Trzecie spotkanie w finałowej rywalizacji do czterech zwycięstw to już mecz kluczowy - w 32 przypadkach, kiedy po dwóch meczach było 1-1, aż 28 razy zwycięzca batalii nr 3 zdobywał tytuł. Zapowiada się wielka walka - o mistrzostwo grają nie tylko dwa najbardziej utytułowane kluby w historii, ale także drużyny, które triumfowały w NBA w dwóch ostatnich sezonach.
Wyniku przewidzieć nie sposób, ba, nie da się nawet wskazać faworyta. W czwartek Lakers pewnie pokonali Celtics 102:89, na co bostończycy zareagowali lepszą obroną i szybszą grą. Na dodatek na wyżyny wznieśli się Ray Allen, który zdobył 32 punkty i pobił rekord finałów trafiając aż osiem trójek oraz Rajon Rondo, który zaliczył triple-double (19 punktów, 12 zbiórek, 10 asyst).
Do niedzielnego meczu Allen wykonał w ciągu 14-letniej kariery 6768 rzutów za trzy, z czego trafił 2685. Skoro 40 proc. skuteczność to wynik bardzo dobry, to jak określić 73 proc.? W meczu nr 2 35-letni zawodnik w pierwszej połowie trafił siedem pierwszych rzutów, w sumie miał 8/11. Rzucał jak maszyna. Bez emocji, bez wahania, bez błędu.
Zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne, zwane inaczej nerwicą natręctw, do którego przyznaje się Allen, w niedzielę objawiło się w najlepszej postaci. Allen, perfekcjonista, jakich mało, przygotowania do meczu zaczął zapewne jak zwykle - od półtoragodzinnej drzemki, po której zjadł kurczaka z ryżem.
W autokarze zajął to samo siedzenie co zawsze, po wyjściu z szatni zaczął się rozciągać. Potem ogolił głowę i wrócił na boisko, aby jeszcze przed meczem oddać kilkaset rzutów. Rzucał trzy godziny. - Nikt mi nie przeszkadzał i mogłem rozegrać w głowie każdą akcję, oddać rzut z każdej pozycji, na której znajdowałem się potem w meczu - tłumaczył.
Rytuał Allena nie może zostać zakłócony - zawodnikowi zdarzało się, że denerwował się, jeśli kolega zajął mu miejsce na parkingu, albo obawiał się słabszego występu po tym, jak ktoś usiadł w jego fotelu w samolocie. W meczu nr 1 z rytmu wybiły go faule, które popełniał na Kobe Bryancie - Allen często siadał na ławce, w ciągu 27 minut rzucił tylko 12 punktów.
W niedzielę tylko w pierwszej połowie zdobył aż 27. Dzięki niemu Celtics prowadzili wyraźnie, ale w drugiej połowie przewagę zdobyli Lakers. Słabszego Bryanta w roli liderów zastępowali wysocy Pau Gasol i Andrew Bynum - nieco ponad pięć minut przed końcem gospodarze prowadzili 90:87.
Wtedy Celtics zdobyli jednak 11 punktów z rzędu nie tracąc żadnego - aż osiem z nich rzucił Rondo. Rozgrywający gości od początku meczu grał bardzo dobrze, to głównie po jego podaniach trafiał Allen, ale w końcówce Rondo z dyrygenta zamienił się w solistę. Zaliczył triple-double, które jest dowodem niebywałej wszechstronności.
Znakomite występy Allena i Rondo zbiegły się z dołkiem Bryanta, który zagrał dużo gorzej niż w meczu nr 1. W niedzielę trafił tylko osiem z 20 rzutów i choć miał sześć asyst i cztery przechwyty, to popełnił jednak takze pięć strat i tyle samo fauli.
- To jest seria - wzruszał ramionami po meczu. - Jedno zwycięstwo nie oznacza, że zaliczyłeś wzlot, jedna porażka nie oznacza upadku. Czekasz na kolejny mecz i znów starasz się odwalić kawał dobrej roboty - dodał Bryant.
Celtics wrócili do gry. Rekordowy Ray Allen ?