Thunder świetnie zareagowali na porażkę w poprzednim meczu. Wykorzystali swoje atuty fizyczne, Russell Westbrook ograniczył swoje szalone akcje, a Kevin Durant wreszcie zagrał tak, jak tego się wszyscy po nim spodziewają - trafiał raz za razem, ale też dawał z siebie dużo w obronie.
Durant cztery razy w karierze był już najlepszym strzelcem NBA, w niedzielę pokazywał, że to nie był przypadek. Imponował zwłaszcza w drugiej połowie, w której trafił 10 z 13 rzutów i zdobył 29 punktów. W samej czwartej kwarcie miał ich aż 17 (o jeden więcej niż cały zespół Spurs), a w całym meczu 41 - tym samym wyrównał swój najlepszy wynik z play-off.
- Gdy masz szeroki skład, nie masz zbyt wielu okazji do tego, by rzucać po 40 punktów. Staram się cały czas grać na wysokim poziomie i czekać na ten moment, gdy będę mógł oddać kilka swoich rzutów - mówił Durant.
- Moi koledzy wykonali kawał świetnej roboty. Pomagali mi wyjść na pozycje, podawali mi piłkę. Dzięki ich poświęceniu mi pozostawało już tylko umieścić piłkę w koszu. Jestem im za to bardzo wdzięczny - komplementował swoich kolegów Durant.
Komplementy są jak najbardziej zasłużone. Westbrook do 15 punktów dołożył 14 asyst. Dion Waiters miał 17 punktów, a Steven Adams 16 punktów i 11 zbiórek. Thunder trafiali w niedzielny wieczór z 50-procentową skutecznością, w drugiej połowie trafili nawet 57 procent swoich rzutów.
- Durant nam uciekł, Westbrook świetnie angażował swoich kolegów w grę, a do tego cały czas zbierali piłki na atakowanej tablicy - analizował Kawhi Leonard. Lider Spurs miał 21 punktów, punkt więcej rzucił Tony Parker, a punkt mniej LaMarcus Aldridge.
- Grali lepiej od nas. Byli szybsi, agresywniejsi w walce o zbiórki, trafiali więcej rzutów od nas - mówił LaMarcus Aldridge.
W rywalizacji do czterech zwycięstw jest remis 2-2. Kolejny mecz w San Antonio w nocy z wtorku na środę polskiego czasu. W drugiej parze na zachodzie Golden State Warriors prowadzą 2-1 z Portland Trail Blaziers. Mecz numer cztery w nocy z poniedziałku na wtorek.