Ostatnie wyjazdowe zwycięstwo Lakers wymęczyli 22 grudnia w meczu z Golden State Warriors (118:115 po dogrywce). W piątek w Minnesocie wygrali znacznie łatwiej, co nie znaczy, że łatwo - w pierwszej kwarcie rzucili rywalom 37 punktów, w połowie drugiej kwarty mieli aż 29 punktów zaliczki, ale Timberwolves mozolnie odrabiali straty. W trzeciej kwarcie doszli na osiem punktów, a na sześć minut przed końcem, po trójce Szweda, Lakers mieli już tylko cztery punkty więcej.
Końcówka należała do Lakers, a w zasadzie do Pau Gasola. Hiszpański podkoszowy, który wrócił do pierwszej piątki pod nieobecność kontuzjowanego Dwighta Howarda, w ostatnich sześciu minutach zdobył siedem ze swoich 22 punktów, a Lakers końcówkę wygrali 17:10 i cały mecz 111:100.
Lakers znów dobrze dzielili się piłką. Przy 39 celnych rzutach z gry mieli aż 27 asyst. Kobe Bryant znów zagrał bardzo wszechstronnie i znów otarł się o triple-double - mecz zakończył z 17 punktami, 12 zbiórkami i dziewięcioma asystami. Najskuteczniejszy w Lakers był Gasol (22 punkty), 18 dorzucił rezerwowy Antawn Jamison, a 17 punktów miał Steve Nash.
Dla Lakers była to pierwsza wygrana na wyjeździe w 2013 roku. Zespół jest w trakcie siedmiomeczowej serii wyjazdowej, na razie wygrał jedno z dwóch dotychczas rozegranych spotkań. Z bilansem 21-26 Lakers zajmują 10. miejsce na zachodzie. Ósme Houston Rockets ma bilans 25-23.
Najwięcej punktów dla Timberwolves rzucił Szwed - 18. Ricky Rubio miał dziewięć punktów i siedem asyst, a 15 punktów i dziewięć zbiórek dołożył Derrick Williams. Dla Wolves była to szósta porażka z rzędu i dziewiąta w ostatnich 10 meczach. Zespół zajmuje 12. miejsce na zachodzie (217-26).