Bohater ostatniej akcji! Chris Paul wyrzucił San Antonio Spurs z play-off

Mistrz NBA nie obroni tytułu. W siódmym, decydującym meczu znakomitej serii pierwszej rundy play-off Los Angeles Clippers pokonali u siebie San Antonio Spurs 111:109 po niesamowitym trafieniu Chrisa Paula tuż przed ostatnią syreną.

Na 8,8 sekundy przed końcem było 109:109 po dwóch celnych wolnych Tima Duncana. Clippers wzięli czas, po przerwie wybijali piłkę z boku. Blake Griffin szybko przekazał ją Paulowi, rozgrywającemu, liderowi gospodarzy, który od końca pierwszej kwarty grał praktycznie na jednej nodze, bo odnowiła się kontuzja mięśnia uda. Ale i tak zdołał rzucić w meczu 27 punktów, wykonać sześć asyst.

W decydującej akcji Paul próbował minąć pilnującego go Danny'ego Greena. Nie udało mu się, rzucający Spurs był przed nim. Paul, wchodząc w pole trzech sekund z prawej strony i pod presją czasu, wyskoczył, składając się do rzutu z trudnej pozycji. Green w tym samym momencie próbował wybijać mu piłkę, pochylił się, ale zza jego pleców wyskoczył Duncan, który chciał zablokować rzut. Nie zdołał. Piłka wpadła do kosza, odbijając się od tablicy. 111:109 dla Clippers, sekunda do końca.

I nie koniec emocji. Spurs zaplanowali akcję, szykowali się do wybicia piłki, ale jeden z sędziów stolikowych za wcześnie uruchomił zegar. Rozległa się syrena, zdenerwowani gracze, trener, a nawet właściciel Spurs z pretensjami ruszyli do sędziów. Pomyłka popsuła koncentrację i pozwoliła obrońcom Clippers na zorientowanie się w rozstawieniu graczy. Zegar oczywiście cofnięto, ale podanie Borisa Diawa do Kawhiego Leonarda nad obręcz wybił Matt Barnes.

Znakomita, pasjonująca, elektryzująca, wielka seria zakończyła się zwycięstwem Clippers. Po kolejnym emocjonującym meczu, w którym było aż 31 zmian prowadzenia, 16 remisów i mnóstwo niesamowitych rzutów.

W czwartej kwarcie był moment, w którym wydawało się, że Spurs włączają swój mistrzowski dopalacz i biegną do wygranej. Po serii zbiórek w ataku, których w ostatniej części goście mieli aż dziewięć, prowadzili najpierw 97:92, a potem 105:102 na nieco ponad dwie minuty przed końcem - i mieli piłkę. Wyprowadzający kontrę Tony Parker oddał szybki rzut z bliska, ale spudłował. I zamiast pięciu punktów przewagi Spurs zaraz był remis, bo trójkę trafił Barnes.

- Oddychajcie, oddychajcie! - apelował o spokój swoich graczy trener Clippers Doc Rivers. A oni oddychali i wierzyli w siebie. Clippers prowadzili w tej serii 1-0, ale potem przegrywali 1-2 oraz 2-3. Wygrywali jednak dwukrotnie ważne mecze w San Antonio, teraz odrobili straty w końcówce. Musieli, bo po dobitce z powietrza Parkera znów przegrywali - 105:107. Najpierw trafił Jamal Crawford, potem dwa wolne wykorzystał Paul, który po wyrównaniu Duncana został bohaterem ostatniej akcji.

Ale bohaterów było w tym meczu więcej - Griffin miał kolejne triple-double: 24 punkty, 13 zbiórek, 10 asyst. Barnes rzucił 17, a J.J. Redick - 14. I obaj trafiali bardzo ważne trójki. Clippers po dwóch słabszych meczach w tym elemencie tym razem mieli świetną skuteczność z dystansu - 14/27, czyli 52 proc. No i ten Paul... Trafił dziewięć z 13 rzutów z gry, w tym pięć z sześciu za trzy (jedna w ostatniej sekundzie trzeciej kwarty). 27 punktów na jednej nodze? Niesamowite!

W Spurs błyszczeli Duncan (27 punktów, 11 zbiórek) i Parker (20 punktów, pięć asyst), ale niezwykle grali też inni. Słynący z rzutów z dystansu Green miał nie tylko 16 punktów, ale też pięć bloków. Dobre wejście w czwartej kwarcie miał Manu Ginobili, który rzucił wtedy sześć ze swoich ośmiu punktów. 13 punktów i 10 zbiórek miał Leonard, 12 punktów dodał Diaw.

Paul po meczu długo przytulał się z Duncanem. - To mój mentor, który pomaga mi, od kiedy jestem w lidze. Znam go 11 lat - mówił rozgrywający Clippers. I dodał: - Nienawidzisz patrzeć, jak taki zespół odpada z gry, no ale...

W półfinale Zachodu Clippers zagrają z Houston Rockets.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.