NBA. Jak Golden State Warriors stworzyli hiperdrużynę

Latem jeden z najlepszych koszykarzy Kevin Durant dołączył do tegorocznych finalistów Golden State Warriors. Jak to możliwe, że w NBA powstała drużyna napakowana aż tyloma gwiazdami?

Latem Warriors zrobili wszystko, by ryzyko porażki podobnej do tej z ostatnich finałów niemal wyeliminować. Dokonali największego transferu ostatnich lat. Do trzech gwiazd - Stephena Curry'ego, Klaya Thompsona i Draymonda Greena, które poprowadziły zespół do rekordowych 73 zwycięstw w poprzednim sezonie, dołączyła czwarta - Kevin Durant, czyli MVP z 2014 r., czterokrotnie najlepszy strzelec ligi. I z superdrużyny stali się hiperdrużyną.

Jak to możliwe, że w NBA powstała drużyna napakowana aż tyloma gwiazdami? Przecież w amerykańskich ligach zawodowych dąży się do tego, żeby szanse były w miarę równe, żeby każda drużyna mogła zatrudnić gwiazdę. Ograniczenia w wydatkach na płace mają uniemożliwiać klubom skupianie najlepszych zawodników w jednym miejscu.

Tzw. salary cap, czyli limit wydatków klubów na płace dla koszykarzy, obowiązuje od 1983 r. W każdej kolejnej umowie zbiorowej dodawane były zapisy, które dodatkowo hamowały zapędy potentatów. System nigdy nie działał idealnie, ale rzadko zdarzało się, by największe gwiazdy zmieniały kluby, a największe drużyny miały wystarczająco pieniędzy w budżecie, by opłacić kolejnego świetnego zawodnika. Aż do tej pory.

Bo w NBA wybuchła finansowa rewolucja. Od 1 lipca zaczęła obowiązywać nowa umowa ze stacjami telewizyjnymi ESPN i TNT, które za dziewięć lat praw do transmisji zapłaciły 24 mld dol. To podwyżka o 180 proc. w porównaniu z poprzednim kontraktem. Limit wydatków klubów na płace dla koszykarzy nagle powiększył się o 40 proc. i kwoty kontraktów wywindowały się na poziom, jakiego jeszcze nie było.

- Teraz łatwiej jest przebudować zespół. Kwoty kontraktów są oszałamiające, ale podpisuje się krótsze umowy. Jeszcze kilka lat temu nie było tak łatwo ściągnąć największych gwiazdorów, bo mieli wieloletnie kontrakty. Teraz podpisują umowę na sezon czy dwa. Zyskali większą kontrolę nad swoim losem - mówi Sport.pl Rafał Juć, skaut Denver Nuggets.

- Część zawodników żartuje, że żałuje, że nie urodziło się rok czy dwa później, bo to by oznaczało dla nich zarobki na innym poziomie. Właściciele ligi i klubów zastanawiali się nad tym, czy jakoś nie złagodzić drastycznego przyrostu pieniędzy. Nie znaleziono złotego środka i w kilka lat budżety klubów się podwoją. Dysproporcje w zarobkach są raczej krótkofalowe, bo znaczna część umów jest podpisywana na krótszy okres - dodaje.

Koszykarze weszli do eldorado. Gracze drugiego planu zaczęli podpisywać kontrakty do tej pory zarezerwowane dla gwiazd. 16 mln dol. dla rezerwowego już nie dziwi, gwiazdy mogą liczyć na prawie dwa razy więcej.

Dobre zarządzanie, finałowa porażka

Warriors wykorzystali sytuację, w której finansowo wszystkie kluby znalazły się na podobnym poziomie i w teorii na zatrudnienie Duranta było stać niemal każdego. Nikt jednak nie miał aż tylu gwiazd na pokładzie. Pomogła w tym też korzystna siatka płac.

Największy gwiazdor, czyli Curry, zarobi tylko 12 mln dol. w tym sezonie. Gdy podpisywał umowę w 2012 r., nie zapowiadał się na tak świetnego zawodnika, a jego karierę wyhamowywały kontuzje. Thompson (16,6 mln dol.) i Green (15,3 mln dol.) wcześniej przedłużyli umowy z klubem, więc jeszcze nie wskoczyli na najwyższy poziom zarobków dostępnych w ramach nowej umowy telewizyjnej. Z klubu odszedł też kosztujący 12 mln dol. rocznie środkowy Andrew Bogut.

Oczywiście wpływ miały też względy sportowe. - Gdyby Warriors zdobyli mistrzostwo, w życiu bym do nich nie przeszedł - mówił magazynowi "The Rolling Stone" Durant, który w dwa lata zarobi 54,2 mln dol. A Warriors wcale nie zrujnowali sobie budżetu. Na liście klubów z największymi wydatkami na płace zajmują dopiero ósme miejsce.

Nie będzie kolejnych "Durantów"

- Nasz system jest daleki od ideałów. Najlepsi gracze są tylko nieco rozproszeni, bo korzystają z prawa do wyboru klubu, w którym chcą grać. Z drugiej strony rozumieją, że nasza liga będzie jeszcze lepsza, gdy talent jest rozdzielany sprawiedliwiej - mówi Adam Silver, komisarz ligi NBA.

Pomóc mają w tym przepisy, które nieco ograniczą możliwość tworzenia superdrużyn, jaka powstała w Oakland.

Trwają właśnie negocjacje w sprawie nowej umowy zbiorowej. Poprzednią podpisano w 2011 roku na 10 lat, ale zawarto w niej zapis, że do 15 grudnia jedna ze stron (koszykarze lub właściciele) mogła od niej odstąpić i od 1 lipca znów mielibyśmy lokaut. Odkąd obowiązuje nowa umowa ze stacjami telewizyjnymi żadna przerwa w grze nie jest korzystna ani dla graczy ani dla klubów, bo wiąże się z wielomilionowymi stratami. Dlatego z negocjacji dochodzą do nas pozytywne wiadomości.

Jeśli wierzyć przeciekom, w nowej umowie mają znaleźć się regulacje łagodzące drastyczny wzrost płac. Do tego, mają zostać podniesione kontrakty dla debiutantów oraz graczy doświadczonych, którzy najbardziej dostali po kieszeniach w związku z drastycznym wzrostem limitów płac. Ich po prostu te zmiany nie objęły.

Zobacz wideo

Zespół Marcina Gortata na specjalnej sesji przed sezonem. Są nowe twarze [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.