Finał NBA. Czas Fishera, Lakers prowadzą z Celtics

Weteran Derek Fisher zagrał fenomenalnie w czwartej kwarcie, a jego Los Angeles Lakers wygrali z Celtics w meczu numer trzy 91:84 i w serii do czterech zwycięstw prowadzą już 2:1. Kolejny mecz w czwartek o godz. 3 w nocy. Transmisja w Canal+ Sport.

Zobacz zwycięstwo Lakers - na Z czuba.tv ?

Rozgrywający wygrywający - blog Łukasza Ceglińskiego ?

Lakers wyciągnęli wnioski z przegranego spotkania numer dwa. Tym razem nie dali się rozkręcić Rajonowi Rondo, Gasol z Bynumem znów dominowali na deskach, a Kobe Bryant uniknął kłopotów z faulami. Bohaterem drużyny z Los Angeles był jednak kto inny - Derek Fisher.

Finał NBA na Plus: Liczą się gwiazdy, ale też wsparcie

Niespełna 36-letni rozgrywający w Lakers gra już jedenasty sezon, zdobył cztery tytuły mistrzowskie. W końcówce wtorkowego meczu pokazał, co znaczy doświadczenie. Przez trzy pierwsze kwarty trafił tylko jeden z pięciu rzutów, w czwartej - zdobył 11 punktów. - W trzeciej kwarcie mieliśmy problem ze zdobywaniem punktów, Kobe musiał rzucać pod presją czasu, ale znaleźliśmy lukę w ich obronie i ją po prostu ją wykorzystaliśmy - mówił skromnie po meczu Fisher.

- On jest duszą i sercem naszej drużyny. To nasz lider, tylko jego w tej drużynie słucham. Reszta to jeszcze młodzi koszykarze - mówił o rozgrywającym Kobe Bryant.

Najważniejszą akcję meczu wykonał 48 sekund przed końcową syreną, gdy zebrał piłkę po niecelnej trójce Ray'a Allena i szybko popędził na kosz Celtics, wszedł dynamicznie pod obręcz i mimo tego, że był faulowany i boleśnie upadł na parkiet, zdobył punkty. Chwilę później dołożył jeszcze jeden z linii rzutów wolnych, a Lakers odskoczyli na siedem punktów (87:80) i dowieźli zwycięstwo do końca. - Początkowo chciałem tylko przeprowadzić piłkę szybko na ich połowę, ale jak zobaczyłem, że mam miejsce to zdecydowałem pójść na kosz i to się opłaciło. Upadek bolał, ale zobaczyć reakcję moich kolegów to było niesamowite. Dla takich chwil warto grać w tej lidze - tłumaczył Fisher.

- Poczuł grę, wziął ciężar na siebie, gdy było to potrzebne. Zagrał świetnie - mówił o Fisherze tuż po meczu Phil Jackson. Rozgrywający Lakers zdobył 16 punktów, miał trzy zbiórki i asystę. - On wygrał dla nich mecz - powiedział Doc Rivers, trener Celtics.

- Kocham grać w koszykówkę, pomagać swojej drużynie. Lubię trzymać język za zębami i po prostu robić swoje. Tego nauczyło mnie 14 lat w tej lidze. Dziś czuję się świetnie, ale myślę już o czwartku - dodał bohater Lakers.

"From Hero to zero" - Zobacz wpis na blogu Supergigant ?

Ważną rolę w zwycięstwie Lakers odegrali Pau Gasol i Andrew Bynum, którzy odzyskali swoja przewagę w walce o zbiórki - obaj mieli ich po 10 (Lakers wygrali zbiórki (43:35). I choć nie byli we wtorek tak skuteczni jak w meczu numer dwa, ich gra miała duży wpływ na dyspozycję Lakers. Gasol rzucił 13 punktów, miał cztery asysty i dwa bloki, Bynum zdobył 10 punktów.

Kobe Bryant, który w drugim meczu miał spore problemy z faulami, tym razem miał tylko dwa przewinienia. Zdobył 29 punktów, ale trafił tylko 10 z 29 rzutów. - Inni gracze Lakers grali dziś tak dobrze, bo Kobe był na parkiecie. Jego obecność sprawia, że pozostali mają więcej miejsca - mówił Rivers. Dobre wejście z ławki zaliczył Lamar Odom (12 pkt., 5 zb).

W Celtics przebudził się Kevin Garnett. Skrzydłowy zdobył pierwsze sześć punktów w meczu, uaktywnił się i podjął walkę z Gasolem. W całym meczu zdobył 25 punktów (o trzy więcej niż w dwóch pierwszych meczach), miał sześć zbiórek i trzy asysty. 32 sekundy przed końcem jego błąd (faul w ataku) definitywnie pozbawił Celtics szans na zwycięstwo.

Bohaterowie meczu numer dwa - Rajon Rondo i Ray Allen, we wtorek byli zupełnie w cieniu. Rondo zaczął od dwóch asyst do Garnetta, ale później szybko złapał dwa faule co wytrąciło go z rytmu. Nie kontrolował gry swojego zespołu, nie napędzał zabójczych kontr - Lakers lepiej wracali w obronie. Ograniczyli też zabójczą broń z meczu numer dwa, czyli błyskawiczne przejście Celtics z obrony do ataku. Rondo skończył z 11 punktami i 8 asystami. Allen dwa dni po tym jak pobił rekord celnych trójek w finale NBA, spudłował wszystkie 13 rzutów z gry (w tym osiem trojek), zdobył tylko dwa punkty z linii rzutów wolnych.

Początek meczu należał do Celtics. Gracze z Bostonu dzięki świetnej grze Garnetta prowadzili 6:0, a chwilę później 5:12. Phil Jackson momentalnie wziął przerwę na żądanie.- Graliśmy tak źle, musiałem wziąć czas, by wstrząsnąć chłopakami, by zaczęli bronić, zatrzymali rozkręcającego się Garnetta. I to się udało - mówił trener Lakers. Mistrzowie NBA złapali swój rytm, trafiali Gasol, Odom i Bryant, a kwarta skończyła się dziewięciopunktowym prowadzeniem drużyny z LA (26:17). W drugiej części meczu Lakers poszli za ciosem. Po świetnym otwarciu drugiej kwarty prowadzili już nawet 17 punktami (37:20), ale złapali kolejny przestój w grze. Celtics mozolnie zaczęli odrabiać straty.

W drugiej połowie u gospodarzy doszli do głosu gracz z ławki. Wobec niemocy Allena i Rondo, ciężar wziął na siebie Glen Davis. W czwartej kwarcie zdobył osiem ze swoich 12 punktów, a Celtics doszli na trzy punkty (76:73). Po trójce Paula Pierce'a Lakers prowadzili już tylko 78:76, ale wtedy ważne rzuty trafili Bryant i Gasol, a kluczową akcję wykonał Derek Fisher i przewaga wróciła do bezpiecznych siedmiu punktów. Celtics już jej nie odrobili.

- Byliśmy bardzo rozczarowani po tym, co się stało w meczu numer dwa. Wiemy, że jeśli chcesz być najlepszy musisz wygrywać bez względu na wszystko. Chcemy tu wygrać także w czwartek - powiedział Fisher.

Lakers prowadzą w serii do czterech zwycięstw 2:1. Dwa kolejne mecze odbędą się także w Bostonie. Najbliższy o godz. 3 w nocy z czwartku na piątek polskiego czasu. Transmisja w Canal+ Sport.

Wszystko o NBA - czytaj na Sport.pl ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.