"Chcemy Cleveland" - skandowali kibice Raptors w końcówce meczu z Heat, gdy wynik nie tylko spotkania, ale i rywalizacji był rozstrzygnięty. Bo to Cavaliers będą rywalem kanadyjskiej drużyny w walce o wielki finał NBA. Seria rozpocznie się w nocy z wtorku na środę polskiego czasu.
W decydującym o awansie do finału wschodu Heat prowadzili tylko raz, w drugiej kwarcie (37:36), w czwartek kwarcie jeszcze mieli nadzieję na to, że mogą powalczyć w końcówce, gdy zmniejszyli straty do ośmiu punktów (76:88), ale potem dostali mocne ciosy od Raptors - najpierw piłkę potężnie zapakował do kosza Bismack Biyombo, potem po "trójce" trafili DeMarre Carroll i Kyle Lowry i przewaga wzrosła do 16 punktów. Zamroczeni Heat pudłowali, a Raptors dalej trafiali - celny rzut z dystansu Lowry'ego na nieco ponad trzy minuty przed końcem dał prowadzenie 111:86 i z gości zeszło powietrze.
Choć wielu wątpiło w powodzenie Raptors w meczu o tak ogromną stawkę, ci dali radę. Kyle Lowry zagrał najlepszy mecz w karierze - rzucił 35 punktów, miał 9 asyst, 7 zbiórek i 4 przechwyty. DeMar DeRozan dołożył 28 punktów, a świetny mecz zagrał także często niedoceniany Biyombo - do 17 punktów dodał 16 zbiórek.
Raptors są 15. zespołem w historii NBA, który wygrał dwie serie z rzędu w siódmym decydującym spotkaniu. W pierwszej rundzie wyeliminowali Indianę Pacers też 4-3.
Dla Raptors awans do finału Wschodu to największy sukces w historii. Już tylko trzy drużyny NBA nigdy nie awansowały do finału swojej konferencji - Charlotte Hornets, Los Angeles Clippers i New Orleans Pelicans.
Heat po raz pierwszy od 2009 roku przegrali mecz numer siedem w rywalizacji do czterech zwycięstw. Po 16 punktów rzucili Dwyane Wade i Goran Dragić.
