TBL Defensywnie: A imię jego Krzysztof

Krzysztofie, wyklinamy Cię, służyłeś diabłu i najsilniejszym! Przewiozłeś nas na drugą stronę, dałeś szczęście wrogom, a nam smutek i płacz. Dwa razy - pogrążeni w rozpaczy kibice Trefla.

Twoi znajomi już nas lubią. Sprawdź którzy na Facebook.com/Sportpl ?

Krzysztof. Imię pochodzenia greckiego. Znaczenie? Ten który niesie Chrystusa. Liczba przypisana do imienia? 5. Historyjkę o Jezusie dorobiono podobno dopiero po powstaniu samego imienia.

Święty Krzysztof był podobno barbarzyńcą i dzikusem obdarzonym nadludzką siłą i wzrostem. Służył najsilniejszym na świecie, a przynajmniej zawsze chciał. W grę wchodziły gwardia cesarska, a w pewnym momencie - według legendy - nawet sam diabeł. Kiedyś kojarzony też jako patron mostów i brodów, przewoźników, żeglarzy i innego rodzaju podróżników. Obecnie Święty Krzysztof wymieniany jest najczęściej jako patron kierowców. W każdym razie od dawna imię kojarzone jest z przeprawą na drugą stronę.

Boskie i nadludzkie znaczenie imię Krzysztof na pewno ma dla fanów Anwilu Włocławek i Czarnych Słupsk. Diabelskie, dla kibiców ubierających się w barwy Trefla Sopot. Dla obu frakcji jest z całą pewnością właśnie opisywanym w wielu miejscach, przejściem na drugą stronę. Trefl Sopot dwa razy w tym sezonie pogrążył koszykarz o imieniu Krzysztof.

Tych sytuacji nie ma nawet co wspominać, bo cała koszykarska Polska i kawałek Europy wie o tym, jak Krzysztof - Szubarga, a później Roszyk, przewiózł Trefl na drugą stronę. Stronę przegranej, dając tym samym swoim braciom, partnerom i wielbiącym fanom, radość, zabawę i tańce do samego rana. We Włocławku i Słupsku świętowano, Sopot pogrążył się we mgle i szarości, a Monciak zamknięto do odwołania.

Nie mam pojęcia kim był olbrzym dla pradawnych. Bo do takich obecnie na pewno nie można zaliczyć Krzysztofa Szubargi i jego 178 centymetrów. Być może chodzi o posturę, bo tutaj rozgrywający Anwilu faktycznie robi dużo większe wrażenie i bliżej mu do rzeczonego olbrzyma. W kwestii wzrostu bliżej olbrzymów stoi na pewno mierzący 200 centymetrów Roszyk.

Obaj panowie sezon zaczęli przeciętnie. Szubarga i jego Anwil od przegranej z ŁKS Łódź, gdzie trafił tylko 4 z 11 rzutów z gry. W następnej kolejce cegłami obrzucał kosz Trefla, przez 39 minut i 55 sekund. Roszyk w pierwszych trzech meczach zagrał przeciętnie, rzucił w sumie 9 punktów, trafił tylko 4 z 12 rzutów z gry i z pewnością nie pokazywał się jako zawodnik, na którym często opierano defensywę całego zespołu.

Obaj panowie, niezależnie od tego jak wysoko od ziemi sięga ich czubek głowy, są jednak wielcy dla swoich drużyn. Być może jest to spowodowane ciężką pracą i nawykami, o których we wczorajszych wywiadach mówił Roszyk. Być może umiejętnościami i talentem. A być może jakieś znaczenie ma kwestia metafizyczna, odległa od nas i zupełnie niepojęta czyli imię, które nadali Krzysztofom rodzice.

Bo przecież koszykarze, ba wszyscy sportowcy, to bardzo przesądni ludzie, tacy którzy wierzą w szczęśliwe spodenki z uniwersytetu, jedzą ten sam posiłek, słuchają tej samej muzyki, albo zakładają buty w określonej kolejności. Dlaczego więc znaczenia ma nie mieć ich imię?

Dla zdołowanych fanów Trefla mam też dobrą wiadomość. W Tauron Basket Lidze gra tylko czterech Krzysztofów. Wspomniani Roszyk i Szubarga oraz Sulima i Martuzalski. W tej rundzie krzywdę zespołowi z Sopotu może wyrządzić jeszcze tylko Martuzalski z PBG Basketu Poznań, z którym Trefl zagra drugiego listopada.

Największe gwiazdy? Niekoniecznie. Sprawdź, kto straci najwięcej przez lokaut

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.