NBA. Lakers bezradni. Mavericks prowadzą już 2-0!

Od 34 lat Los Angeles Lakers nie przegrali w play-off dwóch pierwszych meczów na własnym parkiecie. W środę ulegli po raz drugi Dallas Mavericks, tym razem 93:81, w serii jest już 2-0 dla Mavs, którzy są o dwa mecze od finału konferencji.

Lakers po raz pierwszy od 1977 roku przegrali dwa pierwsze mecze we własnej hali. Wtedy w czterech meczach zostali wyeliminowani przez późniejszych mistrzów Portland Trail Blazers. Teraz są coraz bliżej odpadnięcia w półfinale konferencji. Dwa kolejne mecze, w piątek i w niedzielę, odbędą się w Dallas.

Mavericks rozłożyli grę Lakers na czynniki pierwsze. Zaczęli od ograniczenia Kobe'ego Bryanta. Lider Lakers zdobył 23 punkty, ale spudłował aż 11 z 20 rzutów, był zmuszony do rzucania z półdystansu, bo Mavs nie pozwalali mu wchodzić pod kosz.

Kawał świetnej roboty zespół z Dallas wykonał pod koszem. Gra w polu trzech sekund miała być atutem wyższych i bardziej atletycznych Lakers. Na razie nie jest. Choć Lakers wygrali zbiórki (44:39), a solidny mecz zagrał Andrew Bynum (18 punktów, 13 zbiórek), ich podkoszowi nie dominują tak bardzo jakby mogli. Cały czas zgubionej pod koniec sezonu zasadniczego formy nie może odnaleźć Pau Gasol. W środę miał 13 punktów (5/12 z gry) i 10 zbiórek. Totalnie rozsypał się najlepszy rezerwowy ligi Lamar Odom. W środę trafił tylko trzy z 12 rzutów z gry, zdobył ledwie sześć punktów.

Lakers nie potrafili zatrzymać Nowitzkiego. Niemiec już do przerwy miał 15 punktów i z łatwością znajdywał sobie kolejne pozycje do rzutu. A nawet gdy już Lakers przykryli go bliżej i tak trafiał. W meczu zdobył 24 punkty, miał siedem zbiórek. 14 punktów i dziewięć zbiórek dołożył Shawn Marion.

Mavericks do przerwy prowadzili dwoma punktami, ale decydująca była seria dziewięciu punktów z rzędu w czwartej kwarcie, gdy goście powiększyli przewagę z sześciu aż do 15. punktów (84:69). Obronę Lakers w czwartej kwarcie kompletnie rozmontował J.J. Barea. Portorykańczyk wykorzystywał wysokie zasłony i ścinał w kierunku kosza. Gdy nadchodziła pomoc, oddawał na obwód. Gdy podkoszowi Lakers zostawali przy swoich graczach, trafiał. W czwartej kwarcie zdobył osiem ze swoich 12 punktów.

Lakers pudłowali raz za razem, nie mogli odnaleźć swojego ofensywnego rytmu. Katastrofalnie rzucali z dystansu. Spudłowali aż pierwszych 15 prób., impas przełamał dopiero na 2:41 przed końcem Bryant, ale wtedy na odrabianie strat było już za późno.

Niezadowolenie z postawy Lakers kibice buczeli już na początku drugiej połowy. W końcówce frustracja przeniosła się na zawodników. 24 sekundy przed końcem z boiska wyleciał Ron Artest, który już po gwizdku sędziego przywalił w twarz Barei.

Mavs wywożą z Los Angeles dwa niesłychanie ważne zwycięstwa i mają ogromne szanse na awans do finału Konferencji Zachodniej. W historii zaledwie czterokrotnie zdarzyło się by drużyna, która przegrała dwa pierwsze mecze na tym etapie play-off, awansowała do kolejnej rundy.

Zwycięzca serii Lakers - Mavericks zagra o finał NBA z lepszym z pary Thunder - Grizzlies, gdzie po dwóch meczach jest remis 1-1.

Specjalny serwis Sport.pl - wszystko o NBA ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.