To także pierwsza porażka ekipy z Utah różnicą większą niż 40 punktów od 13 lat - 4 lutego 2000 roku Jazz przegrali na wyjeździe z Los Angeles Lakers 113:67.
Rockets prowadzili różnicą 21 punktów po pierwszej połowie, po trzech kwartach mieli już 35 punktów więcej i nie przestawali trafiać. Ostatecznie wygrali aż 125:80. Punkty zdobyli wszyscy gracze z Houston, a aż sześciu zakończyło mecz z dwucyfrowym dorobkiem. 25 punktów miał James Harden, 16 Marcus Morris, a 14 Carlos Delfino. Rockets trafiali z 52-procentową skutecznością, Jazz trafili tylko 38 procent swoich rzutów.
Już w drugiej kwarcie kibice Jazz zaczęli buczeć, a na początku trzeciej część z nich zaczęła wychodzić z hali. - Gdybym siedział na trybunach, też bym na nas buczał. Uwielbiam u naszych fanów to, że zawsze mówią nam prawdę. Sami powinniśmy dziś buczeć, widząc naszą grę - powiedział Jefferson, który zdobył 10 punktów i miał osiem zbiórek. W Jazz więcej punktów zdobyli tylko Randy Foye - 12 i Derrick Favors - 11.
- Mógłby w naszej drużynie zagrać dziś Michael Jordan w formie z najlepszych lat, a i tak byśmy przegrali. Nic nam nie wychodziło - dodał Jefferson. - Zagraliśmy okropnie - stwierdził Tyrone Corbin, trener Jazz.
Z gry zespołu kpił reporter "Salt Lake Tribune" Bill Oram. "Chciałeś dramatu? Powinieneś był włączyć HBO. Ognia? Talk-show z politykami lepiej by ci zrobił. Szczęśliwej historii? Nie patrz nawet na poniedziałkowy mecz Utah Jazz" - napisał po spotkaniu z Rockets.
Jazz mimo porażki zajmują nadal siódme miejsce na Zachodzie (bilans 24-21). Rockets są o lokatę niżej (25-22).
Golden State Warriors - Toronto Raptors 114:102
Memphis Grizzlies - Philadelphia 76ers 103:100
Sacramento Kings - Washington Wizards 96:94
Brooklyn Nets - Orlando Magic 97:77
Chicago Bulls - Charlotte Bobcats 93:85
Denver Nuggets - Indiana Pacers 102:101
Utah Jazz - Houston Rockets 80:125