Jak zespół Marcina Gortata dogania czołówkę

Washington Wizards wygrali 8 z ostatnich 10 meczów, od 14 spotkań są niepokonani we własnej hali i są bardzo blisko awansu do pierwszej czwórki Wschodu, choć po fatalnym początku sezonu wydawało się, że o play-off mogą zapomnieć.

O tym, co się działo z Wizards jesienią lepiej nie wspominać. Porażki ze słabeuszami, bilans, który skazywał na błąkanie się nizinach tabeli, Gortat krytykujący swoich kolegów. W NBA rzadko przesądza się o losie drużyny jeszcze przed Bożym Narodzeniem, ale Wizards nie dawali zbyt wielu powodów do optymizmu. Wręcz potwierdzali swoją słabą postawą to, o czym mówiło się od miesięcy - zespół został latem źle przebudowany.

Wizards w grudniu zaczęli łapać rytm. Na koniec roku mieli bilans zwycięstw i porażek na zero, w styczniu zaczął się marsz w górę tabeli. Wizards są obecnie piątą siłą na Wschodzie. Jeśli wierzyć statystykom, to Wizards udało się sezon uratować. ESPN wyliczył, że drużyny, które do 20 stycznia znajdą się na miejscach dających grę w play-off, już z tych pozycji nie wypadają. Zmiana dotyczy zazwyczaj maksymalnie jednego zespołu, tego, który balansuje na granicy ósmego miejsca. To jak Wizards zagrali w ostatnich tygodniach, pozwala zaufać im, że do play-off wrócą po roku przerwy.

Jak to się stało, że Wizards z drużyny przegrywającej mecz za meczem, znów doszusowali do czołówki wschodu? Powodów jest kilka.

Wall wreszcie pędzi

Przede wszystkim w pełni sił jest motor napędowy drużyny, czyli John Wall. Rozgrywający Wizards latem przeszedł operacje kolan, na początek sezonu nie był gotowy, opuszczał mecze rozgrywane dzień po dniu, przez co drużynie brakowało stabilności. Od grudnia Wall gra już na pełny etat. Efekt? Po raz pierwszy w karierze rzuca więcej niż 20 punktów na mecz (średnio 23), jest w pierwszej trójce najlepiej asystujących graczy w lidze (10,1 asysty na mecz), jest drugi pod względem przechwytów (2,2), imponuje skutecznością. Wreszcie, Wizards mogą w pełni korzystać z jego największego atutu - szybkości. W ten sposób wygrał im choćby niedawny mecz z NY Knicks, gdy po sprincie zdobył kluczowe punkty w końcówce.

Większą rolę w zespole ma Bradley Beal, który wreszcie gra na miarę oczekiwań, sezon życia gra Otto Porter Jr. - może być wymieniany w gronie graczy do nagrody za największy postęp, a Markieff Morris przyzwoicie wywiązuje się z zadań jako skrzydłowy. W systemie gry Wizards świetnie odnajduje się także Marcin Gortata.

Bez Gortata ani rusz

Polak ma najwyższą średnią minut w karierze (34,8 na mecz), co niemal 33-letni gracz na razie wytrzymuje bardzo dobrze. Rzutów oddaje najmniej od siedmiu lat, ale jest niezwykle efektywny. Dobrze wykorzystuje to, że rywale często obniżają skład i Polak nie gra przeciwko środkowym z krwi i kości (taki jest trend od kilku lat w NBA), przez co on pod koszem ma przewagę wzrostu i szanse na łatwe punkty spod samej obręczy. Stąd aż tyle meczów, w których Gortat trafia np. siedem z ośmiu prób.

Polski środkowy także ułatwia grę swoim kolegom. Zasłony, które stawia Polak, to absolutna czołówka ligi. W tym fachu doszedł do absolutnej perfekcji , a ile dobrego przynosi to Wizards świadczy statystyka zasłon, po których padają punkty. Gortat przewodzi tej kategorii z wynikiem 6,9.

Dobra gra pierwszej piątki przykrywa kłopot z rezerwowymi. Jedynie Kelly Oubre Jr. i Tomas Satoransky pojawiają się w znaczących rolach na parkiecie, przebłyski ma Jason Smith. O reszcie cały czas lepiej nie wspominać.

Obrona kluczem

Wizards wygrywają seryjnie także dlatego, że lepiej bronią jako zespół. Na jesieni byli w ligowym ogonie jeśli chodzi o obronę rzutów z dystansu. Równie źle było z komunikacją, stąd aż blisko 40 procent oddawanych przez rywali, było bez asysty obrońcy. Teraz to już 36 procent. - To bardzo prosta myślenie. Jeśli utrudniasz rywalom rzuty, jest większa szansa na to, że spudłują. Mówimy o tym od początku sezonu - stwierdził trener Scott Brooks.

- Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że jeśli nie będziemy grali w obronie, to nie będziemy wygrywać. Mamy świetnych graczy ofensywnych, cały czas musimy bardziej ufać swojej grze w defensywie - mówi Bradley Beal w "Washington Post". To przynosi efekty.

Twierdza Waszyngton

Wizards w pierwszym miesiącu rozgrywek przegrali z Miami Heat, Orlando Magic i Philadelphią 76ers, czyli zespołami z dolnej czwórki Konferencji Wschodniej. Przez ostatni miesiąc takich wpadek już nie było. Owszem, Wizards ulegli Dallas Mavericks (trzecia od końca drużyna Zachodu), ale grali dzień po trudnym meczu z Houston Rockets i do tego na wyjeździe. We własnej hali już się nie potykają. Zwyciężyli w 14 ostatnich meczach u siebie - takiej serii nie ma nikt inny w NBA.

Zespół Gortata wygląda teraz najstabilniej z szeroko pojętej czołówki Wschodu. Liderami są Cleveland Cavaliers, którzy przegrali sześć z ostatnich 10 meczów, a LeBron James publicznie nawołuje władze zespołu do wzmocnień. Będący na drugim miejscu Toronto Raptors przegrali pięć ostatnich spotkań, a Boston Celtics przegrali trzy z czterech ostatnich meczów.

W piątek Wizards zmierzą się z czwartą Atlanta Hawks, z którą w tym sezonie grali już dwa razy - na wyjeździe wysoko przegrali, u siebie zwyciężyli. Rywali jeszcze przed weekendem wyprzedzić nie mogą, ale w razie zwycięstwa będą im mocno deptać po piętach.

Zobacz wideo

Messi i Ronaldo najlepiej opłacani? W NBA nie łapaliby się do Top10 listy płac!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.