Jak jeszcze większe pieniądze zmienią NBA

Gwiazdy będą zarabiać jeszcze więcej, natomiast zmniejsza się liczba graczy ze średniej półki cenowej, a rośnie tych z najmniejszymi kontraktami. To tworzy duże dysproporcje, a po kieszeni najbardziej dostaną doświadczeni zawodnicy - mówi Rafał Juć, skaut Denver Nuggets.

Nowa wielka umowa telewizyjna (kontrakt z ESPN i Turner Sports wart jest 24 mld. dol) zaczęła obowiązywać w NBA od 1 lipca i od razu w lidze zaczęła się rewolucja. Kluby mają więcej pieniędzy na kontrakty dla zawodników, latem podpisywano umowy na kwoty, jakich jeszcze nie było. Jak zmieni to NBA?

Rafał Juć, skaut Denver Nuggets: W biurze śmiejemy się, że szkoda, że te pieniądze są dzielone tylko między zawodników, a nie też pozostałych pracowników klubów. Taka sytuacja powoduje nowe możliwości i szanse na zmiany. Zaciera się dysproporcja między dużymi i małymi rynkami. Już gwiazdy nie dążą do tego, żeby za wszelką cenę grać w wielkim mieście jak Nowy Jork czy Los Angeles, które do tej pory oferowały więcej możliwości budowania swojej marki. Najlepszy przykład to Russell Westbrook. Świetnie dba o swój wizerunek, jest ważną postacią w świecie mody, ale został w prowincjonalnym Oklahoma City. Nowe media, Internet i łatwość dotarcia do kibica nawet w najodleglejszym zakątku świata jednym kliknięciem sprawiają, że gracze swoją wartość mogą budować z dowolnego miejsca.

Z punktu widzenia klubów, teraz łatwiej jest przebudować zespół. Kwoty kontraktów są oszałamiające, ale podpisuje się krótsze umowy. Jeszcze kilka lat temu nie było tak łatwo ściągnąć do siebie największe gwiazdy ligi, bo miały wieloletnie kontrakty. Teraz podpisują na sezon czy dwa. Zawodnicy zyskali większą kontrolę nad swoimi kontraktami i swoim losem. Z drugiej strony, zarysowuje się coraz większa różnica płac w zespole. Gwiazdy będą zarabiać jeszcze więcej, często ich pensja będzie pochłaniać nawet 30 procent budżetu, natomiast zmniejsza się liczba graczy ze średniej półki cenowej, a rośnie tych z najmniejszymi kontraktami. To tworzy duże dysproporcje.

To nie będzie powodowało konfliktów w zespołach?

- Właściciele ligi i klubów zastanawiali się nad tym, czy jakoś nie złagodzić tego drastycznego skoku pieniędzy. Nie znaleziono złotego środka i na przestrzeni kilku lat budżetu klubów NBA się podwoją. Te dysproporcje są raczej krótkofalowe, bo znaczna część umów jest podpisywana na krótszy okres. Część zawodników żartuje, że żałuje, że nie urodziło się rok czy dwa później, bo to by oznaczało dla nich zarobki na innym poziomie. To jest na pewno trochę niesprawiedliwe. Trzeba jednak pamiętać, że bez względu na wszystko to świetne pieniądze. Czy ktoś zarabia 14 czy 18 mln dol rocznie, to cały czas może żyć na bardzo wysokim poziomie.

W drużynach o mocnych fundamentach i z jasnym celem dysproporcje płacowe nie są najważniejsze. Ale czy w wielu szatniach ta rywalizacja finansowa nie narobi szkód?

- W Polsce pieniądze są tematem tabu. W USA zarobki sportowców są jawne. Zawodnicy NBA uwielbiają rywalizować, a przez to chcą zarabiać najwięcej jak się da. Poza tym, poziom zarobków decyduje o hierarchii w drużynie. Ten, który ma większą pensję, dostanie więcej szans, gdy mu nie idzie, jemu więcej wolno. To wszystko wpływa na status gracza w NBA. W drużynach walczących o mistrzostwo kultura jest tak wysoko rozwinięta, że zawodnicy dla wspólnego celu godzą się na dysproporcje, w innych klubach może być z tym różnie, tym bardziej, że po kieszeni najbardziej dostaną doświadczeni gracze.

Wyższe, ale krótsze kontrakty wpłynął na sposób budowania zespołów? Przecież stabilizacja była tak ważną częścią sukcesu tylu drużyn.

- Uważa się, że spośród czterech największych lig w USA, to w NBA gwiazda ma największy wpływ na wynik drużyny. Wiele zespołów myśli, że taka gwiazda odmieni ich los, ale tak nie jest. Gdyby to było takie proste, to Thunder z Westbrookiem i Durantem mieliby przynajmniej jedno mistrzostwo w ostatnich latach. Czynników jest więcej. Trzeba mieć odpowiedniego trenera, dobrze zbudować zespół, obudować gwiazdy dobrymi "zadaniowcami", atmosfera w drużynie musi być odpowiednia, czy wreszcie trafić w odpowiedni moment. W NBA nie liczy się tylko to, jak dobry jesteś, ale jak dobre są drużyny, z którymi rywalizujesz. No i zdrowie - co z tego, że masz gwiazdy, jak przez kontuzje nie możesz z nich skorzystać?

