NBA. Wizards przegrali z Bulls. Nene wyrzucony z boiska. Nie zagra w niedzielę?

Emocje wzięły górę. Brazylijski podkoszowy po przepychance wyleciał z boiska w czwartej kwarcie, a Washington Wizards po nerwowej końcówce przegrali z Chicago Bulls 97:100. Marcin Gortat rzucił 13 punktów i zanotował 11 zbiórek. W pierwszej rundzie play-off (gra się do czterech zwycięstw) drużyna z Waszyngtonu prowadzi 2-1. Czwarte spotkanie w niedzielę.

O play-off NBA tweetuje Michał Owczarek - obserwuj @mikelwwa

Wizards wygrali dwa pierwsze mecze w Chicago, w Waszyngtonie chcieli dokończyć dzieła. Bulls zagrali jednak w swoim stylu - twardo i momentami na granicy przepisów - udało się w końcu wytrącić z równowagi Wizards. I to w najważniejszym momencie meczu.

Na początku czwartej kwarty w przepychankę ze skrzydłowym Bulls Jimmym Butlerem wdał się podkoszowy Nene. Brazylijczyk najpierw odepchnął rywala łokciem, a gdy ten mu oddał, obaj zderzyli się głowami i zaczęła się wymiana spojrzeń i słów. Po chwili Nene złapał rywala za szyję i już się szykował do zadania ciosu, gdy obu rozdzielili sędziowie i koledzy z drużyn.

Nene został wyrzucony z boiska i może zostać zawieszony na kolejny mecz. Dla Wizards może to być bardzo dotkliwa strata. Brazylijczyk był najlepszym graczem ekipy z Waszyngtonu w dwóch pierwszych meczach. W piątek mu nie szło. Joakim Noah, wyróżniony tytułem Najlepszego Obrońcy Sezonu, nie dawał Nenemu chwili wytchnienia. Brazylijczyk już nie miał tyle miejsca dalej od kosza, na każdy punkt musiał mocno pracować, był sfrustrowany ostrą grą rywala, narzekał, że sędziowie nie odgwizdują fauli. Zdenerwowanie miało wpływ na jego grę - trafił pięć z 15 rzutów, miał tylko cztery zbiórki.

A w starciu z Butlerem emocje wzięły górę. - Niczego nie żałuję. Jestem wojownikiem. Zrobiłem to, co do mnie należało - powiedział Nene. Jego wojowniczość może zostać ukarana zawieszeniem na mecz numer cztery i wpłynąć na losy serii.

Po dwóch wygranych na wyjeździe, Wizards przegrali u siebie. Mecz był podobny do dwóch pierwszych starć w Chicago. Znów Wizards odrobili w czwartej kwarcie straty - na sześć minut przed końcem Bulls mieli siedem punktów przewagi (78:85), ale po serii punktów rzuconych przez Beala i Walla Wizards wyszli na prowadzenie 91:89 na niespełna trzy minuty przed końcem. Jednak przewagi nie byli w stanie utrzymać.

Najpierw faulowany John Wall spudłował dwa rzuty wolne, a przy remisie po 91 na 44 sekundy przed końcem Marcin Gortat nie trafił rzutu z półdystansu. Na 24 sekundy przed końcem niesamowicie ważną trójkę trafił Butler i Bulls odskoczyli na trzy punkty. Zaliczki nie roztrwonili, faulowani taktycznie pewnie wykonywali rzuty wolne.

Wizards przegrali nie tylko dlatego, że ostatnie dziewięć minut meczu grali bez najlepszego do tej pory Nene, ale i nie potrafili zatrzymać Michaela Dunleavy'ego. Strzelec, który w dwóch pierwszych meczach częściej pudłował niż trafiał, w piątek był nie do zatrzymania, zwłaszcza z dystansu. Zdobył w sumie 35 punktów, trafił 12 z 19 rzutów oraz miał osiem celnych "trójek" (na 10 prób). - Obręcz była dla niego jak ocean. On znalazł swój rytm - mówił Bradley Beal, najlepszy strzelec Wizards (25 punktów).

Oprócz Dunleavy'ego ważną rolę odegrał Butler. To po starciu z nim z boiska wyleciał Nene, a skrzydłowy Bulls trafił dwie ważne trójki - pierwszą tuż po przepychance z Brazylijczykiem, drugą na 24 sekundy przed końcem meczu, która dała Bulls trzypunktowe prowadzenie. Wcześniej w serii spudłował siedem rzutów z dystansu.

Marcin Gortat zagrał na swoim poziomie. Rzucił 13 punktów (6/12 z gry, 1/2 z wolnych), miał 11 zbiórek (cztery w ataku), trzy bloki, dwie asysty, przechwyt oraz dwie straty i dwa faule. W końcówce przestrzelił ważny rzut z półdystansu.

John Wall rzucił 23 punkty, miał siedem asyst i cztery przechwyty, ale miał też ogromne pretensje do siebie za grę w końcówce. - Chłopaki mówili, że porażka to nie moja wina, ale ja wiem, że w końcówce powinienem był trafiać - mówił smutny.

Po dwóch porażkach u siebie Bulls wygrali bardzo ważny mecz numer trzy w Waszyngtonie. Oznacza to, że rywalizacja przedłuży się do przynajmniej pięciu spotkań. Mecz numer cztery w niedzielę także w Waszyngtonie. Początek o godz. 19, transmisja w nSport. Spotkanie numer pięć we wtorek w Chicago (godz. 2).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.