Finały NBA. Lakers obronili tytuł, Bryant MVP

83:79 wygrali Los Angeles Lakers w meczu numer siedem z Boston Celtics i obronili mistrzowski tytuł. Po raz drugi z rzędu MVP finałów wybrany został Kobe Bryant.

Kobe Bryant MVP finałów! ?

Lakers przegrywali już 13. punktami w trzeciej kwarcie. Nie radzili sobie w ataku, mieli chwilowy problem ze zbiórkami. - Mówiłem im, zbierajcie piłkę, zbierajcie piłkę - powiedział tuż po finale Phil Jackson.

Lakers, którzy mieli od samego początku meczu problem z egzekucją w ataku, w końcówce trzeciej kwarty zaczęli trafiać. Podwajany Bryant oddawał piłkę partnerom, ci go nie zawiedli. Odom, Artest, Fisher i przede wszystkim Gasol od trzeciej kwarty mylili się niesłychanie rzadko. Trójka Fishera, która doprowadziła do remisu 64:64, rozpoczęła najlepsze sześć minut Lakers w tym meczu. Świetna do tej pory obrona Celtics zaczęła popełniać błędy- szybkie faule sprawiły, że gospodarze co chwilę stawali na linii rzutów wolnych. W końcówce byli prawie bezbłędni.

W ostatnich dwóch minutach Celtics postawili wszystko na jedną kartę. Trójkę trafił Rasheed Wallace, ale momentalnie odpowiedział mu Ron Artest. Chwilę później kolejna trójka - Ray Allen zmniejszył straty do trzech punktów (69:66), jednak Bryant nie pomylił się z linii rzutów wolnych. 16 sekund przed końcem piekielnie ważny rzut z dystansu trafił Rajon Rondo. Faulowany Vujacić na linii rzutów wolnych nie zawiódł.

Celtics mieli 11 sekund i cztery punkty straty (83:79). Piłka trafiła do Pierce'a, ten się zawahał, oddał do Rondo, który drugi raz z dystansu już nie trafił. Piłkę zebrał Gasol i rzucił na drugi koniec boiska do Bryanta, który poczekał na koniec meczu. Tłum w Staple Center wybuch w szale radości, gdy zabrzmiała końcowa syrena. Lakers zostali po raz 16. mistrzami NBA.

Drogę do tytułu w meczu numer siedem mieli niesamowicie wyboistą. Choć od samego początku mieli ogromną przewagę na deskach (zbiórki wygrali 53:40, a Celtics grali bez kontuzjowanego Perkinsa), to fatalnie grali w ataku. Zaledwie 22 procent po pierwszej kwarcie, 26 procent po pierwszej połowie - z taką skutecznością grali Lakers. Kobe Bryant miał ogromne problemy w ataku, trafił tylko 5 z 21 rzutów w trzech pierwszych kwartach, Pau Gasol też zawodził w ataku, w obronie miał problemy z kryciem Garnetta.

Prowadzeni przez Rajona Rondo Celtics grali skuteczniej, konsekwentniej i solidnie w obronie. Znaleźli po raz kolejny luki w ofensywie Lakers, wiedzieli jak powstrzymać Bryanta, jak zmusić go do błędu. Na początku trzeciej kwarty prowadzili nawet 49:36 po dynamicznym wejściu pod kosz Rondo, ale gospodarze wrócili do gry.

Mimo słabej egzekucji ataku, mizernej skuteczności z linii rzutów wolnych Lakers utrzymywali w pierwszej połowie dystans do Celtics, bo ofensywną eksplozję miał Ron Artest. Zawodnik, którego transfer do Lakers wielu podważało, w meczu numer siedem zamknął krytykom usta. W całym meczu rzucił 20 punktów, z czego 12 w pierwszej połowie. Dobrze grał w obronie przeciwko Paulowi Pierce'owi, a w końcówce trafił niesamowicie ważną trójkę.

Kolejny bardzo dobry mecz w finałach zagrał Pau Gasol. 18 punktów i 19 zbiórek (dziewięć w ataku), do tego cztery asysty i dwa bloki. - Bez Pau'a byśmy tego nie wygrali. To wielki koszykarz - mówił o Gasolu MVP tegorocznych finałów, Kobe Bryant. Hiszpan w kluczowych momentach grał mądrze, cierpliwie, umiejętnie wykorzystywał błędy rywali i sam ich do nich prowokował. Wymuszał faule, trafiał rzuty wolne i zbierał niesamowicie ważne piłki zarówno w ataku jak i obronie. Mecz zakończył z 23 punktami (ale tylko 6/24 z gry) i 15 zbiórkami.

Kobe Bryant o trzech pierwszych kwartach tego meczu będzie chciał jak najszybciej zapomnieć. 5/21 z gry, złe decyzje, gra na siłę - taki był MVP tegorocznych finałów przez 36 minut meczu numer siedem. W końcówce udowodnił, że jednak jest liderem. Trafiał ważne rzuty z linii rzutów wolnych, zbierał w obronie po niecelnych rzutach Celtics. Jego cztery punkty z rzędu w czwartej kwarcie dały Lakers prowadzenie 68:64, Celtics już tych strat nie odrobili.

Nie byłoby 16 mistrzostwa Lakers bez Phila Jacksona. Trener LA dołożył już 11 pierścień do swojej kolekcji, ma już dwa więcej niż legendarny Red Auerbach. W finale sprawdziła się też statystyka mówiąca, że jeśli zespół Jacksona wygra pierwszy mecz serii, wygra całą serię, co daje obecnie bilans 48-0.

Skreślanych przed rozpoczęciem play-off Celtics od mistrzostwa dzieliło niewiele. Zabrakło siły pod koszem w ostatnim meczu, dobrych decyzji w obronie w końcówce i konsekwencji, a także wsparcia z ławki - w meczu numer siedem rezerwowi, którzy byli sporym atutem Celtics w tych play-off, rzucili tylko sześć punktów. 18 punktów dla Celtics zdobył Paul Pierce, 17 dołożył Kevin Garnett. W obronie harował Ray Allen, ale odbiło się to na jego skuteczności (13 pkt, 4/13 z gry).

NBA: Lakers obronili tytuł!

16. tytuł Los Angeles Lakers ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.