliśmy to agentom, bo każdy amerykański koszykarz od razu w takich sytuacjach mówi: "Talk to my agent". Pismo w tej sprawie przekazaliśmy im dzień po meczu z Asseco, w poprzedni poniedziałek. Ale oni działają opieszale, do naszej propozycji wciąż nie ustosunkowali się na piśmie. Owszem, kilka razy rozmawialiśmy przez telefon, ale formalnie niczego nie ustaliliśmy. Ja jestem gotowy podpisać dokumenty, których agenci nie przygotowali. Trwa to strasznie długo. Nikt na nikogo się nie obraził, Brandon też chce rozwiązać umowę za porozumieniem stron, napisał w którymś z portali społecznościowych: "This is business" i tak jest. A nie jest tak, że codziennie rano ktoś z klubu chłoszcze Brandona batem.

To jak wygląda jego sytuacja?

- Brandon trenuje - chodzi na siłownię, rzuca na hali, biega itp. Tyle że indywidualnie, od zespołu jest odsunięty. Znam przypadki z innych klubów, także z zeszłego sezonu, gdy w podobnych sytuacjach koszykarze dostawali zakaz wstępu na obiekty. My tego nie robimy. Może rzeczywiście zbyt pochopnie zgodziłem się na nakazanie Brandonowi biegania o świcie, ale to już nie ma miejsca. Zdarzyło się raz czy dwa. Ja z Brandonem kilka razy się widziałem i nikt nikomu do gardła nie skakał - zawodnik trenuje indywidualnie, by być w formie. I wszyscy czekamy na dopełnienie formalności.

Czego brakuje Anwilowi - większej liczby dobrych graczy, czasu na zgranie, rozgrywającego, a może wygranej, która poprawi nastroje?

- Zdecydowanie tego ostatniego. Brakuje przełamania. Sytuacja jest podobna do tej, którą mieliśmy we Włocławku dwa lata temu, gdy trenerem był Dainius Adomaitis. Poukładany szkoleniowiec, podchodzący do swojej pracy bardzo matematycznie, forsujący pewne schematy grania itp. I to nie zadziałało. Wtedy trener się zmienił, zespół zaczął wygrywać, walczyliśmy o medal. Teraz mam nadzieję, że zmiana trenera nie będzie potrzebna. Liczę, że zwycięstwo, dobry mecz, pozwolą się drużynie przełamać. Mam nadzieję, że wspierać nas będą nasi kibice, zespół tego potrzebuje. Bo to jest zespół, który może wygrywać - nikt mi nie powie, że Wysocki, Eitutavicius, Vaughn czy Seid Hajrić nagle zapomnieli, jak się gra w koszykówkę. Na dodatek na początku sezonu w lidze jest wiele ciekawych meczów - Turów ledwo wygrywa z Kutnem, Stelmet przegrywa ze Śląskiem, Polpharma wygrywa z Toruniem... Anwil też będzie wygrywał.

Trener Niedbalski przypomina panu Dainiusa Adomaitisa?

- Zdecydowanie. I bardzo dobrze mi się z nim pracuje. Trener dobrze wykonuje analizę nie tylko gry rywala, ale także własnego zespołu. Jest przygotowany do treningu, wiedzę i założenia dobrze przekazuje zawodnikom. Nie jest konfliktowy, słucha asystentów. Wszystko robi podręcznikowo, nie można się do niczego przyczepić. A potem zawodnicy wychodzą na boisko i popełniają 18, 19 lub 20 strat...

Jedyna pomyłka trenera, którą można wskazać palcem, to Brandon Brown. Trener Niedbalski chciał go w zespole, a potem go usunął.

- Z tym muszę się zgodzić. W dyskusjach nad budowaniem zespołu uczestniczyłem ja, kierownik zespołu, ale wszelkie decyzje ostatecznie podejmował trener. Myśmy odradzali trenerowi sprowadzanie Browna, ale on stwierdził, że to jest gracz, którego potrzebujemy - niezbyt wysoka, ale mobilna "czwórka". Ale trener też człowiek, każdy ma prawo się pomylić. Teraz chodzi o to, żeby ten błąd naprawić, liczymy, że niebawem pojawi się u nas pod koszem dobry gracz. I absolutnie nie twierdzę, że Brandon nim nie jest - jest, tylko w ten zespół się nie wkomponował.

Wasz niedzielny mecz z Wilkami Morskimi może być walką na noże, bo obie drużyny mają bilans 0-3. Przegrany będzie miał bardzo ciężki tydzień.

- Zgadza się. Dlatego spodziewam się wielkiej walki. Chciałbym widzieć u naszych graczy determinację, chciałbym, żeby drużyna ograniczyła straty do przyjętej normy, czyli 10-12. Jestem przekonany, że jesteśmy w stanie wygrać to spotkanie, jeśli zagramy tak, jak możemy grać. Liczę na wsparcie kibiców, własną halę - to zawsze pomaga.

W skali od 1 do 10 - jak pan ocenia poziom cierpliwości zarządu klubu?

- Na początku sezonu było to 10, ale teraz z odpowiedzią wolałbym poczekać na mecz z Wilkami Morskimi. On będzie bardzo ważny.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.