Będzie ciekawe jak kluby sobie poradzą w nowej rzeczywistości. Trwa swego rodzaju wyścig zbrojeń, ale zawodników z najwyższej półki na rynku jest kilku, a drużyny, którym nie uda się ściągnąć gwiazd, muszą te pieniądze inaczej zagospodarować. To zmusza do myślenia nieszablonowego. Kontynuacja to jest niedowartościowana cecha, która sprawia, że drużyny z dobrych stają się świetnymi, ale zmieniło się podejście do działań długofalowych, w tym do draftu NBA. Teraz już nie wybiera się zawodników, którzy mogą od zaraz wnieść coś do drużyny, tylko tych z największym potencjałem. W młodych zawodników się inwestuje, rozwija, zatrudnia dla nich dodatkowych trenerów, bo bardziej opłaca się mieć takich trzech w cenie bardzo doświadczonego zawodnika i mieć szansę, że choć z jednego coś będzie.

Wielu zawodników, którzy jeszcze przed chwilą zarabiali ogromne pieniądze, teraz finansowo spadli na średnią półkę, choć umiejętności nadal mają wysokie. Kluby będą chciały to wykorzystać?

- Zdecydowanie. Tacy gracze jak Danilo Gallinari czy Kenneth Farried są bardzo interesujący na rynku. Jeszcze jakiś czas temu, nikt nie myślał o tym, żeby ich do siebie ściągać, bo ich płace stanowiłby zbyt dużą część budżetu. Ich kontrakty stały się bardzo atrakcyjne, a to gracze, którzy mają dobrą opinię w lidze, mogą dużo wnieść do zespołu i nagle ich wartość urosła.

Większe pieniądze w NBA kuszą gwiazdy z Europy?

- Czołowi zawodnicy Euroligi chcą grać w NBA, dla wielu to wciąż marzenie, bo to najwyższy poziom koszykówki na świecie i z byciem graczem NBA wiążą się różne przywileje. Europejskie gwiazdy pytają się agentów o możliwości, o to w jakiej roli by grali. Koszykówka to biznes, w NBA teraz będzie się zarabiało najwięcej nawet będąc rezerwowym, więc na pewno gracze z Europy będę jeszcze częściej wyjeżdżać do USA. I to już się dzieje.

W tym roku do NBA przenosili się ci, którzy ostatnio co chwilę odrzucali propozycję kontraktów z NBA. Przykład? Sergio Rodriguez, który odszedł z Realu Madryt. Miał doświadczenie z gry w NBA, ale przez wiele lat wolał grać w Europie - tu był gwiazdą, tu osiągał sukcesy. Amerykanie mówią na takich graczy, że wolą być dużą rybą w małym stawie. Teraz zdecydował się na powrót do NBA, bo dostał świetną ofertę, także jeśli chodzi o zarobki. Do tego, warto pamiętać o tym, że sytuacja finansowa w wielu ligach się ostatnio pogorszyła. W kryzysie jest liga włoska, Hiszpania nie jest już tak konkurencyjna cenowo, a nie każdy chce przenosić się do Turcji.

Do niedawna z Europy do NBA przechodzili głównie młodzi gracze. Teraz się to zmienia. NBA przestała się obrażać na doświadczone europejskie gwiazdy?

- Było takie przekonanie, że NBA była tak różna od europejskiej koszykówki, że tym zawodnikom ciężko by było się dostosować. W pracy skauta kluczowe jest określenie potencjału danego zawodnika, tego, czy sprawdzi się w warunkach NBA. Tu nie chodzi o to, by wskazać najlepszych graczy w Europie, bo każdy wie, kto to jest. Tylko takich, którzy w NBA się sprawdzą. Wiadomo, z młodymi zawodnikami jest łatwiej, bo z nimi można pracować i odpowiednio ich ukształtować.

W ostatnich latach te różnice się pozacierały. W Eurolidze, na mistrzostwach Europy czy świata poziom jest zbliżony do tego z NBA, więc ryzyko wpadki przy ściąganiu takiego gracza jest mniejsze, a i kluby zaczęły patrzeć nieszablonowo. Szukają zawodników, którzy uzupełnią ich luki i takich znajdują w Europie. Często są to już gracze bardzo doświadczeni jak Pablo Prigioni czy Marcelinho Huertas.

W USA wręcz przyznają, że to w Europie gra się w koszykówkę w taki sposób, o jakim marzył James Naismith, który wymyślił ten sport. Dużo miejsca, wymienność pozycji, ruch, wszechstronność graczy. NBA też w tym kierunku zmierza, ale w Europie to się zaadaptowało szybciej. Najlepszy przykład to gracze podkoszowi. W USA ciągle jest wielu bardzo wysokich zawodników, ale w NBA ponad połowę graczy podkoszowych stanowią koszykarze z zagranicy. W Europie lepiej się szkoli i przystosowuje do nowoczesnej koszykówki.

Zespół Marcina Gortata na specjalnej sesji przed sezonem. Są nowe twarze [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Agora SA