NBA. Matthew Dellavedova finałowym superpartnerem LeBrona Jamesa

On w tych finałach robi dokładnie to, czego waszym zdaniem nie był w stanie robić - tak o Matthew Dellavedowie powiedział Tristan Thompson. Australijczyk jest jak na razie drugą największą postacią finałów NBA i gwiazdą Cleveland Cavaliers, po LeBronie Jamesie.

Na kłopoty Dellavedova - chciałoby się rzec o Cavaliers. Niespełna 25-letni obwodowy pomaga drużynie z Cleveland, gdy niedomaga zdrowotnie Kyrie Irving, druga największa gwiazda drużyny po LeBronie Jamesie. W serii z Chicago Bulls w decydującym meczu był najlepszym strzelcem, przyzwoicie zastąpił Irvinga w dwóch spotkaniach finału Wschodu z Atlanta Hawks, ale jego nazwisko z internetowych serwisów nie schodzi dopiero od finałów.

Gdy w pierwszym meczu serii z Golden State Warriors poważnej kontuzji doznał Irving i okazało się, że w tym sezonie już nie zagra, trener David Blatt do pierwszej piątki awansował Dellavedovę.

W Cavs bywał do tej pory graczem drugoplanowym, pokornie czekał na swoje szanse, ale gdy już je dostawał, to wyciskał z nich, ile się da. I tak jest teraz.

W finale miał zastąpić Kyrie Irvinga, napsuć krwi Stephenowi Curry'emu. I z tych zadań wywiązuje się jak na razie perfekcyjnie. W niedzielę Curry kryty w ataku pozycyjnym przez Dellavedovę nie zdobył nawet punktu, spudłował osiem rzutów z gry i miał cztery straty. Australijczyk nie odstępował go na krok. Przeciskał się na zasłonach, stał tak blisko Curry'ego, że ten cały czas czuł jego oddech, utrudniał rzuty, jak tylko mógł. I to przyniosło skutek. MVP zagrał najgorszy mecz w tym sezonie, a gdy był przy nim Dellavedova, nie wychodziło mu nic. - To wszystko sprawka Delly'ego. On był spektakularny - komplementował Dellavedovę LeBron James, który w Australijczyku znalazł superpomocnika od zadań specjalnych.

A ten oprócz defensywnych zasług błysnął sprytem w ataku. W doliczonym czasie gry najpierw popisał się niesamowitą zbiórką w ataku i próbą dobitki, gdy sprytnie wskoczył między wyższych rywali i wymusił faul (trafił oba rzuty wolne), a w kolejnej akcji skutecznie wybronił akcję Curry'ego, zmuszając go do niecelnego rzutu z półdystansu.

We wtorek było jeszcze lepiej. Curry rzucił swoje 27 punktów, ale do przerwy znów był niewidoczny i to właśnie Dellavedova maczał w tym palce. Australijczyk błyszczał też w ataku. Rzucił 20 punktów, trafiając 7 z 17 rzutów z gry, w tym jeden pod koniec czwartej kwarty naprawdę nieprawdopodobny, miał pięć zbiórek i cztery asysty, w tym jedną nad kosz do LeBrona Jamesa w końcówce meczu. Co ważniejsze, gdy był na parkiecie, jego zespół wygrał ten fragment meczu różnicą 13 punktów.

 

Oglądający mecz podkreślają zaciętość i zawziętość w jego grze. Nie ma dla niego straconej piłki, a swoją grą natchnął kolegów, którzy bez oglądania się na nic rzucali się na parkiet i walczyli o każdy centymetr boiska. A to się podoba publiczności w Cleveland. - Fani go uwielbiają. To najbardziej clevelandzki gość z Australii - stwierdził trener Blatt.

On w tych finałach robi dokładnie to, czego waszym zdaniem nie był w stanie robić - powiedział do dziennikarzy Tristan Thompson po meczu numer trzy.

W Dellavedovę nie wierzyli nie tylko dziennikarze, ale jeszcze dwa lata temu pracownicy większości klubów NBA. - To gość, którego całe życie ktoś skreślał - powiedział o Dellavedovie LeBron James. Australijski rozgrywający łatwej drogi do NBA nie miał. Urodzony w australijskim Maryborough (170 km od Melbourne) Dellavedova w 2009 roku wyjechał do USA i stał się gwiazdą college'u Saint Mary's. W 2013 roku nie dostał się do najlepszej ligi świata przez draft, ale udało mu się przekonać władze Cleveland Cavaliers ciężką pracą i dobrą grą na Lidze Letniej i obozie przedsezonowym. Podpisał dwuletni kontrakt wart ledwie 1,3 mln dol. W czerwcu umowa się kończy. Po takiej grze w finałach podwyżka jest nieunikniona. Jak wysoka? Jeśli zaakceptuje zapis w kontrakcie z Cavs za kolejny sezon zarobi prawie tyle, co za pierwsze dwa lata. Jeśli umowy nie przedłuży, będzie mógł liczyć na nieco więcej.

Materiały partnerów Nike Performance ELITE WING... adidas Performance ENERGY BB... Piłka Spalding NBA Platinum...

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.