NBA. Lakers pokonali Thunder. Bryant w nowej roli

Los Angeles Lakers odnieśli największe zwycięstwo w sezonie. W niedzielę pokonali zespół z czołówki NBA, ubiegłorocznego finalistę Oklahoma City Thunder 105:96 i tchnęli wiarę w kibiców, że sezon jeszcze nie jest stracony. Kobe Bryant otarł się o triple-double - rzucił 21 punktów, miał 14 asyst i dziewięć zbiórek.

Dla Lakers była to druga wygrana z rzędu. W piątek pokonali Utah Jazz 102:84, ale to niedzielne zwycięstwo było bardziej imponujące, bo odniesione z rywalem najcięższego kalibru. Thunder prowadzili najwyżej pięcioma punktami, ale końcówka należała do Lakers. Bryant był zaangażowany osobiście w aż 12 z 14 ostatnich punktów LA, sam rzucił ich sześć.

Najlepszy strzelec NBA Kevin Durant zdobył 35 punktów, ale trafił 10 z 26 rzutów z gry, trzy pudła zaliczył w ostatnich sześciu minutach. Russell Westbrook był bliski triple-double (17 punktów, 13 asyst, 9 zbiórek), ale trafił tylko sześć z 22 rzutów z gry, a w czwartej kwarcie po jego przewinieniu technicznym Lakers powiększyli przewagę do czterech punktów.

Gospodarze zagrali dobry mecz w obronie, ale bardziej imponująca była ich gra w ataku. Lakers nieco zwolnili tempo rozgrywania akcji, a wszystkim zaczął dyrygować Bryant. Piąty strzelec w historii NBA, zawodnik, który jeszcze niedawno oddawał po 30 rzutów w meczu, zaczął szukać podaniami partnerów. W meczu z Jazz miał 14 asyst, tyle samo w niedzielny wieczór. Dla obrońców gra przeciwko Bryantowi stała się jeszcze trudniejsza. Teraz nie muszą już skupiać się na tym, by jak najbardziej utrudnić mu pozycję do rzutu, muszą też uważać na jego podania.

W niedzielę Bryant oddawał na obwód do Steve'a Nasha (17 punktów) i Metty World Peace'a (15), wchodził pod kosz i dogrywał do Dwighta Howarda (8), Pau Gasola (16) lub też ścinającego w kierunku obręczy Earla Clarka (11).

- Jeśli on tak się dzieli piłką, to każdy, kto jest na parkiecie, jest zaangażowany w grę. On zawsze swoje punkty rzuci, ale potrzebujemy tego balansu w ataku - uważa Gasol. Bryant asyst miał więcej niż oddanych rzutów (14 asyst, 12 rzutów). Co nie znaczy, że ze zdobywania punktów zrezygnował.

W końcówce czwartej kwarty zdobył sześć ze swoich 21 punktów. Jego celny rzut z sześciu metrów po minięciu Thabo Sefoloshy na 37 sekund przed końcem dał Lakers siedmiopunktową przewagę (103:96) i pewne zwycięstwo.

Jedyne, co się w Lakers nie zmieniło, to problemy Howarda ze skutecznością. W niedzielę pudłował z gry (3/7) i z linii rzutów wolnych (2/10), sporo czasu przesiedział też na ławce rezerwowych przez faule.

Kibice w Staples Center po końcowej syrenie zgotowali swoim koszykarzom owację na stojąco. Po blisko czterech miesiącach upokorzeń, wyszydzania i wyśmiewania kiepskiej gry złożonej z gwiazd drużyny mieli swój moment triumfu, bo Lakers pokonali Thunder, czyli zespół z czołówki NBA (bilans 34-11). Do tego już w drugim, kolejnym meczu pokazali, że zaczynają odnajdywać rytm w ataku, który może dać im miejsce w play-off (na razie są na 10. miejscu).

Więcej o:
Copyright © Agora SA