NBA. Oklahoma City Thunder rywalem Golden State Warriors

Oklahoma City Thunder pokonali San Antonio Spurs 113:99, wygrali serię II rundy play-off 4-2 i awansowali do finału Konferencji Zachodniej. Teraz zmierzą się z broniącymi tytułu Golden State Warriors. Pierwszy mecz w poniedziałek.

Thunder mogli rozlecieć się na kawałki po tym, jak pierwszy mecz ze Spurs przegrali różnicą aż 32 punktów. Trener Billy Donovan trafił jednak do swoich zawodników, potrafił z nich wykrzesać to co mają najlepsze i kompletnie odmienił losy tej serii. A jego koszykarze zagrali najlepszy mecz w serii właśnie wtedy, gdy trzeba było tak zagrać. Kto wie, czy to nie był ich najlepszy mecz w sezonie.

Już w drugiej kwarcie było jasne, że Spurs będzie niesłychanie ciężko odwrócić losy serii - Thunder zbudowali 28-punktową przewagę i nie wyglądali na drużynę, która łatwo odpuści. A Spurs schodzili do szatni z ledwie 31 punktami na swoim koncie. Tak mało w pierwszej połowie w tym sezonie jeszcze nie rzucili. Thunder po trójce Duranta mieli 55 punktów.

-Gdy do gry weszli zmiennicy, zaczęliśmy grać gównianą koszykówkę - tyle o pierwszej połowie miał do powiedzenia Gregg Popovich, trener Spurs. Na trzecią i czwartą kwartę wiele pozmieniał w rotacji swojej drużyny, ale Thunder przewagi nie roztrwonili. Końcowy wynik nie oddaje tego, jak bardzo Thunder zdominowali ten mecz.

-To nie była seria o mistrzostwo - powiedział Kevin Durant na pytanie o to, czy Thunder osiągnęli już szczyt swoich możliwości.

Przed drużyną z Oklahoma City teraz rywal najtrudniejszy - Golden State Warriors. Ale patrząc na to, jak ekipa z Oklahoma City rosła w serii ze Spurs, skreślać jej nie wolno.

Jak Thunder rośli w siłę

Thunder w serii ze Spurs uporali się ze swoimi demonami, rozwiali nieco wątpliwości i wyeliminowali drużynę, która w sezonie zasadniczym wygrała aż 67 meczów z 82. A czwartkowy mecz był próbką tego, na co Thunder stać, gdy zagrają na miarę swoich możliwości. I drobnym ostrzeżeniem w kierunku Warriors.

Russell Westbrook potrafi opanować swoje szaleństwo i przełożyć je na sukces drużyny. Ciągle zdarzają mu się głupie straty (aż sześć w tym meczu) i niepotrzebne rzuty, ale swoją energią i siłą fizyczną potrafi wywierać ogromny nacisk na rywali. Szybko napędza kontrataki, wykorzystuje dobry rzut z półdystansu czy skutecznie atakuje kosz, coraz lepiej broni. W czwartek rzucił 28 punktów, miał aż 12 asyst i trzy zbiórki, co jak na niego jest wartością mizerną, ale tym razem dobrze w tym elemencie radzili sobie koledzy.

Kevin Durant rozprawił się z najlepszym obrońcą ligi Kawhim Leonardem. I to po obu stronach parkietu. W czwartek rzucił 37 punktów, do których dołożył dziewięć zbiórek i znów twardo bronił przeciwko jednemu z liderów Spurs.

Ale oprócz energetycznej dwójki Thunder udowodnili, że mają wsparcie w zawodnikach drugoplanowych. A w to wielu wątpiło. - Jesteśmy w tym wszyscy razem. To nie jest show jednej czy dwóch osób, musimy grać zespołowo, ale każdy z nas wierzy, że gdy tego potrzeba Kevin i Russel mogą trafiać rzuty w trudnych momentach - mówił Andre Roberson który sam wreszcie zaczął trafiać, gdy nie miał przy sobie żadnego rywala. W czwartek rzucił 14 punktów, trafił trzy trójki, a przy tym dalej świetnie grał w obronie.

Steven Adams przed meczem wymiotował, znów skarżył się na potworną migrenę, ale w trakcie spotkania nie było tego po nim widać - wykorzystywał swoje fizyczne atuty pod koszami, nie przestraszył się, gdy w drugiej kwarcie Spurs posłali na niego wielkoluda Bobana Marjanoicia. 15 punktów i 11 zbiórek to solidne osiągnięcia. Enes Kanter wykonał kawał świetnej roboty pod koszem (7 punktów, 7 zbiórek). Dion Waiters chyba już pogodził się z tym, że nie będzie strzelecką opcją numer jeden w zespole. W czwartek rzucił tylko dwa punkty, ale miał cztery asysty i przez 18 minut, które spędził na parkiecie, Thunder wygrali ten fragment meczu różnicą 12 punktów.

Co dalej ze Spurs?

Spurs są dopiero drugą drużyną w historii, która wygrała w sezonie zasadniczym więcej niż 65 meczów i nie przeszła drugiej rundy play-off. W serii z Thunder wszystko w San Antonio stanęło na głowie. Spurs stali się przewidywalni, ospali, nie grali kombinacyjnie w ataku - zagrali jakby zapomnieli o tym, co jest ich kluczem do sukcesu. Okazało się, jak wiele problemów mają w ataku Spurs, gdy punktów nie zdobywają Kawhi Leonard i LaMarcus Aldridge. Ławka rezerwowych, która miała być wielkim atutem w serii z Thunder, sprawiała wrażenie jakby jej nie było. Popovich się miotał, próbował rotacji, z których w sezonie w ogóle nie korzystał i nic się nie zmieniało.

Zespół, który miał być antidotum na Golden State Warriors, już jest na wakacjach i musi mocno zastanowić się co dalej: czy Tim Duncan i Manu Ginabili zagrają jeszcze w NBA? Jak wiele trzeba zmienić w drużynie, która wygrała aż 67 meczów? Kto powinien dołączyć do drużyny latem? Czy to czas na jeszcze odważniejsze odmłodzenie drużyny? Pytań przed władzami Spurs jest bez liku, ale czasu na rozwiązanie tych zagadek mają mnóstwo.

Zerwane więzadła i Achillesy, połamane ręce i nogi - drastyczne kontuzje, które uziemiły wielkie gwiazdy NBA

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.