NBA. Rewelacyjny początek Indiana Pacers. Miami Heat muszą się bać?

Mają kandydata do nagrody MVP, czołowego obrońcę ligi, sezon zaczęli najlepiej od 40 lat i to starcia z nimi najbardziej obawiają się mistrzowie Miami Heat. Indiana Pacers w środę pokonali 97:80 Chicago Bulls, na swoim koncie mają pięć zwycięstw i żadnej porażki. Są ostatnią niepokonaną drużyną w NBA.

O NBA i koszykówce tweetuje Michał Owczarek - @mikelwwa

Jeśli Pacers w piątek wygrają z Toronto Raptors, a będą murowanym faworytem, wyrównają historyczne osiągnięcie z sezonu 1970-1971, gdy zwyciężali w pierwszych sześciu meczach.

Środowa wygrana z Bulls była najbardziej imponująca z dotychczasowych. Wcześniej pokonywali przeciętniaków (Magic, Pelicans) oraz drużyny aspirujące do gry w play-off (Cavaliers, Pistons), jednak to starcie z ekipą z Chicago, uznawaną w przedsezonowych rankingach za jedną z trzech najlepszych na wschodzie, miało być prawdziwym testem dla Pacers.

- Graliśmy twardo. Wiemy, że jeśli damy z siebie wszystko w obronie, to łatwiej będzie nam się grało w ataku i znajdziemy sposób na wygraną - powiedział Lance Stephenson. Skrzydłowy Pacers rzucił 12 z swoich punktów w czwartej kwarcie i razem z rezerwowymi Donaldem Sloanem oraz Luisem Scolą sprawił, że Pacers w połowie ostatniej części meczu szybko odskoczyli Bulls.

Ekipa z Chicago drugą połowę przegrała różnicą aż 23 punktów, a cały mecz 80:97. Bulls, uważani za jedną z najlepiej broniących drużyn w lidze, nie potrafili zatrzymać zróżnicowanego i zespołowego ataku Pacers, a sami nie potrafili sforsować twardej obrony rywali.

21 punktów dla gospodarzy rzucił Paul George, 17 punktów i 13 zbiórek dodał David West. Najwięcej punktów dla Bulls, po 17, rzucili Derrick Rose i Luol Deng.

Konsekwencja

Świetny start tegorocznych rozgrywek w wykonaniu Pacers to nie przypadek. Zespół od trzech sezonów systematycznie pnie się w górę. W 2011 roku po czterech sezonach przerwy zagrał w play-off (porażka 1-4 w pierwszej rundzie z Bulls). Rok później Pacers prowadzili 2-1 z Miami Heat w drugiej rundzie play-off, ale przegrali 2-4. Wreszcie, w zeszłym sezonie doprowadzili do siódmego meczu w finale wschodu, ale znów odrobinę lepsi byli gracze Heat.

Stały progres to efekt mądrej i zbilansowanej polityki kadrowej Pacers, którą zarządza Larry Bird (miał rok przerwy). Zespół oparty jest na skrzydłowym Paulu George'u (nr 10 draftu z 2010 roku) i środkowym Royu Hibbercie (nr 17 draftu z 2008 roku), z którymi podpisano wieloletnie kontrakty i otoczono wartościowymi graczami. Kluczowe role odgrywają rozgrywający George Hill, silny podkoszowy David West oraz grupa zadaniowców z nieprzewidywalnym Stephensonem na czele.

Tak rodzi się gwiazda

Drużyna prowadzona przez trenera Franka Vogela nie zrobiłaby takiego skoku w ostatnich latach, gdyby nie eksplozja talentu Paula George'a. W zeszłym roku skrzydłowy został rzucony na głęboką wodę - miał zastąpić dotychczasowego lidera drużyny Danny'ego Grangera, który doznał poważnej kontuzji. George wywiązał się z zadania wzorowo. Lepiej rzucał, zbierał, asystował. Szybko to on stał się liderem drużyny, która pierwszy raz od dziewięciu lat wygrała swoją dywizję.

Poprawił się niemal we wszystkich elementach gry. Rzucał średnio 17,4 punktu (o 5 więcej niż rok wcześniej), miał 7,6 zbiórki (o 2 więcej), 4,1 asysty (o 1,5 więcej). Liga wyróżniła go nagrodą dla zawodnika, który poczynił największy postęp. A w play-off grał jeszcze lepiej!

Swoją grą przeciwko Heat w finale wschodu zdobył wielki szacunek LeBrona Jamesa. W meczu numer dwa pod koniec trzeciej kwarty minął lidera Heat, wszedł pod kosz i potężnie zapakował nad wyskakującym Chrisem Andersem. James odpowiedział trójką równo z końcową syreną sprzed twarzy George'a. Gdy obaj schodzili do swoich ławek, James przybił "piątkę" z George'em. - Tak się rodzi gwiazda - wykrzyczał komentujący dla stacji TNT Reggie Miller, lider Pacers w latach 90 i na początku XXI wieku.

Heat muszą się bać

W tym sezonie Pacers mają wszystko, by myśleć o mistrzostwie, a początek sezonu zdaje się to potwierdzać. George nie tylko sprawdza się w roli lidera drużyny, ale i wysyła sygnał do LeBrona Jamesa, że zamierza walczyć o tytuł najbardziej wartościowego gracza sezonu. W pierwszych pięciu meczach rzucał średnio 25,8 punktu z blisko 50-procentową skutecznością, miał ponad 8 zbiórek i cztery asysty na mecz. I co najważniejsze, potrafi zdobywać punkty seriami, gdy zespół tego potrzebuje.

Heat muszą się obawiać Pacers, bo rywale mają swoje atuty tam, gdzie obrońcy tytułu mają problemy, czyli pod koszem. Roy Hibbert aspiruje do bycia czołowym środkowym ligi i jej najlepszym defensorem. Jego długie ręce stanowią ogromny problem nie tylko dla podkoszowych rywali, ale i odstraszają graczy obwodowych od zbliżania się do obręczy. A do pomocy ma jeszcze Davida Westa i sprowadzonego latem z Phoenix Suns Luisa Scolę - walkę o zbiórki wygrać z nimi trudno, a i o punkty spod kosza też nie jest łatwo.

Pacers sezon zaczęli rewelacyjnie, a terminarz pierwszych meczów jest dla nich dość łaskawy. Prawdziwą próbę przejdą na początku grudnia. Wtedy zagrają pięć meczów z drużynami z zachodu (Clippers, Blazers, Jazz, Spurs i Thunder), a w pierwszym meczu po powrocie do domu zmierzą się z Heat, po raz pierwszy od majowych finałów wschodu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA