Cztery cegły o finale NBA: Trójka przenajwiększa!

Liderzy Miami Heat przedstawili świetnie skomponowaną sztukę w trzech aktach, ale zwycięstwo faworytom odnieść pozwoliły także zbiórki w ataku. Dallas Mavericks? Gdzie ci rezerwowi, gdzie ten Dirk Nowitzki? - Łukasz Cegliński ze Sport.pl analizuje pierwszy mecz finału NBA, w którym Heat pokonali Mavericks 92:84.

NBA. Miami lepsze od Dallas w pierwszym meczu - relacja ?

Pierwsza cegła: Sztuka w trzech aktach

Pięknie podzielili się rolami liderzy Heat - w pierwszej połowie bardzo skutecznie grał Chris Bosh, który zdobył 13 punktów i miał siedem zbiórek. W trzeciej kwarcie wiodącą postacią był trafiający za trzy LeBron James - pierwsza trójka zmniejszyła starty z pięciu do dwóch punktów (51:53), druga dała prowadzenie Heat po dłuższej przerwie (60:59), a trzecia, w ostatniej sekundzie kwarty, powiększyła przewagę gospodarzy do czterech punktów (65:61). W ostatniej części gry siedem punktów, trzy asysty i blok miał Dwyane Wade - najważniejsze akcje miały miejsce trzy i pół minuty przed końcem, kiedy rzucający Heat zablokował Shawna Mariona, a chwilę później trafił za trzy na 82:73. Jego późniejsze asysty i wsady Bosha oraz Jamesa dobiły Mavericks.

James (24 punkty, dziewięć zbiórek, pięć asyst), Wade (22, 10 i sześć) oraz Bosh (19, dziewięć i trzy) zdobyli wspólnie 71 proc. punktów, zebrali 61 proc. zbiórek i wykonali 70 proc. asyst zespołu. Trójka przenajwiększa!

Druga cegła: Gdzie ta ławka Mavericks?

Mieli być wielkim atutem drużyny z Dallas, ale w meczu nr 1 zawiedli - rezerwowi Mavericks zdobyli ledwie 17 punktów, o 10 mniej niż zmiennicy rywali. Jason Terry (12 punktów) widoczny był tylko w pierwszej połowie, Jose Juan Barea i Predrag Stojaković - wcale. Rezerwowi gości trafili kompromitujące 19 proc. rzutów z gry (4/21) - Stojaković miał 0/3, Barea aż 1/8 i nawet środkowy Brendan Haywood mógł być skuteczniejszy pod obręczą. Zamiast trafiać zderzał się jednak z obręczą, a po faulach wykorzystywał tradycyjnie tylko co drugi rzut wolny.

Bez większego wkładu rezerwowych Mavericks trudno będzie nawiązać skuteczną rywalizację Heat. Z drugiej strony - skoro oni zawiedli, Wielka Trójka zagrała bardzo dobrze, a Mavericks przegrali tylko ośmioma punktami po meczu, który rozstrzygnął się w ostatnich minutach czwartej kwarty, to znaczy, że drużyna z Dallas ma w tej serii szanse. Poza tym rzadko zdarza się, żeby rezerwowi Heat byli lepsi od przeciwników - wtorkowy mecz był dopiero ósmym takim przypadkiem w tym sezonie (na 98 meczów), a dziesięciopunktowa przewaga - największą w tych rozgrywkach.

Trzecia cegła: Zbiórki Heat w ataku

Gospodarze walkę na deskach wygrali 46:36, a różnica powstała dzięki zbiórkom ofensywnym - Heat mieli ich 16, Mavericks tylko sześć. Nie przełożyło się to bezpośrednio na większą liczbę punktów z ponowienia - goście wygrali w tym elemencie 16:15, ale od ich sumy ważniejsze w meczu nr 1 było to, w którym momencie te zbiórki w ataku następowały. Bardzo ważna akcja miała miejsce np. siedem minut przed końcem meczu - po trójce DeShawna Stevensona, która zmniejszyła przewagę Heat do trzech punktów, gospodarze grali w ataku przez ponad trzydzieści sekund. Najpierw, po pudle Bosha, piłkę zebrał Udonis Haslem, po jego nietrafionym rzucie wyłuskał ją Mike Miller, a chwilę później po podaniu Bosha Haslem trafił z faulem i wykorzystał rzut wolny.

Zbiórki w ataku podcinały punkty gościom, a niosły do góry graczy Heat. W Mavericks w walce na deskach zawiódł przede wszystkim Tyson Chandler, który mimo problemów z faulami grał przez 34 minuty, ale zebrał tylko cztery piłki. Jego średnia z play-off to 9,3 na mecz.

Czwarta cegła: Gdzie ten Nowitzki?

Zdobył 27 punktów i miał osiem zbiórek, w samej czwartej kwarcie rzucił 10, a jakby go nie było. Dirk Nowitzki rozczarował w finałowym meczu nr 1, bo trafił tylko siedem z 18 rzutów z gry i był niewidoczny w kluczowym momencie meczu. W 10 z 15 poprzednich meczów play-off Niemiec trafiał ponad połowę swoich rzutów, w sumie miał aż 51 proc. skuteczności - we wtorek miał tylko 39 proc. Na początku meczu Nowitzkiego szybko nacisnął Joel Anthony, który pokazał, że lider Mavericks nie będzie mógł oddawać łatwych rzutów, ale z czasem okazało się, że pozycje są, tylko brakuje precyzji. Nowitzki punkty ciułał, ale nie był takim magiem ataku jak w serii z Oklahoma City Thunder.

W czwartych kwartach w tegorocznym play-off Nowitzki rzucał dotychczas po 11,2 punktu i we wtorek do tej średniej się zbliżył, ale cztery punkty zdobył zanim Heat odjechali na dziewięć punktów, a osiem w momencie, kiedy zwycięstwo praktycznie wymknęło się Mavericks z rąk. Nowitzki nie był w Miami koszykarzem, który niesie zespół na swoich barkach. Czy stanie się nim w kolejnych spotkaniach? Musi, i to jak najszybciej, bo sytuacja Mavericks już jest trudna. Statystyki wskazują, że drużyna z Dallas od pięciu lat nie wygrała serii play-off, w której przegrywała. Jeśli Nowitzki jest tak wielkim liderem, na jakiego wyglądał w poprzednich rundach, to ma świetną okazję, żeby to udowodnić.

Finał NBA 2011 wgrają Heat, bo... (5 powodów)

Więcej o:
Copyright © Agora SA